Ryszard Bosek: na treningach grają dobrze, a gdy zobaczą sędziów…
– Po tylu porażkach na pewno trzeba się zastanowić przede wszystkim nad tym, na ile zmiana trenera mogłaby pomóc. Być może lepszym rozwiązaniem byłby zakup zawodnika – mówi w rozmowie z PlusLigą Ryszard Bosek, dyrektor sportowy AZS Częstochowa.
PLUSLIGA.PL: W środę AZS Częstochowa poniósł siódmą ligową porażkę. Nie obawia się pan, że zespół przyzwyczai się do przegrywania?
RYSZARD BOSEK: Na pewno się nie przyzwyczai, ale mogą zacząć bać się wygrywać. Mecz z Jastrzębskim Węglem był trzecim, w którym walczyliśmy z rywalem jak równym z równym i przegraliśmy końcówki. Mamy problem, bo dwóch naszych najlepszych strzelców praktycznie od początku rozgrywek leczy kontuzje i trochę to wszystko się rozpadło. Matej Patak trenuje już od ponad tygodnia, w środę wszedł na chwilę, na inną pozycję. Jest nadzieja, że w kolejnym spotkaniu będzie mógł bardziej pomóc.
To kontuzje są głównym winowajcą słabej postawy AZS-u w rozgrywkach?
RYSZARD BOSEK: W naszym przypadku tak, bo jak wspomniałem wcześniej, wypadło nam dwóch najskuteczniejszych graczy i z obronionych piłek nie mamy do kogo się odwołać. Szymura to waga lekka, a Lipiński dopiero wchodzi w grę. Spotkanie z Jastrzębiem zaczął tak sobie, dostał chwilę wytchnienia i potem grał już dobrze. Mamy taki problem, że na treningach chłopaki grają dobrze, wszystko fajnie wykonują, a potem, gdy zobaczą sędziów, dopada ich jakiś paraliż. Z tym zawodnicy muszą poradzić sobie sami, my chyba już więcej nie możemy pomóc.
Nie ukrywam, że do dzisiejszej rozmowy z panem sprowokowali mnie kibice AZS Częstochowa, którzy rozpoczęli małą wojnę z Michałem Bąkiewiczem.
RYSZARD BOSEK: Ta wojna trwa już długo, nie tylko z Bąkiewiczem, bo to ja byłem pierwszym obiektem ich ataków. Powtórzę więc raz jeszcze, że kibice mogą zebrać pieniądze, kupić klub i potem decydować o tym, kto będzie w nim pracował. Kibice siatkówki są kulturalni, a ci z Częstochowy to nie kibice siatkówki. Można kontestować, ale nie należy nikomu ubliżać, wypominać jakichś ułomności. To nieeleganckie. Można manifestować, ale pamiętając, że siatkówka to sport zbliżony do tenisa, a nie do boksu. Klub od dłuższego czasu ma problemy i staramy się ratować sytuację jak możemy. O tym kogo zwolnić lub zatrudnić decyduje właściciel. Jeśli uzna, że powinienem odejść, nie będę miał z tym problemu.
Jest jakiś pomysł, by kibice znów byli sprzymierzeńcami klubu, a nie jego wrogami?
RYSZARD BOSEK: Takie pomysły były, ale oni chodzą swoimi drogami. Myślę, że wielu z nich nawet nie wie na czym polega siatkówka, przychodzą na mecze, żeby robić zadymy. Jeśli odejdę ja, albo Bąkiewicz, a zespół będzie dalej przegrywał, to znajdą sobie nowego przeciwnika. Rozmawiałem z ludźmi, którzy od lat przychodzą na siatkówkę w Częstochowie i oni rozumieją problem. Widzą, że jesteśmy osłabieni, że momentami mamy na boisku czterech dziewiętnastoletnich zawodników i ci chłopcy bardzo potrzebują wsparcia.
Nie ma pan wrażenia, że Michał Bąkiewicz został jednak wrzucony na zbyt głęboką wodę, że w pracy z tak młodą grupą lepiej poradziły sobie doświadczony trener?
RYSZARD BOSEK: Powiem tak, miało być inaczej. Miało być mniej młodych, a więcej doświadczonych i wtedy na pewno byłoby łatwiej.
Dlaczego nie jest?
RYSZARD BOSEK: To już nie do mnie pytanie. Niemniej wydaje mi się, że w naszej sytuacji nawet gdyby był tutaj Julio Velasco, mielibyśmy kłopoty. Umiejętności to jedna rzecz, chęci - druga, ale liczy się też doświadczenie zawodników. Trener przekazuje informacje, pomaga, reszta należy do zespołu.
Ciśnie mi się na usta przykład Raula Lozano w Radomiu…
RYSZARD BOSEK: Myślę, że gdybyśmy zamienili mu zawodników, byłoby inaczej. Nie sądzę, aby Raul Lozano zaakceptował propozycję pracy z naszą drużyną. Znam zagranicznych trenerów i oni raczej nie przyjmują ofert pracy ze słabymi zespołami. Być może w naszej sytuacji doświadczony szkoleniowiec coś by zmienił, ale gwarancji na to nie ma.
Jak duży jest kredyt zaufania do Michała Bąkiewicza? Doliczyłam się siedemnastu porażek ligowych i zaledwie dwóch zwycięstw. Przyzna pan, że nie jest to satysfakcjonujący bilans?
RYSZARD BOSEK: Michał Bąkiewicz objął drużynę w trudnym momencie. Na pewno jest to kłopot także dla niego, bo dopiero zaczyna swoją pracę w roli trenera i na okrągło przegrywamy. Można powiedzieć, że Michał porusza się w górę na linach, on nawet nie chodzi po drabinie i mocno się tym stresuje. My wszyscy źle się z tym czujemy. Dlatego mamy ustalone, że jeśli nie będzie szło, to przyjdzie ktoś bardziej doświadczony, a Michał dalej będzie się uczył.
To prawda, że pierwsza weryfikacja nastąpi w styczniu?
RYSZARD BOSEK: Założylismy, że rozliczamy się po jakimś okresie pracy, nikomu nie chcemy zrobić krzywdy. Po tylu porażkach na pewno trzeba się zastanowić przede wszystkim nad tym, na ile zmiana trenera mogłaby pomóc. Być może lepszym rozwiązaniem byłby zakup zawodnika. Przed sezonem mieliśmy poukładaną grę, prezentowaliśmy się przyzwoicie, byliśmy bardzo blisko wygranej w Lubinie. Wydaje mi się, że to zwycięstwo zmieniłoby sytuację. Ale niestety, tam wszystko się rozpadło i wciąż nie możemy się pozbierać.
Na pewno obserwuje pan rozgrywki PlusLigi. Jak, po siedmiu kolejkach ocenia pan jej poziom?
RYSZARD BOSEK: Podobały mi się tylko niektóre mecze, natomiast większość nie stała na najwyższym poziomie. Wydaje mi się, że ten właściwy poziom rozgrywki osiągną dopiero pod koniec. Przez to, że liga jest trochę szalona, niektórzy zawodnicy grają czasem na minimum, maksimum dają z siebie tylko w tych najważniejszych spotkaniach. Liga jest w miarę wyrównana, bo nawet my przegrywając 0:3 z Jastrzębiem, w każdym z setów uzbieraliśmy ponad 20 oczek.
Szóste miejsce w tabeli Asseco Resovii jest niespodzianką?
RYSZARD BOSEK: Przed sezonem powiedziałem, że jeśli Resovia nie wygra PlusLigi, będzie to dla nich wielką porażką. Tego się trzymam. U nas dwie kontuzje miały ogromny wpływ na jakość gry, u nich nie powinny mieć, bo zamieniają reprezentanta na reprezentanta. Na chwilę obecną nie grają jednak dobrze. Muszą się przeorganizować, bo poczynili duże inwestycje i skład mają mocny. Niedawno odkupili nawet zawodnika z zespołu przeciwnika.
Dominik Witczak chciał odejść z ZAKSY, bo w Rzeszowie będzie miał znacznie więcej okazji do gry.
RYSZARD BOSEK: My też z nim rozmawialiśmy i u nas pograłby jeszcze więcej, a jednak zdecydował się na Rzeszów. Zresztą wcale mu się nie dziwię, bo to wielki zespół, walczy w Lidze Mistrzów, a Dominik to dobry zawodnik. Śledzimy go już od dłuższego czasu, ale na razie nas na niego nie stać.