Raphael: zapomnieliśmy co jest naszą siłą
- Na tym polega piękno sportu, że bycie mistrzem nie jest dane dożywotnio - stwierdził rozgrywający Trentino Volley Raphael, podsumowując udział swojej drużyny w łódzkim Final Four Ligi Mistrzów. Włosi zajęli w nim trzecią lokatę.
PlusLiga: Trzecie miejsce i tylko brązowy medal - nie takie były oczekiwania Trentino przed łódzkim Final Four.
Raphael: Cieszę się z brązowego medalu, bo krążka takiego koloru jeszcze nie mam w kolekcji. No i zawsze lepiej jest zakończyć turniej zwycięstwem. A całkiem serio, w meczu o trzecie miejsce byliśmy już "normalnym" Trentino, bo to, co zagraliśmy w półfinale nie było naszą normalna grą. Nawet nie potrafię określić jak czułem się po porażce z Kazaniem. Wciąż nie mogę zrozumieć co się z nami stało. Wieczorem długo rozmawialiśmy ze sobą, próbując znaleźć jakieś wytłumaczenie.
- Do jakich wniosków doszliście?
- Nie zagraliśmy jak drużyna, każdy próbował zrobić coś indywidualnie, na własną rękę odmienić losy meczu. Naszą siłą jest zespołowość i jeśli o tym zapominamy, dzieje się tak, ja w minioną sobotę. Rosjanie za to zagrali bardzo dobry mecz, lepszy niż my. I taka jest prawda - przegraliśmy, bo zagraliśmy słabo. W starciu o trzecią lokatę wróciła nasz gra zespołowa i to cieszy mnie najbardziej.
- Byliście zaskoczeni, że w wyjściowej szóstce Zenita zamiast Priddy'ego pojawił się Siwożelez?
- Po meczu tak i to bardzo. Zagrał fantastycznie i faktycznie, to trochę przerosło nasze oczekiwania. Ale to nie on przesądził o wyniku, lecz fakt, że każdy zawodnik rosyjskiej drużyny robił dokładnie to, co do niego należało. Dodatkowo, wszyscy razem, jako zespół zmierzali w tym samym kierunku.
- Kilka dni temu dowiedzieliśmy się, że Osmany Juantorena w przyszłym sezonie zagra w Zenicie Kazań. Ta informacja mogła mieć wpływ na postawę drużyny? Sam Juantorena zagrał grubo poniżej możliwości.
- Nie doszukujmy się drugiego dna. Wszyscy zagraliśmy gorzej, niż zwykle. Juantorena jest liderem Trento i jego słabsza dyspozycja w naturalny sposób była najbardziej widoczna. Informacja o zmianie barw klubowych na pewno nie miała na to wpływu - to absolutny profesjonalista i do końca sezonu nawet przez chwilę nie pomyśli o tym, co będzie po jego zakończeniu. Jednego jestem pewien - to aktualnie najlepszy gracz na świecie.
- Naprawdę rozmowy o tym kto gdzie zagra w przyszłym sezonie nie wpływają na atmosferę w drużynie, zwłaszcza przed tak ważnym turniejem, jak finał Ligi Mistrzów?
- Nie, bo wewnątrz zespołu o tym nie rozmawiamy. To media spekulują, prześcigają się w obwieszczaniu sensacji. My jesteśmy ponadto. A poza tym, normalną rzeczą jest zmiana barw klubowych i to, że zawodnicy podejmują takie decyzje już w marcu.
- Porażka w Final Four zmieni w jakiś sposób wasze nastawienie do dalszej części sezonu? Bardziej zmobilizuje?
- Przed sezonem wytyczyliśmy sobie cztery cele. Dwa z nich osiągnęliśmy, na jednym polu polegliśmy. Teraz skupimy się wyłącznie na play off-ach w Serie A1 i postaramy się wygrać scudetto. Mamy na to ogromną szansę.
- Wiem pan, że od kilku lat w włoskiej ekstraklasie funkcjonuje taka prawidłowość, iż kto wygrywa puchar, ten nie wygrywa scudetto?
- To przesąd i takiej wersji się trzymajmy. Ale oczywiście, wiem że kilka razy tak się zdarzyło i mam nadzieje, że w tym roku przełamiemy tę niewytłumaczalną zasadę.
- Łatwo nie będzie. W trwającym sezonie Trento ma znacznie więcej problemów z pokonywaniem rywali, niż we wcześniejszych.
- Odkąd jestem zawodnikiem Trentino, każdy kolejny sezon jest trudniejszy, a na zwycięstwa i sukcesy trzeba pracować coraz ciężej. Od kilku lat gramy w lidze, pucharach europejskich i Klubowych Mistrzostwach Świata - mamy prawo być zmęczeni, czasem się potknąć, nie jesteśmy robotami. Jeśli ktoś myśli, że coś w drużynie jest nie tak, myli się. Wszyscy chcą nam dorównać, wzmacniają się, jak choćby Skra Bełchatów czy Zenit Kazań. To są zespoły o bardzo podobnym do nas potencjale, grają równie dobrą siatkówkę i normalne jest, że czasami to my schodzimy z boiska pokonani. Na tym polega piękno sportu, że bycie mistrzem nie jest dane dożywotnio.
- Sobą nawzajem nie jesteście jeszcze zmęczeni?
- Nie mamy na to czasu. Wciąż stajemy przed nowymi wyzwaniami, mamy nowe obowiązki. Ciągła presja na wygrywanie, na bycie najlepszym dodatkowo stymuluje nas do działania i jednocześnie mobilizuje. Wymaga się od nas wygrywania medali, najlepiej tylko złotych - to też stanowi mocny bodziec. Poza tym, co roku dochodzi do drużyny jakaś "świeża krew", dając nowy impuls.