Prezent dla taty... Woickiego
Bydgoszczanie po ciężkim, zaciętym meczu pokonali u siebie Neckermanna AZS Politechnikę Warszawa 3:1, a po nim spiker zawodów złożył gratulacje Pawłowi Woickiemu, któremu wczoraj o godz. 14 urodził się syn Mateusz.
- To były dziś emocje, w meczu próbowałem się bardziej pobudzić, ale nie specjalnie mi szło - uśmiechał się żartując po meczu rozgrywający Delecty.
Mecz był nierówny i nerwowy szczególnie w ostatnim secie, gdy prowadząca spotkania sędzina Katarzyna Sokół nie ustrzegła się kilku błędów. Być może nie wypaczyły one bardzo wyniku meczu, jednak wprowadziły niepotrzebne dodatkowe nerwy po obu stronach. Pierwszą partię bydgoszczanie rozstrzygnęli na swoją korzyść od drugiej przerwie technicznej, dwaj slowaccy zawodnicy Delecty Martin Sopko i Michal Cerven atakiem i blokami powiększyli przewagę na 22:17.
W drugim secie zespołowi Waldemara Wspaniałego brakowało konsekwencji w realizowaniu przedmeczowych założeń taktycznych. Goście z kolei lepiej zagrali w obronie i w bloku, szczęśliwie też kontrowali i prowadzili 8:5 i 12:10. Przy stanie 13:12 dla Delecty okazało się, że Dawid Konarski, który pojawił się chwilę wcześniej na parkiecie, nie był wpisany do protokołu. Punkt przyznano więc rywalom, a po kolejnych skutecznych kontrach Kapelusa i Buszka AZS prowadził nawet 21:17.
Hasło do ataku w kolejnym secie dał Sopko, po którego mocnych serwisach Delecta objęła prowadzenie 5:1. Gdy jednak Szymański zaatakował w aut, Sopko "zaspał" w obronie, a Cerven popsuł zagrywkę, to goście prowadzili 8:7. Wtedy na parkiecie po raz pierwszy od 10 października (pierwszy mecz z ZAKSĄ) pojawił się Piotr Gruszka. Widać było wyraźnie, że w ataku nie skacze "na maksa" jednak jego pojawienie się wyraźnie ożywiło zespół, podobnie jak zmiana na rozegraniu Lipińskiego. Po serwisach Sopki i jego ataku Delecta prowadziła 20:17.
Bydgoszczanie byli jednak nadal momentami niedokładni, a przy prowadzeniu 6:5, gdy w ataku nie radził sobie Szymański AZS zdobył cztery kolejne punkty (6:9). Emocj rosły z każdą minutą bowiem większą inicjatywę mieli goście prowadząc jeszcze 13:11, 20:18 i 21:19. Przy stanie 22:22 sędzina popełniła pierwszy poważny błąd kwalifikując prawidłowy blok ataku Gruszki jako autowy. Cerven popsuł jednak zagrywkę (23:23), ale gdy to samo zrobił Maciejewicz było 24:23. Rybak nie pomylił się w kolejnej akcji, a blok Gruszki tym razem dał prowadzenie AZS-u 25:24. Po akcji Sopki atakujący Politechniki posłał piłkę w aut i meczówkę miała znów Delecta (26:25). Blokiem jednak został zatrzymany Szymański, a kontrę skończył Kapelu i AZS był znów bliski wyrównania stanu meczu 26:27). Kiedy wyrównał Sopki, Buszek wyraźnie zahaczył ręką przy ataku ręką o siatkę, ale jego zdaniem dolnej części, a więc zgodnie z nowymi przepisami nie powinno być błędu. Nie przekonał jednak prowadzącej spotkanie i w kolejnym ataku wyraźnie poddenerwowany wyrzucił wyraźnie piłkę w aut.
- Walczyliśmy, byliśmy blisko punktu, może dwóch, ale się nie udało - mówił po meczu Radosław Rybak. - Mecz był nerwowy, oba zespoły chciały wygrać, na dodatek cztery błędne piłki... nie mówię, że przez nie przegraliśmy jednak... szkoda.
- Żal mi chłopaków, bo zostawili zdrowie na boisku, a po meczu mieli łzy w oczach - komentował trener AZS Radosław Panas. - I nie chodzi już nawet o te cztery błędy w ostatnim secie, tylko o zachowanie sędziny, które było skandaliczne. Ten bezczelny uśmiech na twarzy, którym kryje swoją bezsilność, bezradność po prostu brak umiejętności. Wiem, że to mocne słowa, ale jestem to winien zawodnikom, którzy mają po prostu "mocnego kaca". Gratuluję Delekcie, bo z kilkoma chłopakami graliśmy razem w Częstochowie, jest między nami fajna atmosfera, w meczu walczymy przeciwko sobie, a potem bez problemu podajemy rękę i rozmawiamy. Trener Wspaniały buduje mocny zespół, którego miejsce w tabeli nie jest przypadkowe i będę trzymał za niego kciuki, by zajął jak najwyższe miejsce w lidze. Szkoda tylko, że mecz kończył się w taki sposób.
- Po tych pięciu meczach tak widzę, że gramy lepiej na wyjazdach, jak u siebie - trochę tonował nerwy kolegi trener Wspaniały. - Nie graliśmy, tak jak sobie to założyliśmy przed meczem. Nie chciałbym wracać do sytuacji z trzeciego seta (z protokołem - jd.), ktoś popełnił po prostu błąd, ale trzeba o tym już zapomnieć. W meczu też było ich sporo, brakowało komunikacji między zawodnikami. Poza tym Politechnika udowodniła, że nie ma słabych zespołów, a liga jest silna i wyrównana. To jednak dobrze dla kibiców.
- Mecz był faktycznie ciężki i nerwowy - dodał Piotr Gruszka. - Musimy grać bardziej agresywnie, bo mamy możliwości, tylko są jeszcze momenty, że niepotrzebnie wkrada się nerwowość. Czułem się dobrze, choć miałem inne zadania, niekoniecznie atakowanie w trudnych momentach. Ważne jednak, że powoli wszystko idzie do przodu.