"Keep calm and be Heynen"
Choć na konferencjach prasowych jest nie do przegadania, w domu nie ma prawa głosu. Pasjonat, który ogląda kilka meczów jednocześnie i nie chce być „normalny”. Vital Heynen od środy jest trenerem reprezentacji Polski, a już dziś wypatruje potencjalnych zawodników w bełchatowskiej hali „Energia”.
PLUSLIGA.PL: Przez długi czas nie rozumiałam pana filozofii życia i niekonwencjonalnego zachowania. Ostatnio jednak wszystko stało się jasne – pan i siatkówka jesteście tacy sami: nieprzewidywalni, żywiołowi i inteligentni…
VITAL HEYNEN: Powiedziałaś, że jestem nieprzewidywalny i to bardzo mi się spodobało. Możesz używać różnych przymiotników, ale nigdy nie chcę żebyś powiedziała, że jestem „normalny”. To wszystko czego wymagam. Możesz mówić, że jestem zły i tak samo możesz mówić, że jestem dobry – to nie robi mi różnicy, ale nie cierpię słowa „normalny”. Chcę zawsze próbować nowych rzeczy, nowych rozwiązań, niekonwencjonalnych metod pracy i nie jest tak, że ja eksperymentuję, bo każda z moich decyzji jest przemyślana. Może się wydawać, że idę na żywioł, ale dobrze wiem, że jeśli dużo czytasz, myślisz i dużo wiesz, możesz zrobić wszystko.
Mógłby pan zajmować się czymś innym niż siatkówką?
VITAL HEYNEN: Mówiąc szczerze: tak, widzę się w innym zawodzie. Zacznę od tego, że uwielbiam czytać książki. Jedna z nich zatytułowana „Outliers”, opowiadała o tym, iż człowiek myśli, że ma jakiś talent, ale tak naprawdę środowisko determinuje to, kim będzie w przyszłości. Związałem się siatkówką dlatego, że w miejscowości w jakiej dorastałem były tak naprawdę do wyboru tylko dwie dyscypliny sportowe – siatkówka i piłka nożna. Najpierw grałem w futbol, ale miałem konflikt z trenerem, dlatego zacząłem uprawiać siatkówkę. Do tego wszystkiego doszedł mój charakter, zgodnie z którym jeśli coś robię, robię to na 100%. Nie jestem typem człowieka, który robi coś z przymusu albo „po łebkach”. Jeśli coś lubię, to naprawdę to lubię i się temu poświęcam. Trzeba przyznać, że siatkówkę kocham naprawdę gorącą miłością. Im bardziej się w coś angażuję, to potem tym bardziej to kocham.
Często mówi się o panu jako o siatkarskim szaleńcu, który żyje tylko tym sportem. Rzeczywiście tak jest?
VITAL HEYNEN: Na początku powiedziałaś o mojej filozofii życia i faktycznie jest ona specyficzna, bowiem siatkówka jest obecna we wszystkim, co robię. Jeśli zajmuję się innymi rzeczami, w mojej głowie cały czas jest siatkówka. Jeśli na przykład jedziemy z rodziną na wakacje, to i tak będziemy grać w siatkówkę; jeśli czytam książki – myślę o siatkówce; jeśli rozmawiam z ludźmi – myślę o siatkówce; jeśli spotykam się z członkami drużyny – to naturalnie myślę o siatkówce. Wiem, że to szalone, ale kocham to! Jeśli coś robię, chcę to robić dobrze.
Więc jednak jest pan maniakiem. Ile meczów w ciągu dnia obejrzał pan najwięcej?
VITAL HEYNEN: Myślę, że wielu ludzi ogląda sporo siatkówki i ja też tak robię. Mam jednak pewien problem, który wynika z nadpobudliwości na jaką cierpię. Nie określałbym tego chorobą, ale mam zdecydowanie nadaktywność, kwalifikowaną czasami jako ADHD i według mnie oglądanie jednego meczu jest nudne. Nie lubię śledzić tylko jednego spotkania, dlatego najczęściej oglądam jednocześnie dwa lub trzy starcia, bo dopiero wtedy mogę czerpać z nich pełnymi garściami. Jeśli mam włączony tylko jeden mecz, wiem, że nie będzie on w stanie utrzymać mnie w jednym miejscu i najczęściej chodzę wtedy po różnych pokojach czy też zajmuję się dodatkowo innymi rzeczami. Życie jest różnorodne i to właśnie podoba mi się w nim najbardziej. Także, najczęściej oglądam dwa lub trzy spotkania jednocześnie, chyba, że jest to naprawdę bardzo ważny mecz, który zaangażuje mnie całego. Często jest tak, że obejrzę trzy mecze w ciągu dwóch godzin a potem robię sobie przerwę.
Odpowiada mi pan rozbudowanymi i wyczerpującymi zdaniami. Wiem, że ma pan żonę i córki – w domu też ma pan tyle do powiedzenia?
VITAL HEYNEN: W domu nie mówię nic (śmiech). Fakt, że nie ma mnie tam często, ale jeśli się pojawiam, to nie mam prawa głosu. Wczoraj wieczorem byłem w domu, teraz jestem w Polsce, potem znów na chwilę zajrzę do rodziny, a potem wracam do Niemiec, więc tak naprawdę w domu jestem gościem. Niemniej, kiedy wszyscy się spotykamy, ja milczę a moja żona i córki mówią o wszystkim. To one decydują co robimy, jak żyjemy i jak będzie wyglądał dzień. Ja nie robię nic. To one decydują o samochodzie, o wakacjach, o wszystkim. Ja mogę tylko zabierać głos w sprawie siatkówki.
Jakim jest pan ojcem?
VITAL HEYNEN: Moje dzieci mogą robić ze mną wszystko. O cokolwiek mnie poproszą, zawsze to zrobię i dam im wszystko. Mam trzy córki, które dostaną ode mnie wszystko. Nigdy nie powiem im „nie”. Jeśli najpierw pójdą do mamy i ona powie im, że to niemożliwe, mogą przyjść do mnie a ja zawsze powiem „tak”.
Chciałabym, żebyśmy w tym wywiadzie rozstrzygnęli jeszcze jedną rzecz. Frytki są belgijskie czy amerykańskie?
VITAL HEYNEN: Jesteśmy w Belgii naprawdę dumni z frytek! Z tego powodu nigdy w Belgii nie usłyszysz określenia „french fries”. Oczywiście współcześni mężczyźni, nie są wojownikami w tej sprawie - są bardziej zrelaksowani, jeśli idzie o ten spór i jest im wszystko jedno. Natomiast ja jestem walczakiem w tej kwestii. W zeszłym roku zabrałem moich zawodników z Friedrischafen do Belgii po to, by nakarmić ich belgijskimi frytkami. Usiedliśmy w takiej kameralnej restauracji, która nazywa się „Friture” i tam zjedliśmy nasz narodowy przysmak. Mam nadzieję, że będę miał okazję zabrać tam także moich polskich zawodników.
Kolejną belgijską obsesją jest czekolada. Jest pan od niej uzależniony?
VITAL HEYNEN: Wiesz… Ja nawet dzisiaj przywiozłem w walizce dwa kilo belgijskiej czekolady… Uwielbiam ją, ale jeszcze bardziej lubię obdarowywać nią innych, bo widzę, że są wtedy szczęśliwi i że im naprawdę smakuje. Kiedy jechałem na ostatnie rozmowy do Związku, też wziąłem ze sobą czekoladowe medale z napisem „Tokio 2020”. Uwierz mi, że gdziekolwiek nie jadę, zawsze mam przy sobie belgijską czekoladę.
Próbował pan w Polsce wyrobów Wedla?
VITAL HEYNEN: Nieee!!! (śmiech) Proszę Cię! Jak mógłbym to zrobić belgijskiej czekoladzie! Takiej czekolady jak u nas w kraju, nie ma nigdzie na świecie. Możesz oczywiście próbować kupować „belgijską” czekoladę w różnych sklepach, ale tą najprawdziwszą kupisz tylko w Belgii. Myślę, że gdybyś zapytała jakiegoś Belga, niemieszkającego przez lata w ojczyźnie, powiedziałby Ci, że właśnie tego smaku najbardziej mu brakuje.
Gdyby miał pan zaprojektować koszulkę z tekstem charakteryzującym pana filozofię życia, co by to było?
VITAL HEYNEN: Na pewno nie byłoby to nic o kobietach, bo za mocno je szanuję i nigdy z nich nie żartuję. Co to mogło by być…
Może „Keep calm and be Heynen”?
VITAL HEYNEN: O tak! To jest dobre! Tym bardziej, że ja nigdy nie jestem spokojny! (śmiech). Także, na mojej koszulce było by: „Keep calm and be Heynen”! Myślę, że taki T-shirt bardzo by mi się przydał, ponieważ w moim przypadku bycie spokojnym jest niemożliwe!