Rafał Sobański: rzeczywistość ligowa weryfikuje wszystko
GKS Katowice przegrał w minioną niedzielę „Derby Śląska” z Jastrzębskim Węglem, ale pokazał, że w drużynie tkwi spory potencjał. Jednym z wyróżniających się zawodników był Rafał Sobański, który w tym sezonie walczy o miejsce w wyjściowym składzie z Serhiy Kapelusem i Gonzalo Quirogą.
PLUSLIGA.PL: W niedzielę rozegraliście piąty w tym sezonie mecz w katowickim Spodku i po raz piąty przegraliście. Nie służy wam ta słynna hala?
RAFAŁ SOBAŃSKI: Robimy co możemy, by w końcu odczarować Spodek, ale jakoś ciężko idzie. W niedzielę było naprawdę blisko, jednak gdy zaczyna się tie breaka od 1:8, to właściwie nie ma szans, żeby wyciągnąć wynik. Jastrzębianie musieliby kompletnie stanąć, a my zrobić dziesięć asów pod rząd. Raczej mało realne….
- Jeśli chodzi o sam mecz, to używając terminologii piłkarskiej, były dwie różne połówki. Pierwsza połowa trwała przez dwa sety i zdecydowanie należała do gości, którzy wykorzystali wszystkie nasze błędy, najczęściej w przyjęciu. Po przerwie wydarzenia odmieniły się na naszą korzyść. Zaczęliśmy bardziej agresywnie serwować, poprawiliśmy odbiór zagrywki i podtrzymaliśmy to, co dobrze funkcjonowało także wcześniej - skuteczność ataku po dobrym przyjęciu. Efekt by taki, że dociągnęliśmy do piątego seta.
Wspomniał pan o roli zagrywki. Po raz kolejny długo nie potrafiliście wstrzelić się z serwem, podczas gdy rywale nie mieli z tym problemu.
RAFAŁ SOBAŃSKI: Mieliśmy swoje założenia na to spotkanie i staraliśmy się je wykonywać, raz wychodziło lepiej, a raz gorzej. W przerwie poszła informacja, że odpuszczamy to, co sobie zakładaliśmy wcześniej i stawiamy na większe ryzyko. Wiedzieliśmy, że jeśli nie odrzucimy jastrzębian od siatki, to możemy nie ugrać kompletnie nic. Udało się wywalczyć jeden punkt, więc decyzja była słuszna.
Punkt jest, ale z perspektywy ligowej tabeli szkoda, że nie więcej, bo szansa na przeskoczenie Cuprumu Lubin chyba znacznie się oddaliła?
RAFAŁ SOBAŃSKI: To prawda, ale też wiadomo kto był faworytem tej niedzielnej rywalizacji. My, jak już nadmieniłem, bardzo chcieliśmy odczarować Spodek, ale przede wszystkim cały czas szukamy naszej dobrej gry. W poprzednich rozgrywkach ta hala nam „siedziała”, zagraliśmy tam kilka naprawdę fajnych meczów. Pasowały nam też Szopienice, a w tym roku bywa z tym różnie i ciężko powiedzieć dlaczego. Niemniej, szanujemy ten wywalczony punkcik z Jastrzębskim Węglem, choć niedosyt pozostał, bo była szansa na dwa. W następnej koleje zagramy z Asseco Resovią Rzeszów i będziemy mocno pracować, by sprawić jakąś niespodziankę.
Aktualnie GKS zajmuje 10. lokatę w klasyfikacji, czyli podobnie jak przed rokiem. Ale w tym sezonie oczekiwania wobec drużyny poszły chyba w górę?
RAFAŁ SOBAŃSKI: Zdecydowanie poszły w górę i to nie tylko ze strony zarządu klubu czy władz miasta, także my sami postawiliśmy sobie poprzeczkę znacznie wyżej. W rundzie zasadniczej zostały do rozegrania trzy spotkania i możemy jeszcze coś nadrobić, choć będzie o to bardzo ciężko. Gdyby udało nam się poprawić ubiegłoroczny wynik, albo przynajmniej utrzymać pozycję sprzed roku, byłby to jakiś malutki progres. Jestem z tym zespołem od czasów II ligi i filozofia budowania pozycji klubu się nie zmieniła - drobnymi krokami, ale cały czas mamy iść do przodu. Każdy z nas jest ambity, pracowity, tak zarząd, jak sztab szkoleniowy i zawodnicy, i wszyscy chcielibyśmy robić te kroki trochę większe, jednak rzeczywistość ligowa weryfikuje wszystko. Nas też w tym roku zweryfikowała i pokazała nam, że mamy jeszcze sporo pracy do wykonania.
Tym bardziej, że przed sezonem zespół został wzmocniony. Z drugiej strony, personalnie się zmienił i potrzebowaliście czasu na zgranie?
RAFAŁ SOBAŃSKI: Ciężko mówić o zgrywaniu zespołu, gdy mamy już 27. kolejkę spotkań. Być może na początku sezonu trochę tak było. Wydaje mi się jednak, że problem tkwił w naszych głowach, na naszych działaniach ważyły kwestie mentalne czy psychologiczne. Wszystko zaczęło się od porażki ze Skrą Bełchatów. W pierwszym secie prowadziliśmy chyba sześcioma punktami, a przeciwnik nas doszedł i ostatecznie wygrał mecz. W poczynania zespołu wkradła się potem iskierka niepewności - co będzie jak popsujemy serw, albo co się wydarzy, gdy nie wygramy seta, czy meczu. Takie myśli krzątały nam się po głowach, a problemy się nawarstwiały. Zamiast próbować z tego wychodzić, coraz bardziej się w nich zagłębialiśmy. Takim pozytywnym impulsem była dopiero rewanżowa wygrana z Cerradem Czarnymi Radom, która zmobilizowała nas do jeszcze cięższej pracy.
- Nasza dyspozycja od początku rozgrywek mocno faluje, wygrywamy albo przegrywamy seriami. Gdy przydarzyła się dłuższa seria porażek, popadliśmy w jakiś marazm i nie mogliśmy z niego wyjść. Dopiero gdy przyszły mecze z tymi teoretycznie słabszymi przeciwnikami, udało się to przeskoczyć. Brakuje tego, co było w tamtym sezonie - że urywaliśmy punkty tym mocniejszym zespołom. Wprawdzie udało się uszczknąć coś Jastrzębskiemu Węglowi, wcześniej wygraliśmy z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle czy Treflem Gdańsk, ale uważam, że stać nas na dużo więcej.
Trochę gromów posypało się tez na głowę Piotra Gruszki. Pojawiły się nawet głosy, że są „zgrzyty” między nim a drużyną.
RAFAŁ SOBAŃSKI: Nie, nie, nie. Nie było żadnych „zgrzytów”, za to była i jest ciężka praca. Naturalne jest, że każdy ma swoje zdanie, tak trener, jak i zawodnicy, ale nigdy nie mieliśmy problemów wewnątrz drużyny. Wspólnie ciągniemy ten wózek w jednym kierunku i mam nadzieję, że jeszcze w tym sezonie kilka meczów wygramy.
Dla pana trwający sezon też jest trudniejszy niż poprzedni, bo musi pan mocno walczyć o miejsce w wyjściowej szóstce. To mobilizuje czy deprymuje?
RAFAŁ SOBAŃSKI: Każdy chce grać, nie tylko ja, ale też inni zawodnicy z ławki rezerwowych. Uczciwie rywalizujemy cały tydzień na treningach i jeśli ktoś jest nawet minimalnie lepszy, to gra. Trener też ma swoją koncepcję zespołu, my to szanujemy i ciężko zasuwamy, żeby pomóc wtedy, gdy przydarzy się okazja do gry. Mnie udało się coś tam dołożyć od siebie w niedzielę, wcześniej także w spotkaniu z BBTS-em Bielsko-Biała. To dopiero mój drugi sezon w PlusLidze, cieszę się z każdej chwili spędzonej na boisku, bo jest to dla mnie wielki zaszczyt i wielka radość.