Rodzynka w cieście
Prezes klubu, szef studium Wychowania Fizycznego Politechniki Warszawskiej, nauczyciel akademicki. Raz w dresie, raz w eleganckim żakiecie kieruje setkami mężczyzn. Bo „słaba płeć, a jednak jest mocniejsza” - jak śpiewała w latach 60. Barbara Rylska. Teraz powtarza za nią Jolanta Dolecka - szefowa klubu AZS Neckermann Politechnika Warszawska.
- To tak się tylko mówi, że kobieta to słaba płeć - prezes Dolecka obala słynny mit już na początku rozmowy. - Pracując z mężczyznami widzę, że naprawdę jestem silniejsza od nich - mówi jedyna kobieta w zarządzie stołecznego klubu - jego szefowa. Ubrana w gustowny żakiet zaręcza, że strój sportowy nosi równie chętnie.
- Jak zakładam dres to czuję, że nareszcie jestem w sowim żywiole. Skończyłam w końcu AWF. Poszłam do pracy w szkole i to był mój uniform. A pracuję już długo - na Politechnice 30 lat, ciągle ze studentami. Lubię zmieniać stroje - 3 dni chodzę w dresie, ale 4 pozostałe - w „małej czarnej” i na obcasach.
W adidasach czy na szpilkach prezes Dolecka stąpa twardo po ziemi. Na pytanie czy jest twardą babką, odpowiada stanowcze „tak”. I dodaje: - Z dużym temperamentem. Robię i zawsze robiłam dużo rzeczy jednocześnie. Może to jest bałaganiarstwo, ale taki mam styl. I chyba sprawdza się - oprócz tego, że pracuję w klubie, to jestem także kierownikiem studium WF. Mam sporo pracowników pod sobą - większość mężczyzn. Prowadzę zajęcia ze studentami - raczej samymi chłopakami. Dziewczyny mogę policzyć na palcach jednej ręki. Nie przeszkadza mi to - z chłopakami fajnie się pracuje.
Choć i z nimi - jak z kobietami - nie zawsze bywa lekko. - Kiedy jako trener siatkówki miałam do czynienia tylko z dziewczynami, to zawsze mi się wydawało, że to one mają a to humory, a to problem z chłopakiem, a to w domu. Sądziłam, że z facetami tak nie jest - po prostu wychodzą i grają. To nie prawda. Są kłopoty, ale jakoś sobie radzimy. Być może na zasadzie przeciwieństw. W klubie jestem jedyną kobietą - wokół mnie sami faceci. Być może jest między nami jakaś bariera - trudno to nazwać, ale to coś pozytywnego.
Mniej pozytywne są przeciwności na drodze Politechniki do play off. Klub będzie musiał się bić o utrzymanie w ekstraklasie. Dlaczego stolicy nie stać na zespół z prawdziwego zdarzenia?
- Problemem nie jest zainteresowanie kibiców. Popyt na siatkówkę jest w Warszawie olbrzymi. Pokazał to mecz na Torwarze, gdzie było prawie cztery tysiące ludzi. A przecież rywal nie rzucał na kolana - Delecta Bydgoszcz nie zadomowiła się w górze tabeli. Natomiast zainteresowanie sponsorów - to jest problem. Nie tylko siatkówki, ale wszystkich zawodowych drużyn warszawskich. Ja sama ciągle zbieram, szukam pieniędzy. Firm jest bardzo dużo, tych najbogatszych - w końcu to stolica. Ale jest tu mało warszawiaków, którzy byliby zainteresowani promowaniem sportu. Nie wiem, czy wspierają swoje miasta, skąd pochodzą? Chyba to jest powodem.
Dolecka nigdy się jednak nie poddaje. - To co robię przez tyle lat w Warszawie ma jakiś efekt i widać to. Siatkówka jest w stolicy od siedmiu lat i myślę, że przez kilka kolejnych jeszcze będzie.
Mogłoby to zapewnić ewentualne poszerzenie ligi. Jeśli jednak do niego nie dojdzie, jej podopiecznych czeka nerwowa walka w barażach o pozostanie w PlusLidze. Znowu. Bo choć rzeczywiście siatkówka w Warszawie się utrzymuje, to równie kurczowo trzyma się spodu tabeli. W ciągu sześciu poprzednich sezonów warszawiacy tylko raz dobili się do pierwszej połowy tabeli. W sezonie 2005/06 zajęli piąte miejsce (rok wcześniej zajmowali też niezłą szóstą pozycję). Poza tym zespół trzy razy był ósmy, raz - dziewiąty (2007/08). Rok temu Politechnika zakończyła fazę zasadniczą na siódmej lokacie, wyprzedzając Delectę Bydgoszcz, Jadar Radom i o 15 punktów gdański Trefl. Teraz od ostatnich w tabeli sąsaudów z mazowieckiego dzieli ją raptem punkt.
Mimo wszystko Dolecka pozostaje optymistką. - Nie chce zapeszać, ale mam pewien pomysł na poprawę sytuacji klubu. Myślę, że ósmy sezon będzie udany dla siatkówki w Warszawie - obiecuje.
I chyba nie liczy tutaj wcale na pomoc miasta. Współpraca z warszawskim ratuszem układa się - jak określa to Dolecka - średnio.
- W tym roku mamy mniej środków niż w ubiegłym. Jeśli byłoby dobrze, to wszystkie profesjonalne kluby w mieście byłby na dużo wyższym poziomie we wszystkich dyscyplinach. Nie ma systemu, który zakładałby, że Warszawa chce mieć sport na wysokim szczeblu. Nie ma żadnej drużyny, która gra o mistrzostwo Polski. Jedynie piłkarska Legia, ale to jest inna bajka. Apeluje więc do pani prezydent o większe zainteresowanie i wsparcie jeśli chodzi o sport wyczynowy - kończy szefowa „Inżynierów”.