RetroPlusLiga: 16 września 2005 roku
Nim jeszcze w ogóle rozpoczął się sezon 2005/2006 całe polskie środowisko sportowe było w żałobie. Jeden z najbardziej zdolnych polskich siatkarzy tamtych lat, dysponujący „stratosferycznym zasięgiem” zginął w wypadku samochodowym miesiąc przed startem sezonu Polskiej Ligi Siatkówki. Arek Gołaś wraz z małżonką Agnieszką jechali do Włoch, gdzie polski środkowy miał reprezentować barwy słynnego klubu z Maceraty.
– To złoto dedykuję Arkowi. Już przed sezonem tak powiedziałem i modliłem się, aby udało się to zrealizować, bo Arek był moim najlepszym przyjacielem – mówił po ostatnim gwizdku finału sezonu 2005/06 Krzysztof Ignaczak, a w jednym z felietonów w „Przeglądzie Sportowym” pisał o przyjacielu: „Takich ludzi jak on można policzyć na palcach jednej ręki. Mogłem mu powierzyć najskrytsze tajemnice. Tacy zdarzają się niezwykle rzadko. Staram się zawsze rozmyślać o Arku, szczególnie przy okazji tej wrześniowej daty. O tym wszystkim, gdy robiliśmy coś szalonego, ale i najzupełniej nudnego, codziennego. Między nami była taka niesamowita nić porozumienia, że potrafiliśmy wstać, ubrać się jednocześnie bez słowa i wyjść z pokoju, przejść się, coś zjeść lub zrobić cokolwiek. To mogła być kawa czy McDonald's. Działaliśmy na impulsach, nie trzeba było słów. Przy każdej kolejnej rocznicy jego odejścia mam takie samo poczucie straty, tak bardzo mi go brakuje...".
Niedawno na polskim rynku wydawniczym ukazał się książka poświęcona Arkowi, opisująca jego życie. Oto, co można w niej z naleźć:
„Był wielką nadzieją polskiej siatkówki. Pochodził z generacji, która odnosiła sukcesy w Europie i na świecie. Jemu nie dane było tego doświadczyć. Arkadiusz Gołaś zginął w wypadku samochodowym 16 września 2005 roku. Piotr Bąk zadbał o to, by pamięć o tym sportowcu nigdy się nie zatarła. Za zgodą rodziny i we współpracy z bliskimi oraz ludźmi, którzy dobrze znali siatkarza, napisał książkę „Arkadiusz Gołaś. Przerwana podróż”.
Od tragicznej śmierci jednego z najbardziej utalentowanych polskich siatkarzy minęło już prawie 15 lat. Arkadiusz Gołaś zginął na autostradzie w Austrii. Wraz z żoną jechał do Włoch, do klubu Lube Banca Macerata, w którym miał rozpocząć kolejny rozdział błyskotliwej kariery. Dwa miesiące wcześniej para wzięła ślub, a kilka dni wcześniej siatkarz wraz z reprezentacją Polski zajął piąte miejsce na mistrzostwach Europy…
Zaledwie rok po tamtym tragicznym wydarzeniu Polacy zostali wicemistrzami świata. Na podium wszyscy zawodnicy weszli w koszulkach z numerem „16” i nazwiskiem Arkadiusza Gołasia na plecach, oddając tym samym hołd koledze. Trzy lata później przyszło mistrzostwo Europy. W 2014 roku polscy siatkarze wywalczyli mistrzostwo świata – w tej kadrze wciąż grało kilku kolegów Gołasia: Krzysztof Ignaczak, Paweł Zagumny czy Michał Winiarski. Te wszystkie sukcesy mogły i powinny należeć też do niego.
Jego kariera rozwijała się wzorcowo – zarówno w zespołach juniorów, jak i seniorskich. Z sezonu na sezon rozwijał się jako siatkarz – najpierw w barwach MKS MOS Wola Warszawa, gdzie grał od 15. roku życia, potem jako siatkarz AZS Częstochowa i zawodnik włoskiej Sempre Volley Padwa. Kto wie, gdzie by zaszedł, gdyby nie zderzenie z betonową ścianą?
Piotr Bąk podjął się zadania odtworzenia losów Arkadiusza Gołasia – od dzieciństwa, przez pierwsze kontakty z seniorskim sportem, sukcesy, sportowy oraz osobisty rozwój, aż do okoliczności wypadku. Autor w książce opowiada też o tym, co działo się po śmierci siatkarza. Biografia powstała na podstawie dziesiątek rozmów i wspomnień najbliżej rodziny, trenerów oraz kolegów – zarówno z internatu, akademika, jak i siatkarskich parkietów. Arka wspominają m.in. Krzysztof Ignaczak, Ireneusz Mazur, Łukasz Żygadło, Sebastian Świderski, Paweł Papke, czy Michał Winiarski. W wydanej książce tak wspomina swojego kolegę:
„Pamiętam, że często razem nuciliśmy „Black and white” Kombi, później coś Stachurskiego, Peję – mówi. Nie przeszkadzało nam, gdy śpiewaliśmy w samochodzie przy innych. Śpiewaliśmy też razem na imprezach po meczach. Panował luźna atmosfera, a Arek zawsze był bardzo pogodny i pomocny. Generalnie może nie był duszą towarzystwa, lecz dodawał dużo pozytywnej energii.”
„Arek sportowo był rewelacyjny. Jego konikiem był atak. Pamiętam, że gdy tylko mieliśmy problemy, to wystarczyło postawić piłkę tzw. metrową, bo Arek nie chodził na taką typową krótką, i było po sprawie. Miał tak imponujące parametry, że był bardzo często wykorzystywany w ofensywie jako pierwsza opcja. Do tego miewał takie niesamowite zrywy w zagrywce. Często bywało tak, że w ważnych meczach potrafił zrobić kilka punktów z rzędu, podczas gdy innym razem przez cały mecz przebić się tylko ze dwa razy”.
„W Częstochowie powstała naprawdę niezła paczka, młodzi rozumieli się doskonale nawet ze starszymi – opowiada mistrz świata Michał Winiarski. Bardzo mile wspominam tamten czas, pewnie także dlatego, że byliśmy jeszcze młodzi, nie mieliśmy dzieci i życie było takie beztroskie. Tamte lata były dla mnie błogie, bo my się tym wszystkim bawiliśmy, także siatkówką. Byłem zafascynowany tym, że w ogóle mogę rywalizować o grę w takim zespole. Walczyliśmy o mistrzostwo Polski, ja byłem szóstkowym graczem, dla mnie to było chyba najlepsze możliwe przeżycie! Te moje lata w Częstochowie wyglądały tak, że bardzo często spędzaliśmy ze sobą czas po meczach i po treningach. Lubiliśmy się i znaliśmy się, więc może dlatego atmosfera była tak znakomita? To była chyba najbardziej rodzinna drużyna, w jakiej kiedykolwiek grałem”.
To poruszająca historia, ukazująca życie Gołasia w całości – to, jakim był siatkarzem, ale i jakim człowiekiem. To opowieść, która chwyta za serca. To w końcu hołd oddany sportowcowi, który mógł być jednym z największych, ale los chciał inaczej. Książka, którą powinien przeczytać każdy fan siatkówki, zarówno ten, który oglądał Arkadiusza Gołasia na żywo, jak i ten, który jego czasy pamięta tylko z opowieści. Bo, jak mówi Krzysztof Ignaczak, bliski przyjaciel Arka: „Nie ma co ukrywać, że po tylu latach ślad o Arku coraz mocniej się zaciera”.