Różowo nie było
Podobno jak Paweł się urodził to powiedziałam, że mu zrobię "kuku" - wspomina Agnieszka Gaweł, kiedyś Zagumny. Siostra Pawła na stronie internetowej mistrza Europy opowiada o ich wspólnym dzieciństwie i nie tylko...
- Jak wyglądało Wasze dzieciństwo? Byliście typowym rodzeństwem, które rywalizowało ze sobą?
- Różowo nie było... Jak Paweł się urodził to ja miałam 5 lat i nie byłam zbytnio zadowolona z pojawienia się konkurencji w postaci wrzeszczącego tobołka... Nie byłam raczej dobrą starszą siostrą, podobno jak się urodził to powiedziałam, że mu zrobię "kuku" - taka byłam zazdrosna. Miało to też swoje dobre dla mnie strony, bo przez dwa lata rodzice nie zostawiali mnie z nim sam na sam...
- O co najczęściej kłóciliście się?
- Teraz to już naprawdę nie wiadomo o co, wydaje mi się, że zawiniła różnica wieku. Po prostu ja miałam już swoje koleżanki, pierwsze sympatie, a on, jak to młodszy brat, kręcił się w pobliżu i przeszkadzał w „ważnych sprawach” dorastającej panienki.
- Kto częściej wygrywał bójki? Starsza siostra, czy młodszy brat?
- Można powiedzieć, że na dzień dzisiejszy jest remis.
- Jak dzieliliście między siebie obowiązki domowe? Kto miał gorzej?
- Każdy z nas miał swój pokój i tam mieliśmy dbać o porządek, ale nie można powiedzieć żebyśmy się przemęczali, nasza mama nie obarczała nas zbytnio pracami domowymi. Oboje trenowaliśmy, więc jak wracaliśmy wieczorem do domu, to już byliśmy tak zmęczeni, że nie mieliśmy siły nawet lekcji odrobić, nie mówiąc już o jakiś poważniejszych pracach. Jeśli chodzi o wyjścia na jakieś spotkania młodzieżowe, to chyba ja miałam gorzej, bo byłam pierwsza. Musiałam wracać o 22 do domu. Później, jak Paweł dorósł do imprezek, miał już przetarte szlaki i mógł wracać o której chciał.
- Opowiedz nam o jakiś zabawnych, czy mniej śmiesznych sytuacjach z Waszego dzieciństwa...
- Pamiętam takie zdarzenie: jak miałam siedem lat byliśmy u babci i tam w garażu tata reperował naszego fiata, stały dwa samochody jeden za drugim, a pod nimi był kanał w którym stała woda. Moim obowiązkiem było pilnowanie dwuletniego Pawła. Nie miałam oczywiście ochoty tego robić i zajęłam się swoimi sprawami. W pewnym momencie usłyszeliśmy plusk wody, a na jej powierzchni pływał jeansowy kapelusik… Tata oczywiście wskoczył i wyciągnął przerażonego Pawła z wody. Oj, dostało mi się wtedy za niedopilnowanie go. Do tej pory się z tego śmiejemy.
- Jak reagowałaś na sympatie Pawła? Byłaś może o niego zazdrosna?
- Paweł wyprowadził się z domu do Radomia kiedy miał 17 lat i to był chyba czas jego pierwszych sympatii. Ja byłam w Warszawie i niespecjalnie interesowałam się jego życiem uczuciowym.
- Siatkówka była bardzo wysoko stawiana w waszym domu. Wierzyłaś, że młody Paweł może tyle osiągnąć w sporcie?
- Moje najwcześniejsze wspomnienie z dzieciństwa to zapach sali gimnastycznej, więc można powiedzieć, że siatkówka towarzyszyła mi od dnia urodzenia. Mama grała w MZKS Jasło, a tata był tam trenerem. Każdego dnia zabierali mnie na treningi i właściwie wychowywałam się na hali. Jeśli chodzi o Pawła to można powiedzieć, że do 1996 roku, nie interesowałam się zbytnio tym jego trenowaniem. Takim przełomowym dla mnie momentem był turniej kwalifikacyjny do IO w Atlancie, który był rozgrywany w Patras w Grecji. Pamiętam, że Paweł wszedł na boisko na zmianę, był młodziutki, nie miał nawet osiemnastu lat. Nie wiem teraz z kim grali ten mecz, ale Paweł obronił bardzo ważną piłkę, wygrali i zakwalifikowali się na Igrzyska w Atlancie! Wtedy do mnie dotarło, że mój brat prawdopodobnie pojedzie na olimpiadę, i że to jego trenowanie to chyba jest coś poważnego. Od tamtej pory oglądam wszystkie mecze, zmusiłam go żeby mi kupił dekoder z grecką telewizją sportową, bo nie wyobrażałam sobie, że nie będę oglądać tego sezonu. Potrafię nawet spóźnić się do pracy, albo urwać wcześniej, ale obejrzeć muszę. Można powiedzieć, że jestem jego najwierniejszą fanką (zaraz po tacie oczywiście:-). Dla mnie jest numerem jeden na świecie. Cieszę się, że rozwinął swój talent i osiągnął taki sukces, bo wiem ile go to kosztowało pracy. Jestem z niego bardzo dumna.
- Ty jednak nie zostałaś siatkarką... Nie ciążyła na Tobie presja otoczenia, jeśli chodzi o sport?
- Ja trenowałam koszykówkę - można powiedzieć, że to taki mój młodzieńczy bunt, niestety nie byłam tak zdeterminowana, aby po kontuzji kolana wrócić do treningów.
- Jakie są między Wami relacje teraz? Od wielu lat Paweł nie mieszka w rodzinnej Warszawie. Czy macie dobry, częsty kontakt?
- To, że Paweł nie mieszka od lat w Warszawie w niczym nam nie przeszkadza, przeważnie spędzamy razem Święta, a później Sylwestra, rozmawiamy przez telefon, a od kiedy zamieszkali w Grecji - przez skype. Gdy mieszkali w Olsztynie, widywaliśmy się częściej i ciągle coś się działo. Ateny nie są wprawdzie tak daleko, ale nie ma kiedy pojechać. Dzieci mają szkołę, my mamy pracę i jest ciężko się zgrać. Pocieszam się faktem, że już niedługo koniec ligi greckiej i Paweł z liczną rodzinką zjadą do Polski na dłużej. (więcej na zagumny.pl)