Purya Fayazi: polscy zawodnicy bardzo ciepło mnie przywitali
26-letni przyjmujący podpisał niedawno kontrakt z MKS-em Będzin. Dlaczego mistrz Iranu i MVP minionych rozgrywek w tym kraju zdecydował się zasilić ostatni zespół PlusLigi, kto namówił go do popisania kontraktu w Polsce oraz co sądzi o wypowiedzi Michała Kubiaka na temat Irańczyków? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w naszej rozmowie z przesympatycznym Irańczykiem.
PLUSLIGA.PL: W minionym sezonie zdobył pan mistrzostwo Iranu, został MVP rozgrywek ligowych i…postanowił przenieść się do ostatniego zespołu PlusLigi. Dlaczego?
PURYA FAYAZI: Gdy otrzymałem propozycję z MKS-u Będzin natychmiast udałem się po poradę do Milada Ebadipoura, który od dwóch lat gra w Polsce i jest zachwycony pobytem w Bełchatowie. Powiedział mi, że od strony sportowo - organizacyjnej wszystko jest u was w najlepszym porządku, że liga jest mocna i zapewnia zawodnikom ciągły rozwój, a rozgrywki dają wiele radości. Chciałem też spróbować czegoś nowego, sprawdzić się w innej lidze niż irańska, bo dotąd tylko tam rywalizowałem, zobaczyć czy będę w stanie grać w nowym środowisku równie dobrze, jak w domu. Chcę podnieść swój poziom i myślę, że pod tym względem PlusLiga jest bardzo dobrym wyborem.
- Oczywiście na początku będę potrzebował pomocy - klubu, kolegów z zespołu i trenera a przede wszystkim wsparcia kibiców, żeby zadomowić się w waszym kraju i zrozumieć jak funkcjonuje „polska liga” (te słowa zostały wypowiedziane w naszym języku). Miałem już okazję porozmawiać z trenerem Bednarukiem i była to bardzo budująca rozmowa.
Jednak Będzin, to nie Skra Bełchatów, która jest w ligowej czołówce. To zespół z zupełnie innymi, skromniejszymi celami.
PURYA FAYAZI: To prawda, ale w nowym sezonie będzie tam zupełnie nowa drużyna, mocniejsza niż w poprzednich rozgrywkach. Widziałem listę zawodników i to pozwala mi zachować spokój oraz mieć przekonanie, że pokażemy się w lidze z dobrej strony. Prawda jest taka, że siatkówka bardzo się ostatnio zmieniła i to nie nazwiska grają, a charaktery. Jeśli uda nam się zgrać te charaktery, jeśli zafunkcjonujemy jako kolektyw, to będziemy w stanie znacząco podnieść jakość gry drużyny. Ja w to wierzę.
Pana transfer do MKS-u doda klubowi prestiżu, a co klub może dać panu? Czego jeszcze, poza podniesieniem poziomu pan oczekuje?
PURYA FAYAZI: Chyba pani troszeczkę przesadziła, ja nie jestem żadnym sławnym zawodnikiem. Ale bardzo dziękuję za miłe słowa. Nie znam waszego kraju zbyt dobrze i tak naprawdę ciężko mi konkretnie odpowiedzieć na to pytanie. Milad Ebadipour powiedział mi, że jest w Polsce szczęśliwy. Chciałbym móc powiedzieć to samo po zakończeniu sezonu.
- Są zawodnicy, którzy po prostu grają w siatkówkę, a są tacy, którzy grają, żeby wygrywać, mają tę mentalność zwycięzców. Chcę być w tej drugiej grupie, bo tylko wtedy można realnie podnieść swój poziom.
Sytuacja ekonomiczna w Iranie, która ostatnio bardzo się pogorszyła też miała wpływ na pana decyzję?
PURYA FAYAZI: W siatkówce nie jest to tak bardzo odczuwalne. Wielu zawodników z zagranicy grało u nas i chyba nie mieli powodów do narzekań. Także pani rodak, Łukasz Żygadło, z którym nawiasem mówiąc bardzo się lubimy jest dobrym przykładem na to, że pieniądze nie są złe. W Iranie mógłbym grać za podobną kwotę, albo nawet większą niż w Polsce. Powodem mojej decyzji nie były finanse, ale tak jak już wspomniałem, rozwój. W poprzednim sezonie wielu moich kolegów wyjechało do zagranicznych lig i większość z nich wróciła usatysfakcjonowana. W przeszłości grałem kilka razy w Polsce, widziałem jak reagują kibice i jestem przekonany, że siatkówka jest u was sportem numer jeden.
Niestety, wciąż ustępuje miejsca piłce nożnej.
PURYA FAYAZI: Naprawdę? To trzeba popracować nad tym, żeby sytuacja się zmieniła (śmiech).
Mówi pan, że sytuacja finansowa w Iranie nie jest zła, ale chyba pana osobiście dotknęły kłopoty finansowe klubu z Urmii, gdy w 2015 roku doznał pan kontuzji. Czytałam, że musiał pan się leczyć na własny koszt?
PURYA FAYAZI: Faktycznie, wtedy klub nie był w najlepszej sytuacji finansowej i ja to rozumiałem. Niemniej potem pomogli mi w leczeniu. Wie pani, różnie w życiu bywa i nie ma co rozpamiętywać tego, co zdarzyło się w przeszłości. Najważniejsze, że wróciłem do zdrowia i do dobrej dyspozycji. Nauczyłem się dbać o swoje ciało i je chronić.
Ta kontuzja zatrzymała pana karierę, bo był pan wtedy bardzo obiecującym siatkarzem.
PURYA FAYAZI: To prawda. Każda dłuższa przerwa w grze powoduje, że wypada się z tak zwanego obiegu, szczególnie w reprezentacji. Gdy ja się leczyłem, na moje miejsce pojawili się nowi, młodsi i po powrocie praktycznie zaczynałem walkę o pozycję w kadrze od zera. Dziś mogę powiedzieć, że w pełni wróciłem do drużyny narodowej, czuję wsparcie i zaufanie trenera, a to jest najważniejsze.
Nauczyliście się już funkcjonować pod kierunkiem Igora Kolakovica? Pytam, bo w tym roku zespół prezentuje się znacznie lepiej niż w poprzednim.
PURYA FAYAZI: W ostatnim czasie mieliśmy taki brzydki zwyczaj, że bardzo źle zaczynaliśmy turnieje i potem już nie potrafiliśmy się pozbierać. Jedna, dwie porażki sprawiały, że odechciewało nam się grać. Przed tegoroczną edycją Ligi Narodów pogadaliśmy sobie wspólnie i postanowiliśmy, że musimy zmienić nasze podejście. Przegrane czasem się zdarzają, to naturalne, ale najważniejsze, żeby nie tracić wiary w zwycięstwo, aby cały czas utrzymywać dobry poziom, nie zniechęcać się z byle powodu. Tylko takie podejście gwarantuje sukces.
Dlatego przez większą część fazy grupowej Ligi Narodów graliście praktycznie podstawowym składem?
PURYA FAYAZI: Nie do końca. Te rotacje jednak były, choć może nie tak wyraźne, jak w innych drużynach. Chcieliśmy pokazać się w Lidze Narodów z bardzo dobrej strony i to chyba się udało. Podczas ostatniego turnieju, w Bułgarii mocno mieszaliśmy składem, a mimo to udało nam się pokonać Serbów oraz gospodarzy, na ich bardzo gorącym terenie. Mamy naprawdę mocną czternastkę zawodników, a do tego kilku młodych graczy, którzy dość głośno zgłaszają swój reprezentacyjny akces.
Pozwoli pan, że na koniec wrócę do wydarzeń z Urmii, które miały miejsce po meczu z Polską. Po wygranej bardzo wyraziście wiwatował pan z kibicami. Chciał pan się odgryźć za te niefortunne słowa Michała Kubiaka?
PURYA FAYAZI: Absolutnie nie! Przez cztery sezony reprezentowałem barwy zespołu z Urmii i po każdym zwycięstwie robiliśmy wspólnie mały show. Tak samo zachowałem się po spotkaniu z Rosją. To było też takie moje podziękowanie za te cztery wspólne lata. Gram w siatkówkę po to, żeby wygrywać i każde zwycięstwo bardzo mnie cieszy, lubię je celebrować.
- Byliście naszymi gośćmi, a my szanujemy gości i nigdy nie zrobiłbym czegoś przeciwko wam, czy jakiejkolwiek innej ekipie. Zresztą miałem okazję porozmawiać z kilkoma polskimi zawodnikami i bardzo ciepło mnie potraktowali, mówiąc „witamy w PlusLidze”.
Ale generalnie lubi pan prowokować? Tak jak podczas Klubowych Mistrzostw Azji, gdy miał pan małą scysję z Michałem Kubiakiem?
PURYA FAYAZI: Tak naprawdę, to nie chodziło o mnie, a o zupełnie innego zawodnika. Było to zdarzenie związane wyłącznie z emocjami meczowymi, nic poza tym. My jesteśmy bardzo emocjonalni, Michał Kubiak także i czasami takie prowokacje się zdarzają. Ale powtarzam, wyłącznie w ferworze walki i nie ma to nic wspólnego z osobistymi animozjami. Mecz się kończy i ja o wszystkim zapominam.
- Co do Kubiaka. Szanuję go, bo jest naprawdę klasowym zawodnikiem, pod względem poziomu sportowego plasuję go w światowej czołówce. On ma swój własny styl bycia. Jednym może się to podobać, innym nie. Ja nie zamierzam oceniać ani Kubiaka, ani żadnego innego zawodnika, bo wszyscy jesteśmy tylko ludźmi i każdy z nas popełnia błędy. Przeczytałem kilka książek o historii Iranu i Polski. Relacje między naszymi krajami zawsze były dobre i wciąż takie są. Już zapomniałem o tym, co Kubiak powiedział. Jako naród, jako siatkarze jesteśmy przyjaźnie nastawieni do ludzi. Na boisku czasami na siebie „warczymy”, ale prywatnie z wieloma zawodnikami z różnych krajów utrzymujemy bardzo dobre kontakty.
Czyli przy najbliższym spotkaniu z Michałem Kubiakiem poda mu pan rękę na przywitanie?
PURYA FAYAZI: Jak najbardziej i to bez jakichkolwiek oporów.