Rywale stymulują ich do walki
- W Turcji przyjdzie nam się zmierzyć z najsilniejszymi drużynami świata. I ten czynnik stymuluje do walki - mówi trener Jastrzębskiego Węgla, Lorenzo Bernardi. Jego podopieczni zagrają w sobotę z Halkbankiem Ankara w półfinale turnieju Final Four Ligi Mistrzów. W drugim spotkaniu zmierzą się Zenit Kazań i Biełogorie Biełgorod.
Marcin Fejkiel: Jesteś pierwszym zagranicznym szkoleniowcem, który dwukrotnie awansował z polską drużyną klubową do turnieju finałowego Ligi Mistrzów. Jakie to uczucie?
Lorenzo Bernardi: Oczywiście jestem szczęśliwy i dumny z tego faktu. Ale należy podkreślić to, że stało się tak, bo to nasi zawodnicy zagrali wybitne mecze najpierw z Tours, a następnie z Resovią. To ich zasługa.
- Jesteś w stanie porównać wydarzenia związane z awansem z 2011 roku i te obecne?
- Trudno dokonać takiego porównania. Po trzech latach mamy zupełnie inną drużynę. Żaden z graczy z obecnego składu nie grał przecież w Bolzano. Dlatego ciężko zderzyć jedno wydarzenie z drugim.
- Wszyscy wiemy, że Jastrzębski Węgiel nie jest faworytem turnieju w Ankarze. To rosyjskie zespoły i Halkbank będą pod presją. Oni „muszą”, my tylko „możemy”. Czy dzięki temu naszej drużynie może być łatwiej?
- To prawda, że dla rywali to będzie obsesja, a dla nas przyjemność. To będzie nasza naczelna zasada przyświecająca nam przed tym turniejem. Ale jednocześnie nie zważam na to, że nie jesteśmy faworytem. Pojedziemy do Turcji i spróbujemy zrobić wszystko, by zagrać w niedzielę w tym drugim meczu.
- W zeszłym tygodniu drużyna przeszła ostatni test formy przed wyjazdem do Ankary. Podczas turnieju finałowego Pucharu Polski Jastrzębski Węgiel zagrał jeden mecz dobry, drugi fantastyczny i trzeci nie najlepszy. Które z tych spotkań było najbardziej miarodajne, jeśli chodzi o aktualną formę zespołu?
- W kontekście występu w Zielonej Górze dzisiaj przed treningiem powiedziałem zawodnikom, że taki jest sport. Przegraliśmy jeden mecz w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Pech chciał, że trafiło akurat na finał Pucharu Polski. Ale nie zbaczamy z obranego kursu. Czuję, a nawet jestem tego pewien, że zespół ma dużą wiarę w to, co robi. A to jest kluczowa sprawa. Różnica pomiędzy nami a ZAKSĄ w niedzielnym meczu nie była tak duża, jak wskazywałby na to wynik trzeciego i czwartego seta. Straciliśmy kilka szans w pierwszym secie, gdzie mogliśmy zachować się lepiej, ale nie obawiam się o naszą formę. Jesteśmy silnym zespołem. Moje przekonanie bierze się stąd, że od dłuższego czasu gramy na bardzo wysokim poziomie. Jeden mecz nie jest w stanie tego zmienić.
- Jako zawodnik byłeś specjalistą od wygrywania Ligi Mistrzów. Dokonałeś tej sztuki trzykrotnie. Jaka jakaś złota recepta na to?
- Zawsze taka sama – grać na wysokim poziomie. W Turcji przyjdzie nam się zmierzyć z najsilniejszymi drużynami, nie tylko w Europie, ale i na świecie. I to jest dla nas czynnik stymulujący do walki. Wszyscy widzieliśmy, że kiedy stajemy naprzeciw najlepszych zespołów i wielkich siatkarskich nazwisk, nasi gracze prezentują się lepiej od nich. Tego właśnie oczekuję i to musi być nasza drogą oraz główna idea.