Porażka AZS PW po serii pięciu zwycięstw
AZS Politechnika Warszawska przegrała z LOTOS-em Treflem Gdańsk 2:3 (17:25, 25:18, 25:22, 20:25, 9:15) w meczu inaugurującym 7. kolejkę spotkań PlusLigi. MVP Grzegorz Łomacz.
– Każda seria musi się kiedyś skończyć – powiedział drugi trener Politechniki, Przemysław Michalczyk. – Nasza niestety skończyła się dziś, w spotkaniu przeciwko Treflowi – dodał. – Był to nasz najsłabszy mecz w tym sezonie. Zagrywaliśmy i przyjmowaliśmy słabiej niż zazwyczaj – przeanalizował. – Oczekiwania kibiców i artykuły w mediach już zrobiły z nas mistrzów Polski. Tymczasem nie poradziliśmy sobie z presją – skomentował z kolei atakujący, Grzegorz Szymański.
W pierwszych akcjach meczu gra była wyrównana. Serię punkt za punkt przerwały dopiero kontra Grzegorza Szymańskiego i dwa bloki na Matti Hietanenie: duetu Maciej Zajder i Grzegorz Szymański oraz pojedynczy Krzysztofa Wierzbowskiego; 9:6. Gdańszczanie nie zamierzali się poddawać. Ich rozgrywający Grzegorz Łomacz ciężar gry w ataku przerzucił na byłego gracza Politechniki – Wojciech Żalińskiego, a ten radził sobie świetnie. Kończył wszystkie posyłane do niego piłki, a do tego mocno i kąśliwie zagrywał. Przyjezdni dzięki jego udanym zagraniom szybko doprowadzili do remisu, a następnie wyszli na prowadzenie. W szeregach ekipy z Warszawy chwile kryzysu przeżywał Maciej Pawliński, który nie potrafił sforsować bloku rywali. Ataków nie kończył również Grzegorz Szymański, trener Bednaruk na boisko desygnował więc Pawła Adamajtisa. Ani ta zmiana, ani przerwy na żądanie nie przyniosły efektów. Stołeczni mylili się na potęgę: psuli ataki i nie bronili łatwych zbić przeciwników. Wydawało się, że nie potrafią udźwignąć miana faworyta. Siatkarze znad Bałtyku tymczasem konsekwentnie powiększali swoją przewagę; 15:12, 18:14, 20:14, 22:15, 24:16. Seta wygrali zaś aż 25:17.
Siatkarze Trefla dobrze rozpoczęli drugiego seta. Politechnika ani myślała jednak oddawać pola. Na pierwszej przerwie technicznej po udanych atakach Grzegorza Szymańskiego prowadziła 8:6. Po powrocie na boisko dzięki pojedynczemu blokowi Krzysztofa Wierzbowskiego na Pawle Mikołajczaku zdobyła trzecie „oczko” przewagi; 11:8. „Inżynierowie” jeszcze wzmocnili zagrywkę. Choć na początku psuli, to po drugiej przerwie na kosmetykę parkietu wstrzelili się. Asy serwisowe Maciejów: Zajdera i Pawlińskiego doprowadziły do stanu 20:15. Trener Dariusz Luks poprosił o czas, ale nie wybił z rytmu rywali. Po wznowieniu gry efektownym blokiem na Pawle Mikołajczaku popisał się Marcin Nowak, a Maciej Pawliński zdobył kolejny punkt bezpośrednio z zagrywki; 22:15. Stołeczni poszli za ciosem. Dwie minuty później blok Grzegorza Szymańskiego na wprowadzonym na boisko chwilę wcześniej Mateuszu Mice zakończył partię. Politechnika zwyciężyła 25:18.
Podopiecznych Jakuba Bednaruka zwycięstwo w drugiej partii zbytnio rozluźniło. Do trzeciej odsłony przystąpili bowiem nieskoncentrowani i po kilku nieporozumieniach przegrywali 5:9. Szkoleniowiec nie czekał i szybko dokonał dwóch zmian. Grzegorza Szymańskiego zastąpił Paweł Adamajtis, a Krzysztofa Wierzbowskiego – Paweł Siezieniewski. Przyniosło to natychmiastowy efekt. Adamajtis punktową zagrywką zmniejszył stratę swojego zespołu do jednego „oczka” (10:11), a chwilę później po kontrze z trudnej, sytuacyjnej piłki doprowadził do remisu; 13:13. Stołeczni złapali wiatr w żagle, w następnej akcji bowiem Fabian Drzyzga w pojedynkę powstrzymał Mattiego Hietanena; 15:14. Goście nie odpuszczali i na drugiej przerwie technicznej prowadzili 16:15. Po wznowieniu gry jednak cztery kolejne akcje należały do gospodarzy. Wszystko za sprawą kapitalnych zagrywek Pawła Siezieniewskiego (as serwisowy i dwie zagrywki, po których rywale oddali piłkę). „Inżynierowie” mieli więc przewagę i mogli kontrolować przebieg wydarzeń na boisku. Przy stanie 24:19 mieli piłkę setową, ale gdańszczanie dzielnie się bronili. Pomógł im w tym sędzia, który nie zauważył, że Siezieniewski butem podbił piłkę w obronie. Zdenerwowany trener Bednaruk wziął czas. Krótka rozmowa wpłynęła pozytywnie na jego podopiecznych. Dobrze przyjęli oni zagrywkę oponentów, a seta kiwką z drugiej piłki zakończył Fabian Drzyzga. Politechnika wygrała więc 25:22.
Gracze Politechniki mieli tego dnia problem z początkami setów. W czwartej partii nie mogli poradzić sobie z atakami Michała Kamińskiego i na przerwie technicznej przegrywali 5:8, na drugiej zaś 12:16. Chwila wytchnienia pomogła „Inżynierom”. W końcu Maciejowi Zajderowi udało się zablokować Kamińskiego, a Paweł Adamajtis wykorzystał wszystkie kontry. Strata Politechniki zmniejszyła się zatem do jednego punktu; 18:19. W decydującym momencie atakujący z Warszawy jednak pomylił się. Nadział się na blok Bartosza Gawryszewskiego i przy prowadzeniu gdańszczan 22:19 o czas poprosił Jakub Bednaruk. Nie udało mu się wybić z rytmu przeciwników. Ich rozgrywający – Grzegorz Łomacz wszystkie piłki posyłał do Kamińskiego, a ten ani myślał ponownie spudłować. Przy setballu Łomacz wziął sprawy w swoje ręce. Poszedł na zagrywkę i uderzył z całych sił. Siatkarze Politechniki mieli duże problemy z przyjęciem i nie byli w stanie nawet przebić piłki na stronę rywali. Trefl wygrał więc 25:20 i doprowadził do remisu 2-2. O losach meczu miał rozstrzygnąć tie-break.
Decydującą partię LOTOS Trefl rozpoczął od mocnego uderzenia. Po kontrze Wojciecha Kazimierczaka i asie serwisowym Michała Kamińskiego prowadził 4:1; o czas poprosił trener Jakub Bednaruk. Nie był jednak w stanie powstrzymać rozpędzonych rywali, którzy parę chwil później po kolejnym ataku Kamińskiego prowadzili już 11:6. Skrzydłowy z Gdańska ręki nie zwalniał także w polu zagrywki. Po jego asie serwisowym było 13:7. Gdańszczanie nie wypuścili z rąk zwycięstwa i kilkadziesiąt sekund później po błędzie dotknięcia siatki Politechniki wznieśli ręce w geście triumfu. Wygrali 15:9, a cały mecz 3-2.