Przed hitem w Warszawie: Roberto Santilli i Jastrzębski Węgiel. Historie pewnej znajomości, jakich (być może) nie znacie
W sobotę, o godzinie 17:30, Projekt Warszawa zagra przed własną publicznością w Arenie Ursynów z Jastrzębskim Węglem. To hit 9. kolejki PlusLigi. Bez wątpienia będzie to szczególny mecz dla trenera stołecznej drużyny, Roberto Santilliego, który w przeszłości dwukrotnie pracował w górniczym klubie ze Śląska, osiągając z nim niemałe sukcesy. Ostatnio rozstał się jednak bardzo szybko, dziś z pewnością będzie chciał pokonać byłego pracodawcę.
Włoski szkoleniowiec pracował w jastrzębskim klubie w latach: 2007-2010 oraz 2018-2019. Przy okazji swojego pierwszego rozdziału kariery w barwach Jastrzębskiego Węgla dał się poznać jako człowiek, który interesuje się historią naszego kraju i jego kulturą. W wywiadach z dziennikarzami chętnie rozprawiał o Lechu Wałęsie, papieżu Janie Pawle II, stanie wojennym, komunizmie i przemianach w Polsce. Czytał, dopytywał, rzeczywiście lubił zgłębiać tę tematykę. Był pod wrażeniem zaradności Polaków, zwłaszcza energii i samozaparcia młodych ludzi.
Był też żywo zainteresowany tym, czym zajmuje się sponsor strategiczny jastrzębskiego klubu i zawsze z szacunkiem wypowiadał się o pracy górników. Poświęcił temu nawet jedną przedmeczową przemowę. A trzeba wiedzieć, że Santilli przemawia i motywuje z wielką wprawą, co potwierdzają siatkarze. „Gracie nie tylko dla siebie i kibiców, ale dzięki pracy górników, którzy zjeżdżają na dół do kopalni i ciężko pracują, narażając swoje własne życie. Po to, żebyśmy my mogli robić, to co lubimy” – motywował podczas odprawy swoich zawodników. Zdało to egzamin i przełożyło się na pozytywny wynik na boisku.
Innym razem potrafił poprosić statystyka o przygotowanie zupełnie innego niż standardowy materiału wideo na przedmeczową odprawę. Zamiast analizy rywali zespół oglądał swoje najlepsze akcje z sezonu. Chodziło o to, żeby podbudować graczy. Tak było przed starciem o brązowy medal z ZAKSĄ w 2009 roku. Pomogło. To jastrzębianie ostatecznie zawiesili brązowe krążki na swoich szyjach.
Włoch zwracał uwagę na jakość żywienia i starał się to zmienić. Z różnym skutkiem. Przed jednym meczem nakazał, by w menu znalazł się wyłącznie: makaron, ryż oraz…dżem. Efekt? Zawodnicy, którzy przyszli na kopalnianą stołówkę odwrócili się na pięcie i wyszli z sali, nawet nie dotykając posiłku. Sam też potrafił się rozsmakować w polskiej kuchni. Zupa gulaszowa zasmakowała mu do tego stopnia, że poprosił kolegów ze sztabu o przepis i później chętnie ją przyrządzał w domu. W jakimś stopniu ta „polskość” przeniknęła do jego życia codziennego. Jednego ze swoich psów nazwał po polsku „Rudy”.
W pierwszej przygodzie z Jastrzębskim Węglem spędził w Polsce trzy lata. W debiutanckim sezonie wydawało się, że szybko pożegna się z drużyną, ale przetrwał zawieruchę wokół własnej osoby. „Im dalej w las”, było już tylko lepiej. W pewnym momencie niezadowolenia z wyników nie kryli nawet ci najbardziej wierni i zagorzali fani z Klubu Kibica. Po porażce z Asseco Resovią Rzeszów Klub Kibica żegnał Santilliego, wymachując białymi chusteczkami! Z każdym rokiem Włoch zmieniał się na lepsze i wzbogacał swoje doświadczenie. Niewielu pamięta, że to Santilli sprowadził do Jastrzębia Marka Lebedewa, który w jego sztabie pełnił rolę trenera przygotowania motorycznego, a później, po latach, wyrobił sobie markę dobrego fachowca już jako pierwszy szkoleniowiec.
Przychodząc do Polski, Santilli był szkoleniowcem znanym głównie z pracy z młodzieżą. Odchodząc z klubu w 2010 roku (przyjął wraz z Pawłem Abramowem ofertę rosyjskiej Iskry Odińcowo) miał na koncie wywalczony: brąz PlusLigi, srebro Pucharu Challenge, srebro PlusLigi oraz Puchar Polski. Całkiem sporo.
W swoim drugim epizodzie w Jastrzębskim Węglu wytrwał na stanowisku niecały rok. W trakcie sezonu 2018/2019 zastąpił odchodzącego do Cucine Lube Civitanova Ferdinando De Giorgiego. Sam też opuścił w trakcie rozgrywek Indykpol AZS Olsztyn. Ówczesne rozgrywki zakończył z jastrzębskim zespołem na trzecim miejscu. W półfinałowej rywalizacji do dwóch zwycięstw jastrzębianie wygrali pierwszy mecz w Warszawie. U siebie grając w Wielki Piątek przy pełnych trybunach (!), nie potrafili postawić pieczęci na awansie do finału. W trzecim starciu w stolicy ulegli po tie-breaku, pomimo że prowadzili w piątej partii 12:10. W klubie pozostał niedosyt.
Po przegranym półfinale Santilli nie rozdzierał szat. Przed walką o brąz z Aluronem CMC Wartą Zawiercie rozmawiał z drużyną ze spokojem. Mówiąc po angielsku ze swoim charakterystycznym australijskim akcentem stwierdził: „To nie czas na łzy. Wciąż mamy o co grać”. I jastrzębianie pokonali rewelację ówczesnego sezonu i sięgnęli po swój ósmy brązowy medal w historii. W tym czasie jego ulubione powiedzenie brzmiało: „Serve can make a difference” („Zagrywka robi różnicę”), co niektórzy zawodnicy obecnego składu do dziś przywołują z uśmiechem. Nie szyderczym. Życzliwym.
W kolejnym sezonie nie było już tak różowo. Skład został przebudowany i wzmocniony (to Santilli mocno optował za ściągnięciem do Jastrzębskiego Węgla Tomasza Fornala, który gra w nim do dziś), ale start sezonu był kiepski. Wobec słabych wyników trener został zwolniony z pracy już w listopadzie i co ciekawe miało to miejsce po zwycięstwie 3:2 z Visłą Bydgoszcz. W Jastrzębskim Węglu nie mają wątpliwości, że w sobotę Włoch będzie podwójnie zmotywowany, być coś udowodnić swojemu byłemu klubowi…
Powrót do listy