Przerost formy nad ambicją
Już dziesiąty raz tysiące kibiców zjechało do Łodzi wspierać polskich siatkarzy. Również Grzegorz Łomacz kiedyś zdzierał tu gardło dopingując Polaków. Teraz niesiony falą okrzyków z orzełkiem na piersi walczył z Brazylią. Spełnienie marzeń? Wcale nie. - Nigdy nie podejrzewałem, że dojdę do poziomu reprezentacyjnego. Po prostu grałem, żeby grać jak najlepiej - mówi rozgrywający kadry Castellaniego.
Nie "dawno dawno temu…”, ale jeszcze przed kilimowa laty na Ligę Światową wybrał się jako kibic. Mecze oglądał m.in. w Łodzi, gdzie w ten weekend setki kibiców przyszły dopingować polską reprezentację. - Lepiej wygląda to z perspektywy zawodnika - ocenia Grzegorz Łomacz. - Wśród kibiców na trybunach atmosfera też była wspaniała. Ale teraz to my byliśmy w centrum, ludzie nas dopingowali.
Jednak występ w roli reprezentanta kraju nie było marzeniem młodego rozgrywającego. Mówiąc językiem siatkarskim - po prostu grał swoje. O progach reprezentacyjnych nawet nie myśląc. - Nigdy nie podejrzewałem, że dojdę do takiego poziomu. Trenując nie myślałem, że mogę grać z najlepszymi zawodnikami. Wiadomo, że chciałem osiągnąć jak największy sukces, ale nie spodziewałem się, że mogę zajść tak wysoko - wyznaje 22-letni rozgrywający.
Ale zaszedł. Stając się jednym z bohaterów głośnego siatkarskiego serialu pt. „Liga Światowa”. Nigdy przedtem rozgrywki nie były nagłaśniane tak mocno. - Organizacja, duże zainteresowanie i rozmiar całej imprezy - to zaskoczyło nas najbardziej. Jest tu mnóstwo ludzi. Do tego po raz pierwszy przed meczami przeszła parada - wyliczał młody siatkarz.
W minionym tygodniu w Wenezueli parady kibiców nie było. Była za to policyjna eskorta. - 7-8 policyjnych motocykli towarzyszyło nam w drodze na każdy trening. Ulice były zamykane, ruch w całym mieście blokowany. Jechaliśmy po pustych drogach, żeby dojechać jak najszybciej. Do sklepu chodziliśmy z eskortą - opowiada Łomacz.
Po tej podróży kadrowicze jeszcze nie dostroili swoich biologicznych zegarów. - W Brazylii było 5 godzin różnicy czasu. W Wenezueli 6,5. To nas trochę rozstroiło. Np. ja zaczynałem być senny dopiero o 1 w nocy. Potem chciało nam się spać w ciągu dnia, a w środku nocy się budziliśmy. Po powrocie do kraju nie jest najgorzej. Staramy się spać normalnie. Chociaż wczoraj też położyliśmy się dopiero o drugiej. Ale jednak mimo wszystko w domu jest lepiej.
Lepiej nie było jeśli chodzi o wyniki. Polska dwukrotnie przegrała z Brazylią. Goście wygrali z nami sportowo, ale i mentalnie. - Są żywi i spontaniczni. Cieszą się grą. Ale jeśli się ich trochę przyciśnie i wynik jest na styku, to też poważnieją i potrafią popełniać błędy - ocenia rywali Łomacz. Więcej błędów popełnili jednak Polacy. Dwa razy 0:3 trudno nagradzać brawami. Równie trudno ganić. Bo przecież wicemistrzami świata nasi seniorzy nie zostali z przypadku.