Rob Bontje: wykonaliśmy kawał ciężkiej pracy
Jastrzębski Węgiel pokonując dwukrotnie mistrza Polski Asseco Resovię, w efektownym stylu awansował do czwórki najlepszych drużyn w Europie. Jednym z bohaterów rewanżowego meczu w Rzeszowie był Holender Rob Bontje.
- To duże wydarzenie dla klubu, który w ostatnich latach już po raz drugi awansował do turnieju finałowego – mówi ROB BONTJE, środkowy Jastrzębskiego Węgla. - Final Four Ligi Mistrzów jest najbardziej prestiżową imprezą w europejskich pucharach, dlatego każdy klub i wszyscy zawodnicy marzą o tym, żeby dostać się do tego turnieju. To jest takie osiągnięcie, do którego się dąży, a jak zostanie zrealizowane, tak jak w naszym wypadku, tym większa jest radość i satysfakcja. Ten awans na pewno nie przyszedł nam łatwo, bo mimo imponującego zwycięstwa u siebie w rewanżu w Rzeszowie było już bardzo ciężko.
- Kluczem do wyeliminowania Asseco Resovii był przede wszystkim ten pierwszy mecz w Jastrzębiu, który dał wam przewagę psychologiczną i pozwolił grać z większą pewnością siebie w rewanżu?
- Myślę, że taki duży komfort dał nam wygrany pierwszy set w Rzeszowie, bo wiedzieliśmy, że w takiej sytuacji Rzeszów nie może już sobie pozwolić na żadne potknięcie i musi wygrać z nami aż cztery sety z rzędu, do czego nie zamierzaliśmy dopuścić. Patrząc od strony sportowej, żaden z zespołów nie miał jakiejś większej przewagi. O wyniki decydowały pojedyncze akcje w końcówkach. Każdy z trzech pierwszych setów, w których rozstrzygały się losy awansu, był rozgrywany na przewagi. Zresztą również w Jastrzębiu decydujące znaczenie miały właśnie końcówki setów. Różnica między naszymi zespołami była zatem niewielka, ale to my możemy się cieszyć z awansu. Dla mnie to wielka sprawa, bo mimo swojego doświadczenia po raz pierwszy w karierze zagram w Final Four Ligi Mistrzów.
- Dał pan świetną zmianę za Patryka Czarnowskiego w trzecim secie. W ważnym momencie popisał się pan dwoma asami serwisowymi. Imponował pan również skutecznymi atakami…
- Fajnie, że udało mi się pociągnąć zagrywką, kiedy była taka potrzeba. W pewnym momencie Resovia odskoczyła nam na kilka punktów, dlatego trener zdecydował się na zmiany, bo oprócz mnie na boisku pojawił się także Nicolas Marechal. Wszyscy mieliśmy za zadanie naciskać mocno na zagrywce i to się udało. Zagraliśmy fajnie w końcówce seta i mogliśmy się cieszyć z przypieczętowania awansu. To był wysiłek całej naszej drużyny i każdy z nas dał z siebie wszystko.
- Wiedział pan o tym, że dla Jastrzębia było to pierwsze zwycięstwo w Rzeszowie w meczach o punkty od 2008 r.?
- Nie miałem takiej świadomości. Wiedziałem tylko o tym, że Resovia nie wygrała jeszcze w naszej nowej hali i ta tendencja została przez nas utrzymana. Fajnie, że odwróciliśmy niekorzystną serię w meczach rozgrywanych w Rzeszowie. To był doskonały moment na przełamanie, bo był to pewnie najważniejszy pojedynek między nami z tych wszystkich rozgrywanych w ostatnich latach.
- Dla pana hala Podpromie była szczęśliwa również w 2011r., kiedy w barwach Sisley Treviso walczył pan z Asseco Resovią w półfinale pucharu CEV i miał duży wkład w zwycięstwo swojej drużyny…
- Rzeczywiście, wtedy moja ówczesna drużyna wygrała Puchar CEV eliminując w półfinale Resovię i pokonując w finale ZAKSĘ. Cóż, skoro mam takie szczęście do Resovii, to chciałbym się jak najczęściej mierzyć z tym zespołem w europejskich pucharach.
- W półfinale turnieju finałowego zmierzycie się z naszpikowanym byłymi gwiazdami Trentino Halkbankiem Ankara. Już raz zdołaliście pokonać ten zespół w ostatnim meczu fazy grupowej…
- Dlaczego więc nie zrobić tego także tym razem? (śmiech). A tak na poważnie, w tym momencie zasługujemy na chwilę radości z wywalczenia awansu. Final Four w Ankarze jest dopiero za ponad pięć tygodni, więc będzie jeszcze czas na to, żeby przygotować się do tego turnieju i analizować grę naszych rywali. Na pewno to będzie dla nas wszystkich duże wydarzenie i kolejne ważne doświadczenie w karierze.
- Jastrzębski Węgiel od kilku tygodni imponuje świetną formą. Wasza gra jest przez wszystkich komplementowana i doceniana. Skąd ta wspaniała dyspozycja?
- Na pewno mamy dobrą drużynę. Przeżywaliśmy jednak trudne chwile dwa miesiące temu, czy nawet jeszcze miesiąc wstecz. Kilku naszych zawodników borykało się z kontuzjami. Patryk Czarnowski powracał do treningów po długiej przerwie spowodowanej leczeniem urazu. Tak się jednak złożyło, że na te najważniejsze jak do tej pory mecze w sezonie mieliśmy do dyspozycji już cały zespół. Wszyscy z nas byli zdrowi i gotowi do gry, co miało niewątpliwie duże znaczenie. Naszym atutem jest to, że trenerzy mają do dyspozycji dużą grupę zawodników, dlatego mogą rotować składem czy to w Lidze Mistrzów, czy w PlusLlidze. Jak widać, wykonaliśmy kawał ciężkiej pracy i nasze treningi przekładają się na dobrą grę, bo inaczej nie zdołalibyśmy awansować do Final Four.
- Do tej pory więcej mówiło się o szerokim składzie i wielu opcjach gry w drużynie Asseco Resovii. Udowodniliście jednak, że mocny i szeroki zespół ma również Jastrzębski Węgiel…
- W naszej drużynie jest praktycznie czternastu zawodników, którzy mogą wnieść dużo dobrego do gry i pomóc zespołowi w ważnych momentach. W meczach przeciwko Resovii w dwunastce zabrakło miejsca dla Simona van de Voorde i Tomasa Jarmoca, ale w kolejnych spotkaniach może być inaczej. Taki szeroki skład jest na pewno dobry dla drużyny, ale dla tych zawodników, którzy w danym meczu są poza boiskiem nie jest to łatwa sytuacja. Najważniejsze jest jednak dobro drużyny i to jest nasz główny cel. Zresztą wygrane mecze są zasługą całej naszej drużyny, a nie tylko pojedynczych zawodników. Na nasz sukces pracuje cały sztab ludzi – także trenerzy, włodarze klubu i wszyscy jego pracownicy.
- W przeszłości już wiele razy zdarzało się, że to dla pana zabrakło miejsca w meczowej dwunastce. Jak pan sobie radził w takiej sytuacji?
- To nie jest łatwe, bo nikt z zawodników nie przychodzi do danego klubu po to żeby nie grać, a nawet nie załapać się do dwunastki. Wiedziałem jednak, że muszę liczyć się z taką sytuację skoro w klubie mamy czterech wartościowych środkowych i każdy z nas liczy na grę. Trzeba więc być gotowym na to, że nie zawsze się gra. Z drugiej strony, są też takie momenty jak te w Rzeszowie, kiedy wchodzi się z ławki, ale ma się też swój udział w zwycięstwie zespołu w bardzo ważnym meczu. Oczywiście, chciałbym grać jak najwięcej, podobnie jak wszyscy moi koledzy z zespołu. Mając jednak tak szeroki skład musimy sobie radzić z tym, że czasem dla któregoś z nas zabraknie miejsca na boisku i myślę, że wychodzi nam to całkiem nieźle.