Robert Täht – MVP z kwadratu
Robert Taht, przyjmujący Cuprum Lubin jest jedną z największych tajemnic tegorocznych rozgrywek PlusLigi. Jak to się stało, że najlepszy zawodnik meczu z Asseco Resovią Rzeszów, prawie dwadzieścia kolejek spędził w kwadracie rezerwowych?
PLUSLIGA.PL: Rozmawialiśmy przed początkiem sezonu i powiedziałeś mi wtedy, że twoim celem jest częsta obecność na boisku. Dziewiętnaście kolejek w kwadracie było dla Ciebie sporym rozczarowaniem, prawda?
ROBERT TAHT: Oczywiście, liczyłem na to, że będę grał. Nie mogłem wtedy zakładać, że spędzę cały sezon na ławce. Jednak to jest mój pierwszy rok poza granicami kraju, a w dodatku w jednej z najsilniejszych lig świata, więc nie martwię się zbytnio o czas spędzony na boisku. Oczywiście, było to dla mnie trudne, ale taka sytuacja tylko napędza mnie do tego, żeby trenować jeszcze więcej.
Kiedy wyszedłeś w pierwszej szóstce na mecz z Rzeszowem widać było po tobie mnóstwo radości i energii. Czułeś głód siatkówki?
ROBERT TAHT: Tak, czułem coś takiego, bo nie grałem przez wiele kolejek. Dodatkowo byłem naprawdę poruszony, że mogę zagrać przeciwko tak wielkim gwiazdom siatkówki, jakie występują w barwach Asseco Resovii. Motywacja była niewyobrażalna!
Podpisałeś dwuletni kontrakt z Cuprum, nie boisz się, że znów czeka na ciebie ławka rezerwowych?
ROBERT TAHT: Nie, nie mam takich obaw. Mam za zadanie pomagać drużynie najwięcej jak mogę, a także być maksymalnie profesjonalnym w tym, co robię. Uwierz mi, że ławka rezerwowych jest wspaniałym motywatorem do jeszcze cięższej pracy, która na pewno się opłaci. Poza tym, mówimy dopiero o następnym sezonie, a ja nie jestem typem człowieka, który aż tak wybiega w przyszłość.
Dlaczego w ogóle zdecydowałeś się na grę w Polsce? To kwestia decyzji trenera czy szansy na podszkolenie umiejętności?
ROBERT TAHT: Nie ukrywam, że osoba trenera również przemawiała za moim wyborem. To bardzo dobry szkoleniowiec i bardzo podoba mi się system w jakim pracuje. Zdecydowałem się na przyjazd tutaj dlatego, że polska liga powoli staje się najsilniejsza na świecie. Otrzymując możliwość zagrania w waszym kraju, nie zastanawiałem się ani chwili i od razu powiedziałem „tak”.
Czułeś się zaskoczony, kiedy otrzymałeś propozycję z Polski?
ROBERT TAHT: Tak naprawdę trener myślał o tym już na rok przed moim przyjściem do Lubina. Nie byłem więc bardzo zaskoczony jego decyzją, ale przyznaję, że ucieszył mnie fakt jej podtrzymania.
Trener, którego znasz z rozgrywek reprezentacyjnych długo nie decydował się dać ci szansy w lidze. Nie masz mu tego za złe?
ROBERT TAHT: Ufam mu, dlatego jestem pewny, że miał swoje powody, które wpłynęły na jego decyzję. Poza tym w naszej drużynie jest jeszcze kilku innych bardzo dobrych przyjmujących jak Wojtek Włodarczyk czy Keith Pupart, którzy naprawdę świetnie grają.
No właśnie, razem z tobą do Polski przyjechał Keith Pupart. Jesteście dobrymi przyjaciółmi?
ROBERT TAHT: To kolega z kadry narodowej. Dobrze się dogadujemy, ale nie znaliśmy się wcześniej i nie była to jakaś specjalna więź. Teraz spędzamy ze sobą dużo więcej czasu.
Z kim w takim razie dogadujesz się najlepiej?
ROBERT TAHT: Wszyscy z moich klubowych kolegów są fantastycznymi ludźmi, ale najwięcej czasu spędzam ze wspomnianym Keithem Pupartem.
Przed przyjściem do polski znałeś któregoś z zawodników Lubina?
ROBERT TAHT: Znałem ich z widzenia, ale nie miałem okazji się z nimi poznać. Jednak nie stanowiło to dla mnie żadnego problemu, bo byłem pewny, że szybko się z nimi zaprzyjaźnię.
Nie bałeś się polskiego języka, gry z dala od domu? Do tej pory występowałeś na estońskich parkietach…
ROBERT TAHT: Oczywiście, Estonia jest dla mnie komfortowym miejscem do gry, bo jest tam cała moja rodzina i przyjaciele, ale jeśli chcę stawać się coraz lepszym zawodnikiem, nie mogę zwracać uwagi na wygody. Jeśli natomiast chodzi o bariery językowe wiedziałem, że w naszej drużynie nie będzie problemu aby porozumiewać się po angielsku.
Znałeś jakieś słowa po polsku?
ROBERT TAHT: Znałem jedno brzydkie słowo… (śmiech) Teraz jest, o wiele lepiej, bo znam kilka wyrazów i parę prostych zdań. Jestem nawet w stanie zrozumieć menu w restauracji. Ale wasz język jest naprawdę trudny do nauki.
Byłeś już wcześniej w Polsce?
ROBERT TAHT: Byłem u was przy okazji turniejów, w których uczestniczyła młodzieżowa kadra Estonii. W zeszłym roku graliśmy w Polsce przeciwko waszej juniorskiej reprezentacji i drużynie występującej w Lidze Europejskiej. Nie jest to więc mój pierwszy pobyt w waszym kraju.
Jak to się stało, że zostałeś siatkarzem? Masz jakieś siatkarskie korzenie?
ROBERT TAHT: Moja mama uprawiała ten sport, ale zrezygnowała z niego, gdy miała dwadzieścia lat. Ja od zawsze chciałem być sportowcem, a kiedy poszedłem na pierwszy trening wiedziałem, że chcę być siatkarzem. To stało się moim marzeniem.
Znalazłam informację, że zeszły sezon spędziłeś w tzw. mix-lidze. Trochę w Estonii a trochę na Łotwie. Możesz powiedzieć coś więcej o tym rozwiązaniu? Dla nas jest to pewna egzotyka…
ROBERT TAHT: Litwa, Łotwa i Estonia mają wspólną ligę. Litwa nie miała ostatnio silnych zespołów, dlatego nie bierze udziału w rozgrywkach. Mamy więc połączoną ligę estońską i łotewską. Estonia miała tylko sześć drużyn, więc jest to zbyt mało. Na Łotwie było ich pięć. Jedenaście połączonych zespołów wystarczyło natomiast na stworzenie dobrze działającej ligi.
W weekend kolejne wyzwanie przed wami – LOTOS Trefl Gdańsk. Jakie są szanse, że ponownie zobaczymy cię na boisku?
ROBERT TAHT: To nie zależy ode mnie. Chcę tylko, żeby moja drużyna wygrała następny mecz. Nieważne czy znajdę się w wyjściowej szóstce.