Polska w finale mistrzostw świata!
Dopiero piąty set wyłonił pierwszego finalistę mistrzostw świata siatkarzy. Została nim Polska, pokonując po bardzo zaciętym spotkaniu Brazylię.
Mecz o finał znakomicie zaczął się dla polskiej reprezentacji, niesionej dopingiem wypełnionego kibicami Spodka. Po kilku błyskotliwych obronach i skutecznych zbiciach Aleksandra Śliwki i Bartosza Kurka, Polska prowadziła 8:5. Wtedy jednak coś się stało z atakami polskich siatkarzy. Bartosz Kurek pomylił się przy pojedynczym bloku, a środkowi, którzy tak dobrze zagrali przeciwko USA, mieli kłopot z przebiciem się przez blok i zdobywaniem punktów. Trener Nikola Grbić bardzo szybko zdecydował się na podwójną zmianę, jednak znaczących efektów, bo Brazylia grała doskonale. Doświadczeni zawodnicy wiedzieli gdzie się ustawić, a w kontrach byli bardzo skuteczni. Powiększali przewagę, która osiągnęła cztery punkty.
Polscy siatkarze zerwali się jednak w końcówce i obronili trzy setbole. Wydawało się, że czwarty też padł ich łupek, bo po efektownej obronie Kamila Semeniuka Śliwka obił blok. Brazylijczycy wzięli challenge i niestety okazało się, że nasz przyjmujący nie zdążył wyhamować (atakował z drugiej linii) i otarł się o siatkę nim piłka dotknęła boiska. Szkoda.
Ale udana pogoń uskrzydliła Polaków i chyba sprawiła, że uspokoili nerwy. Od początku dominowali zdecydowanie, powiększając przewagę, która osiągnęła osiem punktów (19:11). Doskonale grał Śliwka, Semeniuk zdobywał punkty po sprytnych kiwkach, a gdy nasi gracze schowali ręce w bloku, Leal zaatakował w aut. Brazylijczycy byli momentami bezradni, nie pomagały zmiany. Nasi siatkarze aż cztery razy zablokowali ich punktowo, w tym w ostatniej akcji seta, zatrzymując Leala.
W trzecim secie Brazylijczycy próbowali podjąć walkę. Udawało im się na początku, kiedy prowadzili 11:9. Na więcej im Polacy nie pozwolili. Z akcji na akcję grali coraz lepiej. Wreszcie efekty zaczęła przynosić zagrywka - bezpośrednich punktów (tylko dwa po trzech setach), ale znakomicie funkcjonowały blok i obrona, a kontrataki były zabójcze. Jak można było zatrzymać Polaków, gdy najwyższy na boisku Bieniek popisał się dwiema obronami niczym libero, a jego koledzy skończyli akcje. Cała drużyna miała w trzeciej partii prawie 70 proc. skuteczności, a Brazylijczycy, mimo wprowadzenia do gry Bruna Rezende, mniej niż 50 proc.
Mecz był bardzo twardy, błędów było niewiele, a mnóstwo widowiskowych akcji. W czwartym secie Polacy wreszcie złamali w przyjęciu Leala, dotąd spisującego się bardzo dobrze. Jego miejsce zajął Rodrigo Leao i zaczął nieźle. Gra była równa i przypominała wymianę ciosów w walce bokserskiej. Przewaga się zmieniała, lecz nikt nie potrafił odskoczyć na kilka punktów. Kapitalnie spisywał się Śliwka, a Kurek kończył ważne akcje. Po drugiej stronie popisywał się Ricardo Lucarelli, a Bruno bardzo mocno serwował. Gdy szedł na zagrywkę, Brazylia odskakiwała. Gdy przewaga wzrosła do pięciu punktów (21:16), stało się jasne, że o awansie do finału zdecyduje tie-break. I tak się stało, mimo kontuzji Lucarelliego, który zszedł z boiska.
W rozstrzygającym secie Polska prowadziła 7:4, jednak po tym, jak dwóch ataków nie skończył Kurek, był remis (7:7). Brazylia pierwszy raz wyszła na prowadzenie (11:10) po aucie Kurka, gdy serwował Bruno. Miała szansę na plus dwa, jednak Bieniek schował ręce w bloku i Leal posłał piłkę w aut. Polacy odpowiedzieli najlepiej jak mogli. Szybko odrobili straty i po wspaniałej końcówce wygrali, po raz trzeci z rzędu awansując do finału mistrzostw świata.
Polska - Brazylia 3:2 (23:25, 25:18, 25:20, 21:25, 15:12)
Polska: Janusz, Śliwka, Kochanowski, Kurek, Semeniuk, Bieniek, Zatorski (libero) oraz Łomacz, Kaczmarek, Fornal
Brazylia: Fernando, Lucarelli, Lucas, Wallace, Leal, Flavio, Thales (libero) oraz Bruno, Roque, Darlan, Leao, Adriano