Roberto Piazza - siatkarski maniak
29 stycznia Roberto Piazza skończy 50 lat. Czy w weekend poprzedzający tę okrągłą rocznicę sprawi sobie i PGE Skrze Bełchatów prezent w postaci zwycięstwa w Pucharze Polski? Zanim ruszą pucharowe zmagania, przedstawiamy sylwetkę włoskiego szkoleniowca, który w siatkarskim środowisku wzbudza tyleż samo sympatii, co kontrowersji.
W trenerskim fachu Roberto Piazza pracuje już dwudziesty szósty rok, ale dopiero dziesiąty jako numer jeden. Asystował wielu wybitnym szkoleniowcom, we Włoszech i Rosji, jednak największe wpływ na jego pracę wywarli chyba Daniele Bagnoli i Paulo Roberto De Freitas (słynny Brazylijczyk Bebeto), u których rozpoczynał trenerskie szlify. To dzięki nim wykreował własną wizję siatkówki i zawodu, który wykonuje z powodzeniem. A należy podkreślić, że pracował w najlepszych europejskich klubach, m.in. we Włoszech, Rosji i Polsce. Obecnie kieruje PGE Skrą Bełchatów, z którą już w najbliższy weekend powalczy o Puchar Polski.
Ryzyko, lojalność i…szczęście
Debiut w charakterze pierwszego trenera zaliczył w słynnym Sisley’u Treviso, w którym miał pod opieką m.in. Samuele Papiego, Alessandro Feia czy Roberta Horstinka. To właśnie z holenderskim przyjmującym wiąże się pewna anegdota, którą zdradził nam ówczesny asystent Piazzy, Tomaso Totolo, a która jego zdaniem obrazuje jakim człowiekiem jest nasz bohater.
Wydarzenie miało miejsce przed finałem Pucharu CEV z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle, w 2011 roku, na który Włosi przylecieli do Polski samolotem charterowym. Włodarze z Treviso byli niezadowoleni z postawy Horstinka i chcieli wyrzucić go z zespołu, tuż przed meczem rewanżowym finału. Wtedy Piazza ostro się sprzeciwił. Na to ówczesny prezes powiedział: „OK, zawrzyjmy umowę. Holender wróci do drużyny, ale jeśli przegracie mecz, będziecie musieli zapłacić za wynajem samolotu”. Szkoleniowcy spojrzeli po sobie i…przystali na tę propozycję. Na szczęście dla Piazzy i Totolo, Sisley wygrał rywalizację, a Robert Horstink został wybrany MVP.
- Jego najlepszą cechą jest absolutna uczciwość, we wszystkim co robi. Przykłada ogromne znaczenie do wypowiadanych słów, a przyjaźń i lojalność są dla niego wartościami kluczowymi. Jest też, czym pewnie panią zaskoczę, bardzo zabawnym facetem. Jak większość Włochów, bardzo lubi dobre jedzenie i dobre wino, ale w przeciwieństwie do większości z nas nie narzeka na jedzenie za granicą - komplementuje swojego rodaka Totolo.
Uzależniony od siatkówki
Wzorując się na swoich nauczycielach, już na samym początku zawodowej drogi ustawił sobie poprzeczkę bardzo wysoko i cały czas stara się co najmniej doskoczyć to tego pułapu. Jeśli już w coś się angażuje, to poświęca temu praktycznie całą dobę. - Robi sobie przerwy tylko na jedzenie. Ale gdyby nie musiał jeść, to pewnie nawet tych przerw by nie robił - żeby tylko lepiej przepracować temat - mówi pół żartem, pół serio Robert Kaźmierczak, który pracuje z Włochem w PGE Skrze Bełchatów. Na szczęście wobec swoich współpracowników, przynajmniej w Skrze, nie jest równie rygorystyczny. - Nie pracujemy w grupie, nie międlimy się. Każdy ma swoje obowiązki do wykonania, a czy zrobimy to w domu czy w klubie, w nocy czy nad ranem, w to trener nie wnika - mówi statystyk z Bełchatowa.
Trochę inne wspomnienia ma Leszek Dejewski, który był asystentem Piazzy w Jastrzębskim Węglu, w sezonie 2014/15. - Dużo swobody nie było. To człowiek, który rządzi, a reszta powinna się dostosować. Potrafił też skarcić. Na przykład, gdy przed meczem rozmawialiśmy o ustawieniu bloku, a potem założenia nie do końca były wykonywane.
Jeszcze ciekawszą kwestię poruszył Tomaso Totolo, który o sobie samym miał przekonanie, że jest typowym pracoholikiem, lecz podczas kooperacji z Piazzą uznał, że nie jest nim nawet połowicznie. - Przywiązuje wręcz maniakalną, ale w pozytywnym sensie, uwagę do najdrobniejszych szczegółów - do przygotowania treningów, prowadzenia meczów i analizowania. Zanim zada swojemu sztabowi czy zawodnikom jakieś pytanie, najpierw zadaje je sobie po stokroć i tyleż samo razy odpowiada, żeby mieć pewność, że się nie pomylił.
Włoskie podejście
System pracy z zawodnikami też ma dość osobliwy. Robert Kaźmierczak zdradził nam, że doświadczenie zdobywane u boku Roberto Piazzy jest dla niego czymś nowym i że wcześniej nie miał styczności z takim stylem pracy. Choć pracował na przykład z Vitalem Heynenem. A ten styl nazywa się „włoską szkołą siatkówki”.
- Po każdym meczu wsiadając do autobusu otwiera komputer i ogląda właśnie zakończone spotkanie kilka razy, robi notatki na kartkach. Potem spotyka się indywidualnie z zawodnikami i analizuje na wideo akcję po akcji, błąd po błędzie, akcentuje też dobre zachowania - opowiada Leszek Dejewski.
Wszystko poparte statystykami. W Jastrzębskim Węglu Piazza miał wtedy w zespole m.in. Michała Łasko i Zbigniewa Bartman, czyli siatkarzy z tej najwyższej półki, których ciężko było przestawić na tak swoisty styl pracy. Ale uparty i konsekwentny Włoch potrafił rzetelnymi i zazwyczaj słusznymi argumentami przekonać ich do siebie, a co więcej, dużo poprawił w zachowaniu zawodników podczas meczu. - Jeśli tylko ma na coś wpływ, to potrafi sporo zmienić - śmieje się Dejewski. - Tak jak na początku siatkarze niechętnie przychodzili na indywidualne zajęcia wideo, tak potem przyzwyczaili się i zrozumieli, że lepiej wykonywać wszystko zgodnie z oczekiwaniami trenera.
- Wymaga od chłopaków myślenia, analizowania, podejmowania dyskusji czy jakichś decyzji w trakcie spotkań wideo. Każdy może coś powiedzieć, a czasami nawet musi, bo jest wywoływany „do tablicy”. Chce, żeby zawodnicy byli aktywni podczas tych spotkań - dorzuca Kaźmierczak. - Natomiast prawda jest też taka, że trener Piazza ma swój pomysł na wszystko, wie jak coś ma wyglądać i nawet jeśli ktoś ma inne zdanie, to potrafi tak naprowadzić, żeby w efekcie końcowym było po jego myśli.
Nie wszyscy go kochają
Nie jest może dyktatorem, ale od wszystkich osób, które z nim pracują wymaga absolutnego przestrzegania zasad. Nieważne, czy ktoś nazywa się Ricardo czy Ngapeth - jeśli nie potrafi dostosować się do jego reguł, to kończy tak, jak Luigi Mastrangelo, którego w 2013 roku Piazza odstawił na boczny tor w Bre Banca Lannutti Cuneo, tuż przed Final Four Ligi Mistrzów. Po zakończeniu sezonu klub rozwiązał kontrakt ze słynnym, acz krnąbrnym środkowym.
Trochę inny bieg przybrały wydarzenia w sezonie 2016/17, gdy Roberto Piazza był opiekunem Azimutu Modena. Tam także popadł w konflikt z częścią siatkarzy, którzy nie zrozumieli jego filozofii pracy i nie zaakceptowali postawionych przed nimi zasad. W efekcie sam stał się ofiarą tego konfliktu, bo nie dokończył sezonu w Modenie.
W Jastrzębskim Węglu także nie obyło się bez zgrzytów. Choć nie wszyscy gracze byli entuzjastami jego pomysłów, praktycznie cały sezon współpraca układała się dobrze. Dopiero po ostatnim meczu o brązowy medal, nomen omen ze Skrą Bełchatów, nie wytrzymał Michał Łasko, którego Piazza po ostrej wymianie słów zdjął z boiska w trzecim secie i już nie przywrócił do gry. To spotkanie i cały play off jastrzębianie ostatecznie przegrali. - Miał to być bardzo krótki play off, wszyscy skazywali nas na pożarcie. Przegrywaliśmy 0:2 w meczach i jadąc do Bełchatowa chyba nawet nie mieliśmy rezerwacji na nocleg. Ostatecznie doszło do piątego starcia, które przegraliśmy, choć szczęście było bardzo blisko. To był początek kryzysu w Jastrzębiu, wszyscy wiedzieli, że będzie znacznie mniejszy budżet i każdy już tylko czekał na zakończenie rozgrywek. Tak, posadził wtedy Michała na ławce i wziął na siebie odpowiedzialność za tę decyzję. Nie bał się zdjąć z boiska nikogo, nawet największej gwiazdy. Tym bardziej, jeśli ktoś nie wykonywał założeń - dzieli się swoimi refleksjami z tamtego czasu trener Dejewski.
Porządek ponad wszystko
To rodzaj trenera, który pracuje nie tylko z zawodnikami i sztabem, ale także z decydentami w klubie. Stara się im przekazać swoją wiedzę i doświadczenie, by tym samym poprawić funkcjonowanie i organizację klubu. A jeśli coś mu nie pasuje, natychmiast próbuje to zmienić. Tak samo zresztą robi Ferdinando De Giorgi, który nie przepracował w Jastrzębskim Węglu jeszcze tygodnia, a już wprowadził kilka zmian. Włoskie podejście do siatkówki mówi, że organizacja zawsze jest na pierwszym miejscu. - Fefe podkreśla, że jeśli chcemy grać o najwyższe cele, musimy dorównywać tym najlepszym nie tylko sportowo, ale też organizacyjnie. Potem liczą się już tylko umiejętności i szczegóły, i nad tym należy pracować - zdradza Dejewski.
Identyczną teorię powiela Piazza, który jest wyjątkowo skrupulatny. Z każdego spotkania, z prezesem czy zawodnikami, szczególnie wtedy gdy dotyczy ono kwestii problemowych, robi notatki. Wszystko to magazynuje i zawsze jest przygotowany na każdą, nawet najbardziej zaskakującą sytuację, pamięta co i kiedy powiedział. Kiedyś sporządzał tylko pisemne notatki, ale gdy pracował w Dynamie Moskwa, pewnego dnia wszystkie jego sekretne zapiski zniknęły. Od tamtej pory skanuje każdą kartkę z treściami i trzyma w komputerowym archiwum. Zapisuje podobno nie tylko przebieg rozmów, ale także wszystkie swoje spostrzeżenia i przemyślenia. Słowo „przypadek” w jego słowniku nie egzystuje.
- Nie wiem czy my, jako zespół zawsze jesteśmy bardzo dobrze przygotowani, ale trener jest na pewno - uśmiecha się Robert Kaźmierczak. - Jesteśmy z Michałem Winiarskim bardzo zadowoleni, że możemy się od Włocha uczyć, bo jest to ogromne kompendium wiedzy. Ta wiedza wręcz od niego bije, jest pewny siebie i to powoduje, że zawodnicy ufają mu w stu procentach. W swoich notatkach i w głowie ma ogrom informacji, ale nie zalewa nimi siatkarzy, potrafi je racjonalnie dozować.
Zaufanie musi być
Robert Kaźmierczak podkreśla jeszcze jedną ważną cechę Roberto Piazzy - zaufanie do zawodników, czego chyba nie było u poprzednika Włocha w Skrze. - Od samego początku postawił na ofensywną siłę Bartosza Bednorza oraz doświadczenie reprezentacyjne Milada Ebadipoura i widać, że ten pomysł jest trafiony - przekonuje statystyk bełchatowian. - Za każdym razem chce „poczuć” przeciwnika, a także swój zespół i na tej zasadzie podejmuje na przykład decyzje o zmianach. Czasami czeka ze zmianą dłużej, ale to wynika właśnie z zaufania do zawodników. Ja osobiście lubię taki styl, siatkarze pewnie też, bo po popełnionym błędzie nie myślą od razu o wylocie do kwadratu, mogą za to skupić się na tym, by następnej pomyłki już nie było.
Powrót do listy