Pod patronatem PLS: „Bruno Rezende. Od ciemności do złota”. Rusza przedsprzedaż książki rozgrywającego
Udana sportowa kariera. Olimpijski finał. Prowadzenie 2:0 i dwie piłki meczowe. Porażka 2:3 i upadek w otchłań, z której ciężko się wydobyć. Ale jemu się to udało! Rusza przedsprzedaż książki Bruno Rezende „Od ciemności do złota”, w której rozgrywający reprezentacji Brazylii w siatkówce dzieli się tym, jak udało mu się wrócić na sportowy szczyt mimo wyniszczającego nałogu. Premiera 17 lipca nakładem Wydawnictwa SQN. A ćwierćfinał tegorocznej Ligi Narodów – Polska kontra Brazylia – już w najbliższy czwartek!
Fragment książki:
Piłka spada na parkiet. To koniec. Stoimy nieruchomo, w milczeniu, na naszej połowie.
Siatka oddziela orgazm zwycięstwa od rozpaczy porażki. Nie potrafię jeszcze zrozumieć, co się dokładnie stało i jak do tego doszło. To tak, jakbym przebudził się w samym środku koszmaru. Ale tak nie jest, to wszystko jest cholernie prawdziwe. Rozglądam się wokół pogubiony, rozbity, jestem jak hologram. Obserwuję publiczność, ale nie słyszę żadnego hałasu. Mój ojciec – trener reprezentacji, mistrz uwielbiany w całym kraju – siedzi na ławce i trzyma się za głowę. Niektórzy moi koledzy się obejmują, są i tacy, co płaczą.
Ja nie, ja stoję nieruchomo, skamieniały. Kiedy idziemy do szatni, ktoś próbuje mnie pocieszyć, ale nie jestem w stanie spojrzeć mu w twarz.
Wchodzimy do środka. Otacza nas surrealistyczna cisza, w oddali słychać świętujących Rosjan. Czas włożyć dres i wyjść z powrotem, żeby stanąć na podium. Wchodzimy na drugi stopień, znajdujący się parę centymetrów od chwały, wiecznej radości tych, którzy w sporcie zdobywają olimpijski laur. Czuję łzę spływającą po policzku, wycieram oczy. To nie jest smutek, tylko takie nieokreślone uczucie: jestem tam, nie będąc.
Zostaję wylosowany do kontroli antydopingowej. Potrzebuję czterdziestu pięciu minut, żeby oddać mocz – to cała wieczność, dla mnie i dla drużyny, która czeka na mnie w autokarze.
Nawet w drodze do wioski olimpijskiej nikt nie ma siły się odezwać.
Wchodzę do pokoju, siadam na poduszce, chowam głowę w ramionach i opieram się o ścianę. Rękami mocno ściskam nogi. Jestem pozostawiony samemu sobie, bezsilny, kompletnie pusty.
Załamany.
Cztery godziny po tym, jak ostatnia piłka spadła na parkiet, wreszcie dociera do mnie, co się stało. Mam odwagę o tym myśleć, przeżywać, rozpamiętywać, wiedząc, że to będzie wielki cios.
Płaczę. Płaczę jak jeszcze nigdy dotąd, ogarnia mnie rozpacz, jakiej nigdy wcześniej nie doświadczyłem. Czuję, że spadam w otchłań, jakby wciągała mnie ziemia. Przegrałem finał igrzysk olimpijskich w Londynie 2012. Przegrałem najważniejszy mecz w życiu i przegrałem go, będąc milimetr od zwycięstwa. Straciłem jedyną szansę, żeby uwolnić się od Bruninho, syna Bernardo. Straciłem okazję, żeby wreszcie być po prostu Bruno. Przegrałem i wiem na pewno, że od tej pory zawsze będzie czas sprzed igrzysk i po igrzyskach w Londynie.
Wiem, że nigdy nie zdołam tego cofnąć i powtórnie rozegrać meczu mojego życia. Czuję w trzewiach głęboki ból, który mnie miażdży. Sięgam dna i widzę to. Jest czarno, piekielnie czarno.
Płaczę dalej. Nie potrafię, nie chcę i nie mogę przestać. Brakuje mi powietrza. Chciałbym uciec, lecz nie mogę uciec od samego siebie.
Z tego przeklętego trzeciego seta, z tych przeklętych ostatnich punktów seta pamiętam każdą chwilę, każdą szansę, każdy jeden oddech. Myślami wracam do przerw i widzę, że jestem zagubiony, niezdolny do reakcji – mieszanka złości i rozpaczy.
Nie pomagają koledzy, którzy jeden po drugim wchodzą do pokoju, żeby mnie pocieszyć na tej drodze krzyżowej pełnej uścisków i wymuszonych uśmiechów.
Obok mnie siedzi Thiago Alves, mój kolega z pokoju. Też milczy, nie znajduje odpowiednich słów, jakie mógłby mi powiedzieć, ponieważ takie nie istnieją.
Tego wieczoru, w tym pokoju, który z każdą minutą staje się coraz mniejszy, ciaśniejszy, klaustrofobiczny, rozpoczyna się najtrudniejszy okres w moim życiu. Nie mogę już obejrzeć się za siebie w obliczu ogarniających mnie strachu i lęku.
Odzyskanie trzeźwości umysłu zajmuje mi ponad trzy godziny, a potem robię jedyną możliwą rzecz: wychodzę. Wychodzę z moją menedżerką Alessandrą i z jej mężem Giuliano. Dołączamy do pozostałych kolegów z drużyny na kolacji zorganizowanej przez magazyn „Placar”, kilka minut od wioski olimpijskiej.
Czuję się całkowicie nie na miejscu. Ludzie się uśmiechają, rozmawiają o meczu niemal z dystansem. Czuję, jak napięcie powoli opada i nieubłaganie narasta rozpacz. Mam ściśnięty żołądek, jest mi zimno, ręce mi się trochę trzęsą, co chwilę odwracam wzrok, żeby ukryć łzy.
Zaczynam pić.
Piję wszystko, co akurat stoi naprzeciwko. Gin, zwłaszcza gin. Im więcej piję, tym bardziej smutek i lęk mieszają się z letargiem, którego nie rozpoznaję, mam znieczulone ciało i umysł. W pomieszczeniu robi się duszno, głowę mam ciężką, wzrok zamglony. Chcę uciec.
Spotykam dziewczynę, którą poznałem w wiosce kilka dni wcześniej, bełkoczę coś, nie wiem co i wolę nie wiedzieć. Proponuje, że odwiezie mnie do hotelu. W taksówce chaotyczne wspomnienia mieszają się z tysiącem myśli. Zaczynamy się całować. Wchodzimy do pokoju. Idziemy do łóżka. Zapadam w głęboki, alkoholowy, niepocieszający sen.
Panuje ciemność. I potrwa jeszcze przez wiele miesięcy.
O książce:
12 sierpnia 2012 roku. Olimpijski finał, w którym Brazylia prowadzi z Rosją 2:0 w setach, a w trzecim ma dwie piłki meczowe. Niewykorzystane, co kończy się porażką 2:3 i srebrnym medalem. Od tej chwili rozgrywający Canarinhos, Bruno Rezende, pogrąża się w otchłani.
„Wieczór. Wtedy zawsze wychodzę i zawsze piję. Uciekam z domu, żeby nie siedzieć sam z własnymi myślami, i zawsze trafiam do jakiegoś baru albo na jakąś imprezę. Piję do czasu, aż czuję się znieczulony”.
Co robić, gdy w głowie sportowca pojawiają się upiory, niepewność, wątpliwości i zbyt wiele pytań? A wszystko komplikuje fakt, że trenerem drużyny jest twój ojciec? Bruno Rezende znajduje sposób, by odbić się od dna.
Pozwalając sobie pomóc, zaczyna pracować nad samym sobą, odkrywa mindfulness i powoli na nowo uczy się koncentrować. Nagrodą za ten trud jest złoty medal olimpijski zdobyty w Rio oraz tryplet wywalczony w barwach Modeny.
Od ciemności do złota nie jest zwykłą autobiografią. To szczera opowieść w rytmie zwycięstw – sportowych i nie tylko – pozwalająca odkryć psychiczne labirynty, w których może się zgubić sportowiec światowej klasy. Ale to też historia pokazująca, jak wrócić silniejszym niż kiedykolwiek wcześniej.
Książkę polecają:
W kraju, który rekompensaty za wszelkie niepowodzenia szuka w sporcie, urodził się zawodnik, który nie tylko samemu sobie, ale i milionom Brazylijczyków chciał udowodnić, że nie jest wyłącznie synem znanego ojca. Ta książka to jednak nie tylko biografia wybitnego sportowca, ale również opowieść o tym, że perfekcjonizm potrafi dać tyle samo, co odebrać. Ta lektura otwiera głowę na to, co jest prawdziwym sukcesem. Warto.
Sara Kalisz, TVP Sport
Poznałem Bruno w Katowicach w 2007 roku - skromny, nieco nieśmiały, w cieniu ojca Bernardo i Ricardo, siatkarskiego geniusza i jednego z liderów Kanarków. Bruninho musiał więc walczyć o sławę, o uznanie, o sprostanie oczekiwaniom. Do dziś pozostał dumny, oddany siatkówce, pełen pasji, zaangażowania, walki, finezji, sportowej fantazji… Odnajdziecie to wszystko w tej książce - to spis jego sportowych zmagań, ale przede wszystkim szczera opowieść człowieka, który sport czuje jak mało kto.
Marcin Lepa, Polsat Sport/Prawda Siatki
Zamów książkę w przedsprzedaży na LaBotiga.pl https://bit.ly/od-mroku-do-zlota
- rabat od ceny okładkowej
- atrakcyjne pakiety z innymi książkami lub torbą „Siatka dobra na wszystko”
- przy zakupie czterech produktów z kodem 4ZA3 najtańszy produkt gratis