Rodrigo Quiroga: znalazłem doskonałe miejsce, żeby się odbudować
Przyjechał do Polski, żeby odbudować się mentalnie i udowodnić, sobie przede wszystkim, że wciąż może grać na wysokim, międzynarodowym poziomie. - Zespół jest stworzony z ludzi, którzy chcą tutaj być nie tylko ze względu na finanse, ale dla siebie nawzajem - stwierdził pytany o pierwsze wrażenia z pobytu w Jastrzębskim Węglu. 30-letni argentyński przyjmujący w minionym sezonie grał w Dubaju, wcześniej występował m.in w Grecji, Włoszech i Brazylii.
PLUSLIGA.PL: Jastrzębski Węgiel to czternasty klub w pana karierze. Sporo tego…
RODRIGO QUIROGA: Tak, dość często zmieniałem miejsca i kluby. Nie wiem czy to brzmi dobrze, czy źle dla kogoś, kto spojrzy na tę listę. Według mojej oceny, możliwość grania w różnych krajach - Argentynie, Włoszech, Grecji, Brazylii czy ostatnio Emiratach Arabskich sprawiła, że bardzo dojrzałem jako człowiek i zawodnik. Nawet ten ostatni sezon, w Dubaju sporo mnie nauczył. Nie ma co ukrywać, to nie jest liga, która imponuje poziomem i tej jakości najbardziej mi brakowało. Było natomiast kilka innych korzyści i nazwijmy to, pozytywnych aspektów. Byłem jedynym obcokrajowcem w drużynie i właściwie cała presja i odpowiedzialność za wynik skupiała się na mojej osobie. Wydaje mi się, że to udźwignąłem i tym sposobem zyskałem na wartości. Niemniej jednak, jestem bardzo szczęśliwy, że zbliżający się sezon ligowy spędzę w Polsce, w Jastrzębskim Węglu, gdzie czeka mnie rywalizacja na wysokim poziomie, tak w lidze, jak i w Lidze Mistrzów. Po sześciu latach spędzonych poza Europą, wróciłem w końcu pograć w siatkówkę na Stary Kontynent.
Dlaczego zdecydował się pan pojechać do Dubaju?
RODRIGO QUIROGA: Nie będę owijał w bawełnę - po postu nie za bardzo miałem w czym wybierać, jeśli chodzi o oferty klubowe. Poza tym, moja sytuacja finansowa w ciągu ostatnich dwóch lat także nie była najlepsza, więc czynnik ekonomiczny był niewątpliwie istotny. Przez ostatnie trzynaście lat często grałem w niezłych drużynach i uznałem, że ten jeden sezon w Emiratach nie spowoduje jakiejś gwałtownej zapaści mojej formy. Jednak cały czas miałem w głowie jedno - żeby wrócił do gry na wysokim poziomie. Wydaje mi się, że w Jastrzębiu znalazłem odpowiednie miejsce.
Powiedział pan, że z pobyt w Dubaju miał kilka korzyści. Poza finansową, były jakieś inne?
RODRIGO QUIROGA: Pozornie gra w tamtejszej lidze wydaje się mieć wymiar wakacyjny, bo jak wspomniałem, poziom jest niski. Ale wcale nie jest tak bajkowo, bo obcokrajowiec ma znacznie więcej obowiązków niż choćby w klubach europejskich. W profesjonalnej drużynie każdy ma swoje zadania, wie za co odpowiada. W Dubaju robiłem praktycznie wszystko. Proszę sobie wyobrazić, że tam nie ma czegoś takiego, jak przygotowania do meczów, analiza wideo spotkań rywali itd. Przychodzi trener i mówi: OK chłopaki, to gramy. Po prostu. Za to chcą, żebyśmy my, obcokrajowcy wygrywali każdy pojedynek i byli najlepiej punktującym zawodnikami. Traktują nas jako profesjonalistów, jedynych wśród grupy amatorów, więc oczekują, że będziemy czynić cuda. To było chyba najtrudniejsze. Do tego jeszcze treningi…okropne. Może nie okropne, ale niestandardowe. W tygodniu na treningu zjawiało się tylko kilka osób i dla nich był to normalny stan rzeczy. Podsumowując, graliśmy w finale ligi, wygraliśmy puchar, a ja mam na koncie bardzo ciekawe i pouczające doświadczenie. Jednak niezmiernie się cieszę, że Kevin Tillie wyjechał do Chin, bo dzięki jego decyzji, ja jestem teraz w Polsce. Tym razem szczęście mi dopisało.
Faktycznie, miał pan szczęście, bo z tego co wiem, klub był bliski podpisania kontraktu z australijskim przyjmującym.
RODRIGO QUIROGA: Tak, wiedziałem że klub miał jeszcze dwie-trzy inne opcje i tym bardziej się cieszę, że ostatecznie padło na mnie. Bardzo to doceniam. Nie wahałem się ani chwili z podjęciem decyzji. Jak tylko Mark Lebedew zadzwonił, od razu się zgodziłem.
Nie konsultował się pan z kolegami, którzy w przeszłości grali w Polsce?
RODRIGO QUIROGA: Nawet nie miałem na to czasu, ale też byłem przekonany, że to dobry wybór. Sprawdziłem oczywiście co to za klub, wiedziałem, że w poprzednich rozgrywkach wygrali brązowy medal, że zagrają w Lidze Mistrzów i to mi wystarczyło. Podoba mi się, że zespół stanowi mieszankę zawodników młodych i doświadczonych i nawet nie przeraża mnie to, że jestem w tej grupie jednym z najstarszych. Świetnie, że klub zachował praktycznie cały skład z poprzedniego sezonu, to niewątpliwie działa na naszą korzyść. Także na moją, bo będzie mi łatwiej wejść w tę grupę i się z nią zgrać. Wszystko bardzo dobrze funkcjonuje, ale i tak czeka nas jeszcze mnóstwo pracy. Zostałem bardzo ciepło przyjęty, a moje pierwsze wrażenie było takie, że ten zespół tworzą przede wszystkim ludzie, dopiero potem siatkarze.
Co dobrego pan może wnieść do drużyny?
RODRIGO QUIROGA: Przede wszystkim, doświadczenie. Nie przyjechałem do Jastrzębia, żeby być numerem jeden, tą najważniejszą postacią w ataku. Moim zadaniem będzie raczej pomoc w przyjęciu i obronie, stabilizowanie formacji defensywnej, a dopiero w drugiej kolejności zdobywanie punktów. Chciałbym, żebyśmy wspólnie zagrali jeszcze lepszy sezon niż ten poprzedni. Mogę obiecać, że dam z siebie wszystko co mam najlepszego, żeby już od pierwszego spotkania sezonu być integralną częścią drużyny, wpłynąć choć w niewielkim stopniu na korzystny bieg wydarzeń na boisku. Jestem przekonany, że ten zespół może wiele osiągnąć, bo jest stworzony z ludzi, którzy chcą tutaj być nie tylko ze względu na finanse, ale dla siebie nawzajem - ponieważ dobrze im się razem gra i współpracuje. Wiem, że po minionych rozgrywkach kilku chłopaków otrzymało bardziej korzystne finansowo oferty, a jednak zostali w Jastrzębiu. To doskonale definiuje jakimi są ludźmi i siatkarzami. Jestem dumny, że do nich dołączyłem.
Chyba też będzie panu odpowiadał styl gry Jastrzębskiego Węgla, jak sami zawodnicy mówią, nieco szalony?
RODRIGO QUIROGA: To prawda. Podobny styl prezentowała kilka lat temu reprezentacja Argentyny, której byłem częścią. Nie mieliśmy zbyt wysokich graczy, więc musieliśmy postawić na inne, bardziej techniczne umiejętności i nadrabiać szybkością. W Jastrzębiu są gracze predysponowani do takiej lekko wariackiej gry, a przede wszystkim lubiący tę odrobinę szaleństwa, ja jestem jednym z nich.
Przed przyjazdem do Jastrzębia miał pan prawie trzy miesiące przerwy w grze. Ile potrzeba czasu, by wrócić do satysfakcjonującej pana i trenera dyspozycji?
RODRIGO QUIROGA: Przez szesnaście lat, wliczając kadry młodzieżowe, grałem praktycznie non stop, bez odpoczynku czy dłuższych wakacji. Czułem już przesilenie, taki nadmiar siatkówki w organizmie. Miniony rok był pierwszym, w którym miałem przerwę od reprezentacji i myślę, że było to dla mnie zbawienne. Nie tylko dla mojego organizmu, który w końcu odpoczął, ale także dla głowy, bo wręcz potrzebowała wyłączenia funkcji „siatkówka”. Ta przerwa pozwoliła mi nabrać sił, a przede wszystkim chęci do walki o wysokie cele. Także ten rok w Dubaju, bez grania na najwyższym poziomie pozwolił mi się zresetować. Niezależnie od wszystkich nieciekawych okoliczności, o których wspomniałem wcześniej, będąc z dala od wielkiego grania, miałem czas na przemyślenia i poukładanie pewnych rzeczy w głowie i w życiu. Teraz już rozumiem dlaczego pewne sytuacje potoczyły się tak, nie inaczej i jestem gotowy, by wrócić do swojej najlepszej siatkówki.
Mam pan sobie coś do udowodnienia? Nie tylko sobie zresztą?
RODRIGO QUIROGA: Na pewno samemu sobie chciałbym udowodnić, że wciąż stać mnie by prezentować ten najwyższy poziom. Ale nikomu innemu. Kiedy jest się znanym siatkarzem, trzeba przyzwyczaić się do tego, że ludzie nas oceniają - trenerzy, dziennikarze, kibice, że czasami mówią o nas dobrze, a czasami źle. W każdym sporcie i w każdej innej dziedzinie życia publicznego tak jest. Szczerze mówiąc, ja nie za bardzo przejmuję się tymi opiniami. Jedyna myśl, którą mam teraz w głowie, jedyne moje życzenie, to żeby powrócić do wielkiej siatkówki. Jestem na bardzo dobrej drodze, bo udało mi się trafić do świetnej drużyny, która jest marką nie tylko w Polsce, także w Europie.
Chciałby pan wrócić do reprezentacji Argentyny?
RODRIGO QUIROGA: Oczywiście, bardzo bym chciał. Ja nigdy z tej kadry nie zrezygnowałem, po prostu nie dostałem powołania od Julio Velasco. Ale nie ukrywam, że ta pauza mi się przydała. Z drugiej strony jednak, byłem w drużynie narodowej przez tak wiele lat, że stała się ona częścią mojego życia i mojego serca. Gdy tylko trener Velasco zadzwoni do mnie, bez namysłu odpowiem: tak, jestem gotów. Jeśli zagram dobry sezon w Jastrzębiu, selekcjoner na pewno to zauważy, wszystko zależy więc ode mnie.
Julio Velasco jest człowiekiem, który może wprowadzić argentyńską siatkówkę na światowe salony?
RODRIGO QUIROGA: Mam nadzieję. Już zmienił wiele rzeczy, na korzyść oczywiście. A przy tym realizuje kolejne cele - w Lidze Światowej udało nam się wygrać z Brazylią, w zeszłym tygodniu Argentyna zakwalifikowała się do przyszłorocznych mistrzostw świata. Trener Velasco wykonuje kawał świetnej pracy, szczególnie z najmłodszymi siatkarzami, ale także stara się zmienić sposób myślenia tych starszych graczy. To jest prawdziwy mistrz i wielki nauczyciel, nie tylko siatkówki, ale także życia. Znam go praktycznie od urodzenia i traktuję go bardziej jak drugiego ojca niż jak trenera, mamy bardzo dobre relacje.
Pytał pan dlaczego nie dostał powołania do kadry?
RODRIGO QUIROGA: Nie, ponieważ wiem, że podjął dobrą decyzję. Tak, jak wspomniałem wcześniej, potrzebowałem tej przerwy i myślę, że on bardzo dobrze o tym wiedział. Poza tym, Velasco jako szkoleniowiec odpowiada za wyniki i to on podejmuje autonomiczne decyzje. Ja je respektuję.
Pamiętam 2011 rok i świetną postawę Argentyny podczas Final 6 LŚ w Gdańsku. Co stało się potem z waszą kadrą? Dlaczego nie zaistnieliście w światowej siatkówce?
RODRIGO QUIROGA: Tak, to był piękny i pamiętny turniej w naszym wykonaniu, choć zajęliśmy czwarte miejsce. Byliśmy bardzo młodą ekipą, praktycznie nikt nie znał nas i naszego sposobu gry, działaliśmy trochę przez zaskoczenie przeciwnika. Cóż, czasami oczekiwania ludzi są wyższe niż realne możliwości. To 4. miejsce było dla nas historycznym wynikiem i nic dziwnego, że apatyty kibiców urosły. Potem jednak rywale zaczęli nas rozpracowywać, nie było już tak lekko i przyjemnie. Myślę, że teraz nadchodzi dobry moment dla Argentyny. Musimy tylko pracować nad indywidualnym rozwojem, w sezonie ligowym znajdować dobre kluby i sportowo ciągle iść do przodu. Właśnie dlatego jestem w Jastrzębiu. Mógłbym sobie grać w Argentynie, być blisko rodziny i żyć spokojnie. Ale chcę czegoś więcej i wydaje mi się, że większość moich kolegów z reprezentacji myśli bardzo podobnie. Uwielbiamy grać w kadrze i nawet jeśli któryś z nas, jak w tym roku ja, jest poza nią, to sercem jesteśmy razem, trzymamy za siebie kciuki i się wspieramy. Znam tych chłopaków i mocno wierzę w ten zespół, w to, że w niedalekiej przyszłości osiągniemy jakiś reprezentacyjny sukces.