Roberto Piazza: prędzej czy później wrócę do polskiej ligi
Były opiekun m.in. Jastrzębskiego Węgla i PGE Skry Bełchatów aktualnie prowadzi kadrę narodową Holandii, z którą biało-czerwoni mierzyli się towarzysko w ostatni weekend. Podopieczni Włocha przegrali dwa razy, ale wywieźli z Opola cenne doświadczania. O nich, oraz o dwóch sezonach spędzonych w Bełchatowie opowiada nam trener Piazza.
PLUSLIGA.PL: Jak ważny, pana zdaniem był dla reprezentacji Polski dzień 27. lipca 2019?
ROBERTO PIAZZA: Dla wszystkich reprezentacji, które właśnie rozpoczęły cykl meczów towarzyskich to kolejny krok w przygotowaniach do imprez docelowych, także dla Polski. To wciąż okres testowania i z tego powodu zobaczyliśmy w polu gry praktycznie wszystkich zawodników. Sparingi w Opolu pokazały, że obydwie drużyny są na różnych etapach przygotowań, my w porównaniu z biało-czerwonymi, o wyraźny krok z tyłu. Niemniej były one niezwykle istotne, bo zmierzyliśmy się z najsilniejszą ekipą na świecie i mogłem sprawdzić swoich graczy na tle bardzo wymagającego rywala.
Miałam raczej na myśli fakt, że w polskiej kadrze zadebiutował Wilfredo Leon…
ROBERTO PIAZZA: Leon jest tylko kolejnym graczem w tej mocnej grupie.
Czyli nie zgadza się pan z opinią, która pojawiła się, także w włoskiej prasie, że z Leonem w składzie Polska może królować w światowej siatkówce przez wiele lat?
ROBERTO PIAZZA: W siatkówce swoją wielkość trzeba udowodnić na boisku, w każdym kolejnym meczu czy turnieju. W przeszłości wielokrotnie zdarzyło się, że ktoś popełnił jeden błąd w trakcie gry i ten błąd zmienił całe jego życie. Tak było na przekład z Włochami w 1992 roku, gdy podczas igrzysk olimpijskich w Barcelonie przegrali ćwierćfinał z Holandią, zaprzepaszczając tym samym szansę na wygranie olimpijskiego złota. W kolejnym sezonie wygrywali wszystko po kolei, ale tamta jedna porażka na zawsze pozostała w ich głowach.
- Macie świetny zespół, z bogactwem na każdej pozycji. W trwającym sezonie reprezentacyjnym testowaliście pięciu środkowych, którzy grają na zbliżonym poziomie, sześciu przyjmujących, trzech atakujących i czterech rozgrywających. Oznacz to, że cały system pracy w Polsce funkcjonuje bardzo dobrze. Wiem coś o tym, bo spędziłem w waszym kraju ostatnie dwa sezony. Polska liga jest bardzo wymagająca, a polska siatkówka jakościowo wciąż pnie się w górę.
Innymi słowy, to co dzieje się aktualnie w polskiej reprezentacyjnej siatkówce ma swój początek w rozgrywkach ligowych?
ROBERTO PIAZZA: Z pewnością także tam. Niebagatelne znaczenie ma liczba obcokrajowców w zespole. We Włoszech może ich być czterech, u was trzech. To oznacza znacznie większą liczbę grających Polaków w każdej drużynie, a to z kolei procentuje tym urodzajem, który obecnie macie na poziomie reprezentacyjnym.
W kadrze Holandii, którą pan prowadzi nie ma takiego potencjału, ale celem w tym sezonie, podobnie jak dla wszystkich, jest z pewnością kwalifikacja olimpijska?
ROBERTO PIAZZA: To raczej potencjał przyszłości. Mam bardzo pracowity zespół, w którym cały czas widać progres. Wykonali kawał kapitalnej roboty podczas ubiegłorocznych mistrzostw świata, ale to ma się nijak do światowego rankingu. Szczególnie, że nie zagrali najlepiej w poprzednich mistrzostwach Europy. Dlatego nie mogę się z panią zgodzić, że dla wszystkich drużyn najważniejsze w tym roku są kwalifikacje olimpijskie. Dla nas nie. Jeśli jest się 15. ekipą w rankingu i trzeba stawić czoła trzeciej i czwartej, jest to niezwykle ciężkie wyzwanie. OK, podczas mistrzostw świata pokonaliśmy Brazylię i Francję, ale od tego czasu skład zespołu został przemeblowany, budujemy nową drużynę.
Holenderska federacja zgadza się z pana tokiem myślenia?
ROBERTO PIAZZA: O to trzeba ich zapytać. Dla nas kluczowe jest stopniowe budowanie jakości, krok po kroku. Dlatego najważniejszy jest najbliższy mecz i najbliższy turniej, niezależnie od rangi. Ale też musimy być szczerzy wobec siebie i zdawać sobie sprawę, że przed nami stoją dwa ogromnie wysokie i trudne do przekroczenia stopnie. Dla mnie osobiście ważniejszy jest ten drugi, czyli mistrzostwa Europy, bo tam zagramy w grupie, w której możemy coś konkretnego osiągnąć.
Wspomniał pan o dwóch sezonach spędzonych w PGE Skrze Bełchatów. Jak dziś, z perspektywy czasu ocenia pan ten rozdział swojej kariery?
ROBERTO PIAZZA: To było niesamowite doświadczenie, podobnie zresztą jak wcześniej, w Jastrzębskim Węglu. Kolejne dwa lata spędzę we Włoszech, ale jestem przekonany, że wcześniej czy później wrócę do Polski. Pamięta pani, że to samo mówiłem odchodząc z Jastrzębia? No właśnie….tak będzie i tym razem. Mam świadomość co niektórzy ludzie w Polsce o mnie mówią - że jestem lekko szalony. Ale co tam, uwielbiam wasz kraj, kibiców i polską ligę.
Dlaczego w takim razie opuścił pan Bełchatów?
ROBERTO PIAZZA: Bo pojawiły się różnice w postrzeganiu kilku kwestii. Jeśli pani mówi, że coś jest żółte, a ja widzę to w kolorze niebieskim, to nie jesteśmy w stanie osiągnąć konsensusu. Tak bywa.
PGE Skra skończyła sezon na 6. miejscu, znacznie poniżej oczekiwań. To też pewnie miało wpływ?
ROBERTO PIAZZA: Może tak, ale nie dla kogoś, kto wie ile kontuzji dotknęło nasz zespół w trakcie rozgrywek. Z różnych powodów. Patryk Czarnowski pauzował przez cały sezon. Jakub Kochanowski na początku sezonu borykał się z urazem, którego nie nabył w Bełchatowie. Potem kłopoty zdrowotne mieli jeszcze Artur Szalpuk, Mariusz Wlazły, Milad Ebadipour i dwukrotnie Renee Teppan. Czasami udaje się jakoś załatać braki w składzie, a czasami nie. Z nami w minionym sezonie bywało różnie. Były momenty, gdy w fantastyczny sposób potrafiliśmy walczyć, mimo problemów. Mam na myśli nie tylko rywalizację w Lidze Mistrzów. W ćwierćfinale PlusLigi stoczyliśmy ciężki bój z Jastrzębiem i byliśmy blisko wygranej.
W zeszłym sezonie dużo mówiło się o Mariuszu Wlazłym. Uważa pan, że mimo swoich 36-ciu lat wciąż może być motorem napędowym Skry?
ROBERTO PIAZZA: A dlaczegóż by nie? Wy w Polsce w ogóle dużo dyskutujecie, na każdy temat. Pamiętam zeszłoroczne debaty dotyczące decyzji kadrowych Vitala Heynena. Wszędzie go krytykowano, wytykano mu różne rzeczy. A za kilka miesięcy, gdy zdobył z drużyną złoty medal mistrzostw świata, wszyscy bili mu brawo. Czasami lepiej po prostu milczeć i zaufać trenerowi oraz jego decyzjom. Nawet jeśli z zewnątrz wydają się niezrozumiałe. Proszę mi wierzyć, że to, co dla pani czy innych obserwatorów jest niepojęte, dla trenera może być jasne i oczywiste, bo to on obserwuje zespół na co dzień, od środka. Choć oczywiście i on może popełnić błąd. Bardzo fajną rzecz napisał niedawno w mediach społecznościowych Vital Heynen, trochę wytykając dziennikarzom zbytnią koncentrację na jego działaniach, zamiast na osiągnięciach siatkarzy - żeby pisząc jedno zdanie na jego temat, napisali jednocześnie dwa zdania o zawodnikach, bo to oni są głównymi bohaterami siatkarskich spektakli. To cenne przesłanie.
Kończąc temat Skry, trenerów i polskich dyskusji o wszystkim, pana asystent Michał Winiarski poprowadzi w nowym sezonie Trefl Gdańsk. Jest gotowy do roli pierwszego trenera?
ROBERTO PIAZZA: Jestem niezwykle szczęśliwy, że podjął to wyzwanie. Oczywiście, że jest gotów, czemu nie? Jest świetnym, uczciwym facetem i jestem przekonany, że będzie też bardzo dobrym szkoleniowcem. Miał pecha, bo przez ostatnie dwa sezony był asystentem kiepskiego w swoim fachu Włocha… (śmiech).
Obecnie, podobnie jak trener Polaków łączy pan pracę w kadrze Holandii z trenowaniem klubowej drużyny. Pan również musi zapłacić włoskiej federacji karę? O co właściwie chodzi?
ROBERTO PIAZZA: Ten przepis narodził się w 2015 roku, gdy Gianlorenzo Blengini został trenerem reprezentacji, prowadząc jednocześnie Cucine Lube Civitanową, ale o szczegóły najlepiej byłoby spytać włodarzy włoskiej ligi. Rzeczywiście jest tak, że klub, który zatrudnia trenera pracującego jednocześnie w jakiejś reprezentacji, musi uiścić w federacji określoną sumę.