Półfinał na wyciągnięcie ręki
Od zwycięstwa rozpoczęła udział w drugiej fazie mistrzostw Europy reprezetacja Polski. W Izmirze zespół trenera Daniela Castellaniego pokonała obrońcę tytułu Hiszpanię 3:2. Styl nie był najlepszy, ale to się nie liczy. Wygrana w praktyce zapewnia awans do półfinału.
Jak bardzo zwycięstwo cieszyło samych siatkarzy wiedzą ci, którzy widzieli Piotra Gruszkę skaczącego na Daniela Plińskiego, zaraz po zdobyciu przez biało-czerwonych ostatniego punktu. Gdy Marcin Możdżonek wbił w trzeci metr piłkę kończącą mecz, cała drużyna - łącznie z pomocnikami Daniela Castellaniego - włączyła się do rozkrzyczanego kółka na środku hali Halkapinar. - Był to chyba jak na razie najważniejszy mecz. To zwycięstwo daje nam dużo spokojniejszą grę w środę i czwartek. Taka wygrana na pewno nas podbuduje, przyniesie korzyść na przyszłość - mówił po spotkaniu Michał Ruciak.Tym razem nie poszło tak łatwo jak w pierwszym etapie turnieju. Żeby wygrać, Polacy musieli wyciągnąć cały swój oręż. - Mecz od początku nie układał się po naszej myśli. W tie-breaku przeciwnik miał już piłkę meczową w górze, a udało się odwrócić losy spotkania - cieszył się zawodnik.
Nie mylił się Paweł Zagumny, który zapowiadał, że Hiszpanie ostatniego słowa jeszcze nie powiedzieli. Grali znacznie lepiej niż w pierwszej fazie rozgrywek. Nie mówiąc już o Memoriale Huberta Wagnera, gdzie przegrali nie tylko z zawodnikami Castellaniego, ale i z młodą kadrą B Grzegorza Wagnera.
- Byli bardziej skoncentrowani i nie popełniali tyle błędów co w Łodzi. Dużo agresywniejsi podczas swojej zagrywki. No i oczywiście tutaj była zupełnie inna presja, inna ranga: wtedy - mecz towarzyski, teraz - na mistrzostwach Europy - porównywał Ruciak. Jego zdaniem tym razem Hiszpanie byli na ostrzu noża. - Ta porażka utrudnia im drogę wejścia do półfinału. Na pewno grali na sto procent i postawili wszystko na jedną kartę, żeby wygrać to spotkanie.
Polacy na porażkę mogą sobie pozwolić, ale głód zwycięstw im nie mija. Tym bardziej, że w miarę jedzenia apetyt rośnie. Na niezachwianą wolę walki nie ma lepszego dowodu niż wygrana w pięciu setach, w ostatnim 17:15. Do tego z wybronioną piłką setową na koncie. A skąd ta słabsza gra? - Gra się tak, jak przeciwnik pozwala - wyjaśnił krótko Ruciak, który wtorkową potyczkę zaczął w wyjściowej szóstce. Bynajmniej nie bardziej zestresowany. - Adrenalina jest taka sama. Każdy jest i mentalnie, i fizycznie bardzo dobrze przygotowany do turnieju. Wiemy, że nawet drobna pomoc przy jednej - dwóch piłkach może ruszyć wszystko do przodu. Cieszy to, że możemy się nawzajem uzupełniać - mówił siatkarz, dodając, że wcale nie jest ciężej rozpoczynać mecz od razu na boisku. - Po to trenowaliśmy i graliśmy multum spotkań, żeby być przygotowanym do tej najważniejszej imprezy. Jest nas w sumie czternastu i każdy może na siebie liczyć. Wspieramy się i jest to bardzo pozytywne.
Pozytywna jest wizja kolejnego spotkania Polaków. Tym razem zmierzą się ze Słowacją, która przegrała trzeci z rzędu mecz na tych mistrzostwach. Choć spotkania z Grecją czy Hiszpanią kończyli dopiero w tie-breaku. - Są odrobinę słabsi, ale nie słabi - mówił wyważenie Ruciak. - Trzeba sto procent koncentracji z naszej strony żeby wygrać.
Koncentracji nigdy nie za wiele, ale po przegranej Słowaków 1:3 z Francuzami możemy chyba liczyć na zaoszczędzenie odrobiny sił. I długo wyczekiwaną pewność, że zagramy w półfinałach mistrzostw Europy. Powrót do listy