Roberto Santilli: Grozer jak Ronaldo
Były szkoleniowiec Jastrzębskiego Węgla pracuje obecnie w sztabie szkoleniowym reprezentacji Niemiec, która podczas polskiego mundialu rywalizuje w Katowicach. - Obserwując zmagania w grupie B, widzimy najpierw Brazylię, a dopiero potem pozostałe ekipy - mówi szczerze komentując bieżące wydarzenia.
PlusLiga: Niemcy mają już na koncie dwa zwycięstwa, ale swój udział w mistrzostwach świata rozpoczęli od bolesnej porażki z Brazylią.
Roberto Santilli: Pierwszy pojedynek turnieju zawsze jest trudny, a my dodatkowo nie zdołaliśmy wejść w rywalizację od samego początku. Poza tym, powiedzmy sobie uczciwie, z całym szacunkiem dla nas czy Finów, ale Brazylia to jednak zupełnie inny poziom. Obserwując rywalizację w grupie B, widzimy najpierw Brazylię, a dopiero potem pozostałe ekipy. Oczywiście, jesteśmy w stanie toczyć z nimi wyrównany bój, ale tylko wtedy, gdy zagramy na swoim najwyższym poziomie. Ten inauguracyjny mecz rozpoczęliśmy źle, od serii własnych błędów i potem nie byliśmy już w stanie złapać swojego rytmu. Na szczęście szybko wymazaliśmy z głów ten falstart i w kolejnych spotkaniach zagraliśmy znacznie lepiej, przede wszystkim zdobywając cenne punkty.
- Mówi pan, że Niemcy to inny poziom, niż Brazylia. Tymczasem Vital Heynen stwierdził, że przyjechał do Polski po medal. Jak to naprawdę jest?
- Proszę nie zrozumieć mnie źle. Nie powiedziałem, że nie mamy potencjału by walczyć z Brazylią i że nie stać nas na grę o medale. Stać nas, ale tylko pod warunkiem, że będziemy grać na najwyższym poziomie, że szybko wejdziemy w mecz. Patrząc globalnie na ten czempionat, mamy dwie potęgi - Rosję i Brazylię. Dalej plasują się Włosi, USA, Polska i kilka innych zespołów. Jeżeli z tymi drużynami zagramy tak, jak z Brazylią, nie mamy najmniejszych szans. Musimy maksymalnie się sprężyć. Przede wszystkim jednak, nie można obawiać się żadnego przeciwnika, trzeba wierzyć w swoją moc. Tak szczerze, dobrze, że ten zimny prysznic przydarzył się na początku zmagań, bo od razu mogliśmy zareagować. Dziś mogę już powiedzieć, że jesteśmy gotowi do walki.
- Rozumiem, że pana zdaniem to właśnie Rosja i Brazylia, zagrają w finale mundialu?
- Raczej tak. Brazylia zawsze jest Brazylią i nawet jeśli na początku Ligi Światowej mieli całe mnóstwo problemów, to spokojnie, krok po kroku robili swoje, zdołali awansować do Final Six. Taki spokój i konsekwencja działań charakteryzuje te największe zespoły. Rosjanie mają tylu utalentowanych siatkarzy, że mogą dowolnie zmieniać sobie pierwszą szóstkę. Jeśli Muserski zostaje najlepiej punktującym zawodnikiem meczu, jest to czytelny sygnał - Rosjanie są groźni jak zawsze, nawet jeżeli w tej chwili w ich grze jest sporo wzlotów i upadków.
- Zgodzi się pan z opinią, że Niemcy to zespół jednego zawodnika, Grozera i jeśli on gra źle, to pozostali także? Tak było w spotkaniu z Brazylią.
- Grozer jest niezwykle istotnym ogniwem tej drużyny, jest kimś więcej, niż tylko zawodnikiem. Jest trochę jak Cristiano Ronaldo w reprezentacji Portugalii - wszyscy wierzą, że wystarczy tylko dać mu piłkę i on zawsze coś z nią zrobi. Ale przecież nawet Ronaldo potrzebuje drużyny, żeby rozgrywać mecze, żeby istnieć. Zapewne więc, jeśli Grozer ma dobry dzień, to jest wielką opoką dla pozostałych zawodników, daje im pewność i swobodę.
- Z pewnością śledzi pan poczynania swoich rodaków w Krakowie. Jest pan zaniepokojony formą Włochów?
- Na razie mają problem ze złapaniem właściwego rytmu gry. Poważnym kłopotem jest też postawa Travicy, który na tym turnieju nie gra dobrze. Pierwsze dwa sety meczu z Francją wyglądały tragicznie, widziałem strach w oczach naszych zawodników. Po zmianie rozgrywającego wszystko zaczęło się zazębiać. Bardzo lubię i szanuję Dragana Travicę, jako zawodnika i człowieka, ale z Baranowiczem zespół prezentuje się znacznie korzystniej. Włosi grają w bardzo trudnej grupie, gdzie poza Portoryko, pozostałe zespoły prezentują bardzo podobny poziom - każdy może wygrać lub przegrać z każdym. Jest tam zupełnie inaczej, niż choćby tutaj, w Katowicach.
- Jak podoba się panu nowa polska kadra, stworzona przez duet Antiga - Blain?
- Widziałem mecz otwarcia na Stadionie Narodowym i byłem pod wrażeniem. Szkoda Bartosza Kurka, ale najwidoczniej nie zdążył osiągnąć optymalnej dyspozycji. Bardzo się cieszę, że wrócił Paweł Zagumny, bo chociaż jest trochę dziwnym człowiekiem, to jako rozgrywający robi ogromną różnicę. Potrafi być prawdziwym liderem zespołu i poprowadzić go do zwycięstwa. Moim zdaniem, Zagumny i Wlazły są kluczowymi graczami polskiej kadry. A macie przecież jeszcze Kubiaka, czy nową gwiazdę siatkówki Mateusza Mikę, który fantastycznie zastąpił Kurka. Według mnie, była to świetna decyzja Antigi. Zapomniałbym o Michale Winiarskim, który prezentuje wyborną dyspozycję. Tak świetnie grającego „Winiara” nie widziałem chyba od czasów Trento.
- Pan związał się niedawno z reprezentacją Niemiec. Jaką pełni pan rolę w sztabie szkoleniowym?
- Latem tego roku dołączyłem do sztabu Niemców i mam umowę z kadrą do zakończenia mistrzostw świata. Vital Heynen uznał, że musi coś poprawić, że potrzebuje pomocnika. Zajmuję się głównie sferą taktyczną przygotowań - rozpracowywaniem przeciwników, to bardzo mały wycinek pracy, ale przydatny, podoba mi się to zadanie.
- Co potem? Ma pan jakieś plany zawodowe?
- Na razie nie. Zamierzam pojechać z rodziną na wakacje, pobyć z dziećmi, które ostatnio bardzo rzadko widuję. Mam trochę problemów dotyczących moich dzieci i musze skupić się na ich rozwiązaniu. Po świętach Bożego Narodzenia powinienem już być gotowy na kolejne wyzwania i wtedy zacznę myśleć co dalej.
- Jak się panu pracuje z Vitalem Heynenem, który jest dość ekscentrycznym człowiekiem?
- Jesteśmy kompletnie różnymi osobami i stanowimy dość dziwny duet. Ja jestem racjonalistą, lubię mieć wszystko zaplanowane, a Vital jest niezwykle…kreatywny, także podczas treningów. Wymyśla naprawdę nietypowe ćwiczenia na hali, aż czasami łapię się za głowę, ale trzeba przyznać, że zawodnicy to uwielbiają. Ja trochę mniej, ale na szczęście mamy taką umowę, że każdy zajmuje się swoją pracą, nie wchodzimy sobie w obowiązki.
Podziwiam go za niesamowitą umiejętność komunikowania się z ludźmi. Czasami mam wrażenie, że mówi wszystkimi językami świata, bo jest w stanie porozmawiać z każdym i o wszystkim.
- Bierze pan pod uwagę dłuższy związek z niemiecką reprezentacją?
- W tej chwili trudno cokolwiek powiedzieć. Skupiam się wyłącznie na tym wspaniałym wydarzeniu, którego mam przyjemność być uczestnikiem. Przeżyłem już w życiu kilka turniejów o mistrzostwo świata, ale ten w Polsce jest wyjątkowo. W Polsce siatkówkę przeżywa się zupełnie inaczej, niż w każdym innym miejscu na świecie. W Krakowie, Gdańsku czy Katowicach nie ma reprezentacji Polski, a na trybunach zasiadają tysiące kibiców. To jest możliwe tylko u was.
Powrót do listy