Pozytywna agresja i zespołowość przyniosły efekt
To był mecz pełen zwrotów akcji, skrajnych emocji, a wręcz dramaturgii. Trwał ponad dwie godziny, a w tie-breaku walka toczyła się na przewagi. Ostatecznie w pojedynku Neckermann AZS Politechnika Warszawska – Jadar Radom lepsi byli gospodarze. Mimo, że warszawiacy wciąż zajmują ostatnie miejsce w tabeli, po spotkaniu nie ukrywali wielkiej radości. Nic w tym dziwnego – w końcu było to dla nich pierwsze zwycięstwo w lidze.
- Dzisiejsze spotkanie dostarczyło nam wszystkim wiele nerwów, już dawno nie towarzyszyły nam takie emocje. Tym bardziej jestem ogromnie szczęśliwy, że wreszcie udało nam się wygrać pierwszy mecz w ligowych rozgrywkach. Wszyscy doskonale zdawaliśmy sobie sprawę, że jest to dla nas mecz ostatniej szansy. Gdybyśmy go przegrali, praktycznie stracilibyśmy szanse na walkę o play offy. Na szczęście coś się wreszcie ruszyło w naszej grze, udało nam się przełamać dotychczasową niemoc i wierzę, że teraz będzie już tylko lepiej – powiedział po meczu trener warszawskiej drużyny – Radosław Panas. - Cieszę się tym bardziej, że choć w spotkaniu nie mógł zagrać nasz kluczowy zawodnik – Radosław Rybak, to chłopaki nie załamali się tym faktem i mimo niezbyt komfortowej sytuacji, pokazali wreszcie na co ich stać – dodał szkoleniowiec.
W grze Politechniki rzeczywiście wreszcie widać było coś nowego, co dotąd nie miało miejsca. Postawa warszawskich siatkarzy była zupełnie odmieniona – z dotychczasowej bezradności zmieniła się w agresywność, wolę walki, a przede wszystkim w zespołowość. - Naszym największym atutem w dzisiejszym meczu była zespołowość - stwierdził Jakub Radomski. – Graliśmy do samego końca i cały czas tworzyliśmy kolektyw. Nie brakowało nam woli walki i wreszcie potrafiliśmy dobrą postawę z treningów przełożyć na mecz o cenne punkty.
- Pokazaliśmy dziś charakter, a głód zwycięstwa wyzwolił w nas pozytywną agresję, która przyniosła oczekiwane rezultaty. To właśnie ta wielka chęć wygranej, świadomość, jak ważny to dla nas mecz sprawiła, że byliśmy prawdziwą drużyną, która wspierała się w ważnych momentach, a kiedy było trzeba - grała agresywnie i robiła, co do niej należy – dodał Paweł Maciejewicz.
Zawodnicy Politechniki otrzymali w spotkaniu przeciwko Jadarowi dwie żółte kartki, ale to wcale ich nie zdekoncentrowało, a wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej zmotywowało. Warszawiakom niejednokrotnie udało się wyjść obronną ręką z trudnych momentów i stresujących sytuacji. Jak podopieczni Radosława Panasa wytrzymali ten nadmiar niekoniecznie pozytywnych emocji? - Musieliśmy to jakoś wytrzymać, tak to w sporcie bywa, że czasem gra się bardzo nerwowe spotkania i trzeba ja rozegrać z zimną krwią. Gdy otrzymaliśmy żółte kartki i straciliśmy punkty, staraliśmy się nawzajem uspokajać, mówiliśmy sobie, że walczymy do końca i opłaciło się. Bardzo się cieszę, że udało nam się wyjść z opresji i wreszcie przełamać złą passę – powiedział Radomski.
O tym, że było to zacięte, dramatyczne spotkanie świadczy fakt, że w tie-breaku Politechnika prowadziła już 12:8, chwilę później Jadar zdobył cztery punkty z rzędu, a ostatecznie i tak triumfowała drużyna z Warszawy (17:15). - Był to kiepski mecz w naszym wykonaniu, zagraliśmy źle, a w tie-breaku nie wykorzystaliśmy swojej szansy. Nie tak wyobrażałem sobie ten mecz, ale w dalszym ciągu to my jesteśmy na dziewiątym miejscu w tabeli i jesteśmy w lepszej sytuacji. Przed nami łatwiejsze mecze, w przeciwieństwie do tych, które czekają Politechnikę – powiedział trener radomian – Jan Such.
- Politechnika wygrała, bo była po prostu lepsza. Sport jest na tyle uczciwą dziedziną życia, że akurat tu się nikogo nie okłamie. My niestety po raz kolejny pokazaliśmy, że nie wytrzymujemy ciśnienia, w ważnych momentach popełniamy proste błędy, gramy miękko na zagrywce, niedokładnie przyjmujemy, nie kończymy ataków. Efekt tego był widoczny. Mam jednak nadzieję, że to się wkrótce odwróci, bo w końcu Jadar to doświadczony zespół, który stać na dużo więcej - dodał Robert Prygiel.
Powrót do listy