RetroPlusLiga: pobili sławny Mostostal
To był jeden z najbardziej sensacyjnych turniejów o Puchar Polski. Najpierw Morze Szczecin pokonało Mostostal Azoty Kędzierzyn-Koźle, a w drugim półfinale Polska Energia Sosnowiec zwyciężyła AZS Częstochowa. Dwaj wielcy faworyci zostali wyeliminowani z walki o to trofeum.
- W finale nie daliśmy rady sosnowiczanom. Mój zespół nie wytrzymał emocjonalnego stresu. Do finału przystąpiliśmy mentalnie zmęczeni - wspomina Grzegorz Ryś, ówczesny trener szczecińskiego klubu, któremu szefował wówczas niedawno zmarły Janusz Kamiński.
Grzegorz Ryś praktycznie od samego początku jest związany z profesjonalnymi rozgrywkami siatkarzy w naszym kraju. W sezonie 2002/03 prowadził Morze Szczecin, które było sprawcą wspomnianej wyżej sensacji w Pucharze Polski. Wygrał z wielkim Mostostalem, który miał w składzie kilku podstawowych graczy z reprezentacji Polski.
- Naszym zadaniem było utrzymanie się w stawce naszej ekstraklasy. W klubie byli m.in. Sławomir Gerymski, Radosław Rybak i Wojciech Jurkiewicz. Byli też Artur Augustyn, Dariusz Szulik i Michał Ruciak, którzy w 2003 roku zdobyli w Teheranie z reprezentacją Polski juniorów mistrzostwo świata. Grał w niej też Michał Winiarski, który w tym czasie wywalczył w Częstochowie miejsce w podstawowej szóstce, mając za rywali Krzysztofa Gierczyńskiego i Michała Bąkiewicza. Późniejsi złoci juniorzy błyszczeli w naszej lidze - podkreśla Grzegorz Ryś.
Dwa następne sezony Grzegorz Ryś spędził w Olsztynie, zdobywając z tym klubem dwukrotnie wicemistrzostwo Polski. - W 2004 roku przegraliśmy finał z Jastrzębskim Węglem, w którym o sile ataku stanowili Piotr Gabrych i Przemysław Michalczyk. Rok później pokonała nas Skra Bełchatów, w której grał już Mariusz Wlazły. Niestety, przed decydującymi meczami mieliśmy pecha. Kontuzje wyeliminowały z gry Pawła Papke i Michała Bąkiewicza - mówi Grzegorz Ryś.
Jak wyglądały początki zawodowej ligi siatkarzy w Polsce? - Nie ma w ogóle porównania - podkreśla Grzegorz Ryś. - Hale Polonii w Częstochowie i Uranii w Olsztynie należały do największych w tym czasie. O grze w takich obiektach jakie obecnie mają do dyspozycji nikt chyba jeszcze nie marzył. W składach klubów byli gracze z Czech, Słowacji czy Ukrainy, ale o Amerykanach, Brazyliczykach czy Francuzach nikomu się na początku rozgrywek nie śniło. Grało dziesięć drużyn i transmitowany był jeden mecz z kolejki. Przyjazd telewizji był wielkim świętem. W ciągu tych dwudziestu lat wykonana została wielka praca.
Rozgrywki sezonu 2019/20 zostały przerwane z powodu pandemii koronawirusa. Który z klubów najmilej zaskoczył trenera Grzegorza Rysia? - Trefl Gdańsk, GKS Katowice oraz Ślepsk Malow Suwałki - bez chwili zastanowienia odpowiada szkoleniowiec. - Pierwszy z nich zademonstrował nowy skład bez wielkich nazwisk i prezentował dobrą atmosferę i wolę walki. Potrafił awansować do Final Four Pucharu Polski, eliminując na wyjeździe Jastrzębski Węgiel. Podobnie można mówić o katowiczanach. Walczyli do końca o czym najlepiej świadczy liczba tie breaków, których musieli rozegrać. Trzeci, beniaminek PlusLigi, okazał się solidnym rywalem i kilka razy zaprezentował z dobrej strony, mając aspiracje do czołowej ósemki - zakończył Grzegorz Ryś.