Roberto Piazza: pięciu faworytów mistrzostw świata
Nowy szkoleniowiec Jastrzębskiego Węgla wśród kandydatów do zdobycia złotego medalu FIVB Mistrzostw Świata w Piłce Siatkowej Polska 2014 typuje przede wszystkim swoich rodaków. W gronie faworytów widzi także biało-czerwonych.
PlusLiga: Swoją przygodę z polską ligą rozpoczął pan od szkolenia w Krakowie, podczas Memoriału Wagnera.
Roberto Piazza: Uczestniczyłem w konferencji dla trenerów PlusLigi. Jednym z wykładowców był Daniel Castellani, mój dobry znajomy i świetny szkoleniowiec. Cieszę się, że przy okazji mogłem też obejrzeć na żywo Memoriał Wagnera, bo to bardzo znaczący turniej. Poza tym, lubię przyglądać się grze topowych drużyn narodowych, śledzić systemy gry, zmiany jakie wprowadzają dotyczące techniki, taktyki i każdego elementu siatkarskiej sztuki. To świetny materiał szkoleniowy dla mnie i dla moich podopiecznych. Siatkówka nieustanni się zmienia i my trenerzy musimy być na bieżąco.
- Jakie wrażenia po Memoriale?
- Poziom turnieju nie był zbyt wysoki, ale to normalne, ponieważ wszystkie zespoły, nie tylko te, które grały w Krakowie są w trakcie przygotowań do światowego czempionatu. Pierwsza rzecz, która zwróciła moją uwagę, to ogromna ilość błędów w polu serwisowym. Druga, to że wszystkie drużyny mocno pracowały w defensywie. I chyba tyle podsumowania tamtego etapu przygotowań.
- Mistrzostwa świata rozpoczną się już za kilka dni. Ma pan swoich faworytów?
- Mam i jest ich pięciu. Pierwszym są Włosi, wcale nie dlatego, że są moimi rodakami, ale ze względu na potencjał. 2-3 lata temu ten zespół był zbyt młody, żeby wygrywać ważne turnieje. Teraz nabrali doświadczenia, mają świetnego atakującego, Zajcewa i przede wszystkim, całkiem stabilne przyjęcie. Ponadto Dragan Travica, który wygrał z Biełgorodem Ligę Mistrzów jest w tej chwili zupełnie innym graczem niż dwa sezony wstecz, poczynił ogromny postęp jakościowy. Na drugim miejscu stawiam Rosję, która nawet osłabiona brakiem kilku podstawowych siatkarzy, wciąż jest znaczącą siłą. W dalszej kolejności mojego rankingu plasują się Brazylia, USA i Polska.
- Bardzo wysoko stawia pan polską kadrę. Wie pan, że na mundialu zabraknie jednej z naszych najmocniejszych armat ostatnich lat, Bartosza Kurka?
- Przyglądałem się temu zawodnikowi w lidze włoskiej. Bardzo dobrze zagrał spotkania finałowe, ale półfinały ligowe i Pucharu Włoch rozpoczął na ławce rezerwowych, nie tylko ze względu na problemy zdrowotne, zdecydował także aspekt taktyczny. Nie wiem co zaszło w polskiej drużynie, ale sądzę, że nawet bez Kurka polska kadra jest mocna i ma szanse na strefę medalową.
- A Serbowie, Bułgarzy? Pana zdaniem nie mają szans?
- Bułgaria w poprzednich latach plasowała się w ścisłej czołówce - IO, ME czy Ligi Światowej, ale aktualnie nie prezentuje się dobrze i nie wiem czy nowy trener zdoła to zmienić do mistrzostw. Jeśli tak, to mogą okazać się czarnym koniem turnieju, podobnie jak Francja lub Serbia. Serbowie zagrali bardzo dobrze w Lidze Światowej. Ponadto mają czterech równych, naprawdę dobrych przyjmujących, którzy są w stanie wspomagać atakującego w zdobywaniu punktów. To może okazać się ich wielkim atutem.
- Najlepsze zespoły będą musiały rozegrać aż 13 spotkań. Jak wielką rolę odegra przygotowanie fizyczne?
- 13 meczów w ciągu 21 dni to szaleństwo, dlatego przede wszystkim uważam, że system rozgrywania mistrzostw świata powinien być zmieniony. Niech pani spojrzy na system gier niedawno zakończonych MŚ w piłce nożnej, był diametralnie różny. Dlaczego siatkarze muszą rozgrywać ponad sto meczów w ciągu roku, a sportowcy innych gier zespołowych nie? Rugbyści w Italii na przykład rozgrywają niewiele ponad 20 spotkań rocznie.
- Zmieńmy temat. Kilka tygodni temu brał pan udział w konferencji włoskich trenerów we Florencji. Podobno zamierzacie stworzyć niezależną od federacji organizację?
- To prawda. Chcemy stworzyć Stowarzyszenie Włoskich Trenerów, na wzór tych stowarzyszeń, które funkcjonują we wszystkich innych sportach zespołowych. Jednym z jego głównych zadań będzie wzajemne szkolenie się trenerów, dzielenie się doświadczeniem i wiedzą z młodymi adeptami zawodu, próba odpowiedzi na pytanie dlaczego siatkówka nieustannie musi się zmieniać i co te zmiany wnoszą dobrego. Mówiąc ogólnie, chcemy wzbogacać wiedzę swoją i młodego pokolenia trenerów, bo bardzo potrzebujemy młodych, dobrze przygotowanych do zawodu szkoleniowców. Chcemy także zapewnić sobie pewne gwarancje systemowe, choćby w kwestii, którą poruszyłem przed momentem, dotyczącej ilość meczów rozgrywanych rocznie.
- Powstanie stowarzyszenia ma związek z obecną, kryzysową sytuacją we Włoszech?
- Niespecjalnie. Nie powiedziałbym, że włoskich trenerów dopadł kryzys, choć faktycznie, wielu z nas pracuje obecnie poza granicami kraju. Ale bardziej dlatego, że włoska szkoła siatkówki przed laty wypracowała sobie dobrą markę i wciąż jest popularna i użyteczna w wielu miejscach na świecie. W latach 90. XX wieku jakość włoskiej szkoły tworzyli zagraniczni szkoleniowcy - Bernardinho, Doug Beal, Velasco, Bebeto, także moi rodacy Montali, czy Prandi. Tamta generacja stworzyła potęgę włoskiej myśli siatkarskiej, na której przez lata się wzorowaliśmy. Teraz to my musimy uczyć młodsze pokolenia.
- W takim razie, jak naprawdę jest z tym kryzysem w włoskiej siatkówce?
- Tego nie wie chyba nikt, ale obawiam się, że kryzys ma tendencję wzrostową. W ciągu ostatnich trzech lat z siatkarskiej mapy naszego kraju zniknęło pięć bardzo ważnych klubów -Treviso, Monza, Roma, Castellana Grotte i Cuneo. To mówi samo za siebie.
- W pewnym sensie „dzięki” problemom finansowym w Cuneo, pan zjawił się w Jastrzębskim Węglu. Jak ocenie pan polskie realia?
- Może i tak, ale chciałbym podkreślić, że przed wszystkim jest to dla mnie wielka przyjemność. Jestem w Polsce od kilku tygodni, a już zdążyłem zakochać się w waszym kraju. O tym, że na mecze przychodzi mnóstwo kibiców wiedziałem wcześniej, ale nie wiedziałem, że są to kibice tak mądrzy i z tak dużym szacunkiem dla zawodników i trenerów. Podczas Memoriału Wagnera spędziłem sporo czasu z Andreą Anastasim i byłem zdumiony tym jak bardzo popularny jest w Polsce, w ciągu dwóch dni zrobił z kibicami chyba milion zdjęć.
- To prawda, Anastasi jest lubiany w Polsce.
- A dlaczego jest lubiany? Bo ludzie rozumieją jak wiele zrobił dla polskiej siatkówki, dla drużyny narodowej, wiedzą jak ciężko pracował.
- Ma pan jakieś oczekiwania związane z pracą w Jastrzębskim Węglu?
- Jest to obecnie jedno z najlepszych miejsc do pracy na wysokim poziomie. W ciągu trzech ostatnich sezonów Jastrzębie cały czas było w czołówce, nie tyko polskiej, także europejskiej i ja chciałbym tę passę podtrzymać.
- Tyle, że nie udało się nic wygrać. Hasło zbliżających się rozgrywek brzmi „Just Win” - czyli przyszedł czas by wreszcie stanąć na najwyższym stopniu podium?
- O to trzeba by zapytać prezesa Grodeckiego. Ja najpierw muszę dogłębnie poznać moich zawodników, także specyfikę polskich rozgrywek, inne drużyny.
- Jak dużo wie pan o PlusLidze na chwilę obecną?
- Na razie skupiłem się na trzech drużynach - Bełchatowie, Rzeszowie i Kędzierzynie i sporo już o nich wiem. W ciągu najbliższych kilku dni zamierzam rozpracować pozostałe zespoły. Wszyscy wokoło mówią, że Jastrzębie ma skład na 3-4 miejsce w lidze. Ja tego na razie nie mogę potwierdzić, bo jeszcze nie wiem. Wiem natomiast, że musimy ciężko pracować.
- Nie jest pan w stanie ocenić potencjału Jastrzębia?
- Na razie nie chciałbym tego robić. Kiedy pracowałem w Belluno, wszyscy wmawiali mi, że to zespół na 7-8 miejsce w rozgrywkach. Zakończyliśmy sezon na 4. pozycji. Ciężką pracą można zdziałać wiele.
- Objął pan zespół zbudowany przez innego szkoleniowca. To chyba mało komfortowa sytuacja?
- Nie ma co narzekać. Składu nie mogę zmienić, ale mogę zmienić tę drużynę na boisku, wypracować własny styl. Lorenzo Bernardi wykonał w Jastrzębiu kawał porządnej pracy. Trzy lata temu wszyscy znali go wyłącznie jako zawodnika, dziś jest już rozpoznawalny jako trener. Ustawił mi poprzeczkę bardzo wysoko, ale ja lubię wyzwania.
- Tych panu nie zabraknie. Jednym z nich będzie z pewnością praca ze Zbyszkiem Bartmanem, który po dłuższej przerwie wrócił na przyjęcie.
- To nie wyzwanie, a raczej kwestia treningu. Musi więcej poćwiczyć przyjęcie i wszystko sobie przypomni. Trzy lata temu grał przecież w Jastrzębiu na tej pozycji z niezłym skutkiem, a przez trzy lata nie można zapomnieć podstaw.
- Dostrzega pan jakieś inne problemy?
- Widzę głównie wyzwania - musimy podnieść poziom poszczególnych zawodników i zespołu.
- Jest pan w uprzywilejowanej sytuacji względem innych drużyn PlusLigi, bo już teraz ma pan do dyspozycji praktycznie cały skład. To przyniesie korzyści?
- To jest ogromna korzyść! Po pracy w hali i na siłowni rozegramy serię sparingów, 5 może 6 i mając prawie kompletny zespół, będziemy mogli dopracować mnóstwo szczegółów, zobaczyć jakie mamy problemy na boisku i wyeliminować je jeszcze przed startem rozgrywek. A spotkamy się z naprawdę dobrymi drużynami, m.in. z niemieckim Berlinem, ekipą tureckiej ekstraklasy oraz z zespołami PlusLigi.
- Czego możemy oczekiwać po Jastrzębskim Węglu z Roberto Piazzą jako trenerem?
- Powiem raczej czego ja oczekuję - tego, że dotrzemy do półfinału PlusLigi w bardzo dobrej dyspozycji. Chcemy także wypracować sobie korzystny układ w I rundzie Ligi Mistrzów. Potem już wszystko będzie w rękach Boga, albo raczej osób, które mają wpływ na dobór par w kolejnych etapach rywalizacji.
Powrót do listy