Przestali kończyć pierwsze akcje
- Zaczęliśmy grać agresywnie - powiedział na pomeczowej konferencji szkoleniowiec kędzierzyńskiej ZAKSY Krzysztof Stelmach. Jego zespół dopiero od trzeciej partii rozpoczął realizację założeń taktycznych i to pozwoliło zwyciężyć w tym spotkaniu. - My od trzeciego seta nie potrafiliśmy skończyć pierwszej akcji - mówił kapitan Pamapolu Andrzej Stelmach.
Michał Masny (kapitan ZAKSY Kędzierzyn-Koźle) – Cieszymy się wszyscy ze zwycięstwa w tym meczu, bo na początku było trochę ciężko. Przez pierwsze dwa sety nie umieliśmy znaleźć naszego rytmu gry. Pojawiły nam się kłopoty w ataku w pierwszej piłce. Wieluń zagrał bardzo dobrze, my natomiast źle. Od trzeciego seta sytuacja na parkiecie odwróciła się w naszą stronę, zaczęliśmy lepiej przyjmować i atakować. Bardzo dobrze się stało, że wygraliśmy, bo dzięki temu mamy dwa punkty.
Andrzej Stelmach (kapitan Pamapolu Siatkarz Wieluń) – Odbiję piłeczkę. My natomiast od trzeciego seta nie potrafiliśmy skończyć pierwszej akcji, bo siadło nam przyjęcie. Oddaliśmy szesnaście punktów bezpośrednio w przyjęciu, co jest potem bardzo ciężko odrobić. Nie możemy sobie odebrać tego, że staramy się, walczymy, próbujemy do samego końca, bo doskonale zdajemy sobie sprawę o co gramy. Trzeci set, przynajmniej do połowy, też układał się po naszej myśli, ale niestety nie wytrzymaliśmy go do końca. Po raz któryś nasza poukładana konstrukcja zaczyna się za szybko rozpadać i później nie możemy się podnieść. Musimy nad tym popracować by była ona zachowana na dłużej. Na pewno cieszymy się z tego jednego punktu. Gdyby ktoś przed meczem powiedział, że zdobędziemy punkt z Kędzierzynem to bralibyśmy go w ciemno. Nie chcę już wracać do tego spotkania. Teraz gramy dalej, bo przed nami jeszcze dwa bardzo ważne mecze: jeden wyjazdowy, drugi u nas z Częstochową. Na pewno szkoda tej przegranej, bo mogło być tak pięknie.
Krzysztof Stelmach (trener ZAKSY Kędzierzyn-Koźle): W pierwszych trzech setach nie umieliśmy wykonać naszych założeń taktycznych. Wiedzieliśmy, że bardzo dużo piłek będzie granych lewym atakiem, a mimo wszystko nie radziliśmy sobie z tym. Rozumiem, że piłka posyłana do Błońskiego była bardzo szybka i nie potrafiliśmy wykonać tego, skupić się, żeby było tam dwóch zawodników i ustawić blok. Nie dawaliśmy sobie z tym rady. W akcie desperacji w trzeciej partii pozamieniałem zawodników i na nasze szczęście jakoś ta gra nam się ułożyła. Dopiero w czwartym i piątym secie weszliśmy w mecz tak jak powinniśmy to byli zrobić od początku. Zaczęliśmy grać agresywnie. Uważam, że od meczu podchodzimy za lekko, za łatwo i myślimy, że to jakoś pójdzie. Niestety, samo nie pójdzie. Drużyny z dołu tabeli walczą o życie. Powiedziałem, że będzie to trudne spotkanie. Jeżeli nie możemy dać sobie rady z takimi zespołami to nie wyobrażam sobie, co chcemy zrobić z tymi, z którymi chcemy walczyć o wyższe cele. Jesteśmy drużyną, która ma grać najpierw o „czwórkę”, a potem o coś jeszcze. Są momenty w naszym zespole kiedy to na sześć akcji przegrywamy pięć. Zaczyna się to od głupiej, przechodzącej piłki, która spada Wojtkowi Kaźmierczakowi przed nosem i my nie reagujemy. Wówczas na zagrywkę idzie Marcin Nowak, serwuje dwie stacjonarne zagrywki, a my sobie i tak z nimi nie radzimy. To są błędy juniorskie i będziemy musieli sobie o tym jeszcze raz porozmawiać. Cieszymy się z dwóch punktów i walczymy dalej o utrzymanie drugiej lokaty.
Damian Dacewicz (trener Pamapolu Siatkarz Wieluń): Ze swojej strony chciałbym dodać, że dla nas najważniejsze jest to, że wciąż walczymy. Jako beniaminek nie jesteśmy typowym outsiderem przygotowanym do spadku. W tych wcześniejszych meczach, pomimo takiej walki jaka była dzisiaj nie udawało nam się zakończyć spotkań ze zdobyczą punktową. Dzisiaj był kolejny mecz z silnym przeciwnikiem, w tym momencie z drugą drużyną ligi i zdobyliśmy w nimi jeden cenny punkt. Wiedzieliśmy, że będzie to ciężkie spotkanie. Zaczynaliśmy z „wysokiego C”, ale za szybko spadliśmy do poziomu, na którym nie możemy rywalizować. Dwa pierwsze sety i połowa trzeciego były bardzo dobre. Obawialiśmy się zagrywki kędzierzynian, która jest ich atutem i słusznie, bo popełniliśmy za dużo błędów. Wpadło nam za dużo piłek i rywal z każdą chwilą za bardzo kontrolował przebieg tego spotkania. Była jeszcze szansa w tie-breaku, gdzie cały czas dochodziliśmy przeciwnika na dwa punkty, ale tam też los był dla nas nieszczęśliwy. Bardzo dobrze i mądrze grała drużyna z Kędzierzyna, szczególnie ci najbardziej doświadczeni. Oczywiście rezerwowi zawodnicy dali dzisiaj bardzo dobre zmiany-Witczak, Martin i Pilarz. Nie spodziewaliśmy się, szczególnie ze strony Grześka takiej dobrej gry. Zagrał naprawdę dobre zawody bez pomyłki. Cieszymy się z jednego punktu, ale po takiej grze zawsze można liczyć na więcej. Nie składamy broni. Teraz przed nami najważniejszy mecz wyjazdowy z Radomiem. Tam będziemy walczyć, żeby nie zostawiać sobie niczego na ostatnie spotkanie. Nie chcemy czekać na ostatnią deskę ratunku w meczu z Częstochową.
