Rafał Szymura: czekam na kolejne szanse
Rafał Szymura debiutował w reprezentacji Polski podczas rozgrywanego w Japonii Pucharu Świata. - Być może w kolejnym sezonie będzie więcej szans na pokazanie się w kadrze, kto wie - ocenił przyjmujący katowickiego GKS-u.
Kiedy pojawiła się lista powołań do kadry Vitala Heynena na rok 2019, zabrakło tam twojego nazwiska. Spodziewałeś się, że będziesz miał drugą szansę?
Chyba nie. Rozmawiałem z Vitalem przed pierwszymi powołaniami do kadry na ten rok i zgodnie uznaliśmy, że z racji mojego wesela po prostu nie będe brany pod uwagę w pierwszych miesiącach sezonu reprezentacyjnego. Ale trener dodał, że wciąż jestem w jego planach na ten rok i faktycznie, nadarzyła się okazja występu w Pucharze Świata i rozegrania dwóch spotkań. Drużyna, która występowała w Paryżu, potrzebowała nieco odpoczynku, dlatego mogłem polecieć na kilka dni do Japonii i pokazać się w drużynie narodowej, jak myślę, z niezłej strony. Być może w kolejnym sezonie będzie więcej szans na pokazanie się w kadrze, kto wie.
Więcej jest w tobie satysfakcji z zanotowania debiutu w kadrze czy niedosytu, że rozegrałeś w Japonii tylko dwa mecze?
Więcej jest mimo wszystko satysfakcji. To było moje marzenie, które się spełniło i mam nadzieję, że w kolejnych latach będę mógł rozegrać więcej spotkań w reprezentacji i pomagać jej zdobywać kolejne medale. Dostałem szansę od trenera, rozegrałem dwa przyzwoite mecze i mogę się cieszyć z tego, że mam debiut reprezentacyjny za sobą.
Karol Kłos opowiadał w jednym z wywiadów, że nie byliście do końca pewni dobrego występu z Tunezją, bo trening przed spotkaniem wyglądał przeciętnie...
Trudno mówić o zgraniu, jeżeli przed meczem z Tunezją odbyliśmy zaledwie jeden trening. Tak naprawdę bazowaliśmy na tym, co każdy z nas potrafił najlepiej w tym etapie sezonu. Z drugiej strony nie był to ogromny problem, bo znamy się z rozgrywek PlusLigi, często graliśmy w przeszłości w tych samych drużynach i mamy wypracowane pewne schematy, które trzeba było odświeżyć w Japonii. Co wspominam najgorzej? Zmianę czasu o siedem stref czasowych. Pierwszej nocy przespałem może dwie godziny, resztę patrzyłem w sufit. Ale kiedy wychodzi się na boisko, to nie myśli się o niewyspaniu.
Byłeś czegoś szczególnie ciekawy przed pierwszą tak daleką siatkarską podróżą?
Trenera, bo nie miałem okazji z nim pracować, a słyszałem sporo o Vitalu od innych zawodników. I mogę potwierdzić, że wszystko, co słyszałem o trenerze Heynenie, okazało się prawdą. Faktycznie lubi dużo mówić, rozmawiać, krzyczeć... Jest prawdziwym siatkarskim "freakiem", to bez wątpienia.
Co utkwiło ci w pamięci z pobytu w Fukuoce?
Zapamiętam ludzi, bardzo pomocnych, miłych i uprzejmych w każdej sytuacji. W Polsce raczej się nie doświadcza takiego zachowania, które dla Japończyków jest codziennością. Sama Fukuoka jest miastem fabrycznym i nie ma tam zbyt dużo do zwiedzania. Przeszliśmy się dwa razy po mieście, ale nie było rewelacji.
Nie miałeś problemu z rozegraniem spotkania z Aluronem Virtu CMC Zawiercie tuż po powrocie z Japonii?
To wysiłek jak każdy inny. Nie ma co myśleć o zmęczeniu, kiedy już się wychodzi na parkiet. Do Polski wróciłem w czwartek o 20, dzień przed meczem sparingowym z zawiercianami, natomiast ustaliłem z trenerem, że chciałbym zagrać w tym spotkaniu dwa sety. Zgodził się, ale wszystko zależało od mojego samopoczucia po powrocie do Polski. Lot do Tokio trwał półtorej godziny, a stamtąd do Warszawy lecieliśmy jedenaście. Nie ukrywam, że ten cały czas spędzony w klasie ekonomicznej dał nam wszystkim trochę w kość, a do tego doszła podróż samochodem z Warszawy i korek w okolicach Częstochowy. Ale przespałem całą noc i nie miałem większych problemów z funkcjonowaniem następnego dnia. Zależało mi na zagraniu chociaz dwóch setów, uznałem, że na chwilę wolnego przyjedzie jeszcze czas. A poza tym zwyczajnie chciałem zobaczyć kolegów z drużyny.