Pobyt w Częstochowie był zbyt długi
Z Dawidem Murkiem mógłby grać w nieskończoność w jednej szóstce. Uważa że pobyt w Częstochowie był za długi, a nie lubi w sobie tego, że za szybko się denerwuje. Dziś na pytania naszego kwestionariusza odpowiada zawodnik AZS Politechniki Warszawskiej, Krzysztof Wierzbowski.
- Z kim mógłby Pan grać w szóstce bez końca?
Krzysztof Wierzbowski: Z Dawidem Murkiem. To jest zawodnik przede wszystkim z charakterem. W Częstochowie spełniło się tak naprawdę moje marzenie - być na boisku właśnie z nim. To jest taka osoba, z którą mógłbym grać w nieskończoność.
- Czego nauczyły Pana sport i siatkówka?
- Szanowania swojej pracy, kolegów, trenera i wytrwałej walki o wszystko do samego końca. Tak naprawdę jednak sport uczy życia i myślę, że każda osoba która od kilkunastu lat gra w siatkówkę albo uprawia jakikolwiek inny sport to wie.
- Jaką dałaby Pan rade początkującym siatkarzom?
- Wytrwałości w tym co robią. Gram już trzynaście lat, a niektórzy dwadzieścia. Z Andrzejem Stelmachem będąc w Częstochowie śmieliśmy się, że kiedy ja zaczynałem chodzić, to on już grał w Częstochowie na parkiecie. Trzeba więc być przede wszystkim wytrwałym i nie podłamywać się niepowodzeniami, z każdych wyciągać jakieś wnioski i walczyć o swoje.
- Jakie są cechy siatkarza doskonałego?
- Chyba nie ma doskonałego siatkarza, kiedyś bardzo podobał mi się zespół Serbów – był podobny do tego, który zdobył mistrzostwo Europy. Był to zespół walczaków, którzy po prostu wychodzili i jak przychodziła końcówka to robili swoje, zamiatali innych i mecz się kończył. Było kilku zawodników m. in. Grbic i Miljković, którzy ciągnęli grę. Nie chodziło tylko o odbijanie piłki, ale o ten charakter, który pchał również kolegów do przodu.
- Co zmieniłby Pan w swojej sportowej karierze?
- Może pobyt w Częstochowie był troszeczkę za długi - przesiedziałem tam dwa lata na ławce rezerwowych, w ogóle nie grałem. Trochę w trzecim roku pograłem. Na pewno cieszę się, że przyszedłem do Warszawy. Ważne jest to, że nie spadłem do niższej ligi, ani że nie musiałem wyjechać za granicę, a zostałem w rodzinnym mieście i mogę tutaj grać.
- Co obecnie robiłby Pan, gdyby nie zajął się siatkówką?
- Chyba skończyłbym studia, na zarządzaniu. Trudno powiedzieć... mógłbym być np. managerem, skończyć prawo itp. ale nie wiem czy dałbym radę <śmiech>
- Czego Pan w sobie nie lubi?
- Chyba szybko się denerwuję. Czasami proste rzeczy wyprowadzają z równowagi.
- Jaki siatkarski prezent sprawiłby Panu radość?
- Mógłby nim być dobry wynik AZS Politechniki Warszawskiej np. awans do czołowej czwórki. To byłby siatkarski super prezent. Do tego jednak jeszcze daleka droga.