RetroPlusLiga: Piotrek Lipiński ostatni ze złotych chłopców
PLUSLIGA.PL: Od tamtego złotego sezonu w barwach Mostostalu minęło prawie 20 lat. Jak różniły się tamte czasy od dzisiejszej PlusLigi?
PIOTR LIPIŃSKI: Siatkówka była można powiedzieć bardziej analogowa, nie było wokół nas aż tyle techniki, co obecnie. Sędziowie mieli ostateczny głos, co zadecydowali, tak było. Dziś to właściwie już nie do pomyślenia. Gdy przed laty graliśmy mecz w Kędzierzynie to można powiedzieć, że prawie całe miasto wrzało. Wrzask, hałas, gwizdy, doping, oklaski – tak wyglądały nasze domowe mecze w małej hali. Trudno nam było się porozumiewać, usłyszeć trenera w trakcie przerwy to było wyzwanie. Trener Waldemar krzyczał cześciej nie na nas, lecz do nas, żebyśmy w ogóle coś zrozumieli. Pamiętam, że drużyna potrafiła sobie radzić ze wszystkim, znała swoją wartość, a głównym rywalem była drużyna z Częstochowy, chyba tylko ona tak naprawdę mogła nam zagrozić.
To był wasz największy „wróg”?
PIOTR LIPIŃSKI: Rywal na pewno. Dodatkowo delikatnie mówiąc, kibice z Kędzierzyna i z Częstochowy nie pałali do siebie sympatią. Nie na darmo powstał termin „święte wojny”. Akurat w pierwszym zawodowym sezonie poszło nam świetnie, wygraliśmy fazę zasadniczą, prezentowaliśmy się równo, cały czas byliśmy na pierwszym miejscu. Taką formę przenieśliśmy na play-off, a w wielkim finale AZS nie był w stanie nam się postawić, zdobyliśmy mistrzostwo Polski.
Jest pan ostatnim z tej złotej drużyny, który nadal gra w PlusLidze. Spodziewał się pan, że pogra zawodowo dłużej niż do 40-tki?
PIOTR LIPIŃSKI: Na pewno się nie spodziewałem, choć siatkówka to całe moje życie. Podchodzę do niej z całym moim sercem, kocham to co robię tyle lat. Cieszę się, że tak to wszystko się potoczyło, dziękuję Bogu, że mam szansę grać tak długo i żyć moim ukochanym sportem. Zdrowie mi dopisuje, oby tak dalej, zobaczymy jak długo będę mógł grać. Wracając do pytania, nie spodziewałem się jakiejś długowieczności na boisku. Dziś widzę, jak ważne były lata pracy z różnymi trenerami, przygotowanie fizyczne i mentalne. Nie byłbym tutaj, gdzie jestem, gdyby nie wieloletnie przygotowanie organizmu, wiele wyrzeczeń, masa treningów. Spędziłem w PlusLidze pół życia i bardzo mnie to cieszy.
Kiedyś przygotowanie organizmu i samodyscyplina były inne?
PIOTR LIPIŃSKI: Zawodowstwo polegało przed laty na tym, że tak jak teraz na wyjazd jechało się dzień przed meczem, trenowało w hali rywala. Też mieliśmy rozruchy przed meczem. Ale inaczej się jadło, inne mieliśmy podejście do swoich obowiązków. Oczywiście wola wygrywania była taka sama, trochę inaczej jednak rozumieliśmy dbanie o swój organizm, po prostu inne były czasy. Dziś wymieniły się pokolenia, młodzi ludzie mają dużo wyższą świadomość tego, co się powinno jeść, co robić, jak trzeba o siebie zadbać.
Gdy jest pan na boisku i widzi obok siebie ogranego ligowca, który ma dwadzieścia, dwadzieścia kilka lat to?
PIOTR LIPIŃSKI: Widzę, jak te pokolenia w siatkówce się wymieniają. Cieszę się, że dane mi było z bliska obserwować te przemiany. Znam wielu siatkarzy, którzy jeszcze niedawno w ogóle zaczynali wchodzić do PlusLigi, a dziś są już ogranymi i uznanymi ligowcami. Akurat ja zwracam na to uwagę. Jak wielu młodych ludzi widziałem, jak stawiali pierwsze kroki, a dziś po latach poświęceń rozwinął się i dziś gra w reprezentacji. Ten postęp młodych ludzi obserwuję, cieszy mnie jak się zmieniają.
W tym momencie wszyscy czekamy w domach na rozwój sytuacji w Polsce.
PIOTR LIPIŃSKI: Prezes nam powiedział, że mamy tydzień przerwy, zobaczymy jak będzie dalej. Zostaliśmy w domu. Pamiętajmy, żeby dbać o swoje zdrowie ale i innych. Zostańmy w domu, weźmy to sobie do serca.