Salvador Hidalgo Oliva: Mój cel? Zagrać jeszcze lepszy sezon niż poprzedni
- Byłem w lekkim szoku, gdy kilka dni temu trener podszedł do mnie i powiedział, że nie chce abym został najlepiej punktującym graczem PlusLigi. Dosłownie mnie zamurowało - opowiada w rozmowie z naszym serwisem jeden z najlepszych graczy minionych rozgrywek, niekwestionowana gwiazda Jastrzębskiego Węgla. Zdradza też którą drużynę będzie wspierał podczas rozpoczynającego się Euro i jakie cele stawia sobie przed nowym sezonem.
PLUSLIGA.PL: Za panem ponad trzy miesiące wakacji. Wypoczął pan?
SALVADOR HIDALGO OLIVA: Tak naprawdę, miałem tylko trzy tygodnie wakacji, resztę czasu spędziłem grając w siatkówkę. Odwiedziłem kilka fajnych miejsc na siatkarskiej mapie, ale cały czas przyświecała mi jedna idea - by być coraz lepszym siatkarzem, kolegą z boiska i człowiekiem. Przebywałem w różnych środowiskach, poznałem ludzi z wielu krajów, o różnej mentalności, także inną szkołę trenerską i nowe spojrzenie na siatkówkę. Zebrałem cenne doświadczenia i mam nadzieję, że tę nową wiedzę już niebawem będę mógł wykorzystać na polskich parkietach. W Jastrzębiu mamy kilku obcokrajowców, kilku młodych zawodników, jest też trochę doświadczenia, czyli mały mix. Niemniej, świetnie się rozumiemy, dobrze współpracujemy i wierzę, że dzięki nowym, wakacyjnym przeżyciom będę mógł dać tej drużynie jeszcze więcej.
Gdzie dokładnie zdobywał pan te nowe doświadczenia?
SALVADOR HIDALGO OLIVA: Najpierw grałem w Katarze, potem wziąłem udział w turnieju Księcia Dubaju NAS Sports i znów przeniosłem się do Kataru, by zagrać w Klubowych Mistrzostwach Azji, organizowanych w Wietnamie. Z Wietnamu wróciłem na jeden dzień do Kataru i poleciałem do domu w Berlinie, również na jedną dobę. Potem, tradycyjnie poleciałem na Kubę, by pobyć z rodziną i odpocząć.
Nie potrafi pan żyć bez siatkówki?
SALVADOR HIDALGO OLIVA: Absolutnie nie! Nawet nie potrafię sobie wyobrazić co robiłbym w życiu, gdybym nie grał w siatkówkę. To jest mój numer jeden. Nie za bardzo też wiem co będę robił po zakończeniu sportowej kariery. Chciałbym uprawiać ten sport do końca życia.
Podczas wspomnianych podróży spotkał pan wielu innych świetnych siatkarzy, jak Grozer czy Żygadło. Był czas, żeby choć trochę zakosztować życia towarzyskiego?
SALVADOR HIDALGO OLIVA: W każdym kraju było inaczej. Proszę pamiętać, że zazwyczaj miejsca, w których gra się w Katarze lub Dubaju są bardzo luksusowe i co tu kryć, mało kogo stać by się tam znaleźć. Każdy z nas chciał więc choć trochę zakosztować tamtejszego życia. Trenowaliśmy dwa razy dziennie, a w wolnych chwilach próbowałem coś zwiedzić, poznać bliżej okolicę, ale szczerze mówiąc, było ciężko ze względu na niewiarygodne upały.
- Była to dla mnie jedyna okazja, żeby spotkać się z zawodnikami grającymi poza Polską, bo jak pani wie, Jastrzębski Węgiel nie walczył w pucharach europejskich. Fajnie było choć na chwilę pobyć z nimi i wymienić kilka zdań. Ten rok zapowiada się inaczej, bo zagramy w Lidze Mistrzów i mam nadzieję, że będę miał sporo okazji do spotkania się ze znajomymi porozrzucanymi po Europie. Nie ukrywam jednak, że niezwykle przyjemnie było także pobyć na Kubie, z rodziną i bliskimi, robić rzeczy, których na co dzień nie robię. Ale ponieważ należę do osób, które nie potrzebują zbyt długich wakacji, cieszę się, że znów jestem w Jastrzębiu i mogę trenować z drużyną.
Mam wrażenie, że dzięki tym egzotycznym wojażom mógł pan zostać na dłużej w Jastrzębiu i na przykład, nie marzy pan o grze w Chinach?
SALVADOR HIDALGO OLIVA: Ale ja chciałbym grać w Chinach. Byłem tam już dwa razy i naprawdę, było to cenne i wartościowe doświadczenie. Zdobyłem tytuł mistrza kraju i zostałem MVP. Nawet niedawno miałem propozycję, by tam wrócić, kilka innych zresztą też. Ale wolałem zostać w Polsce. Tak naprawdę, pierwszy raz w swojej karierze będę grał w jednym miejscu dłużej niż rok. Czuję się w waszym kraju jak w domu i nie miałem najmniejszego powodu, by zmieniać pracodawcę. Wiem, że jestem częścią projektu pod nazwą Jastrzębski Węgiel, że Mark na mnie liczy. Chociaż niezwykle lubię poznawać nowe miejsca, nowych ludzi, zdobywaćnowe doświadczenia….
Skoro wspomnieliśmy o grze w Chinach, jak zareagował pan na decyzję Kevina Tillie?
SALVADOR HIDALGO OLIVA: Tak jak wspomniałem, w Chinach gra się bardzo dobrze. Ludzie okazują wiele szacunku, byłem tam szczęśliwy. Do tego pieniądze były satysfakcjonujące. Teraz mam inne cele w życiu, dobry kontrakt Jastrzębiu. Ale Kevin nigdy tam nie grał, więc chce spróbować. Przykro mi, że tak się stało, bo klub znalazł się w trudnym położeniu, ale jestem w stanie zrozumieć tę decyzję. Szkoda, że nie zagramy razem, bo z pewnością wspólnie z resztą chłopaków stworzylibyśmy świetną ekipę, grającą bardzo ciekawą siatkówkę. Tym bardziej, że Kevin zna ligę, zawodników. Kiedy podpisał kontrakt w Jastrzębiu, odezwałem się do niego w mediach społecznościowych i powiedziałem, że świetnie było mieć go za rywala, ale jeszcze lepiej będzie stać obok niego na boisku. Na pewno też nasza wartość jako drużyny byłaby wyższa, moglibyśmy zaistnieć szczególnie w Lidze Mistrzów. Mam nadzieję, że całą tę sytuację uda się jakoś załagodzić i tak zawodnik, jak i klub znajdą dobre rozwiązanie.
- Cóż, życie pisze własne scenariusze i składa się z mnóstwa decyzji, które trzeba podjąć. Łatwych i niesamowicie ciężkich. To na pewno nie była łatwa decyzja, dlatego wspieram Kevina i mam nadzieję, że będzie zadowolony. Sam podjąłem w życiu sporo złych decyzji, popełniłem mnóstwo błędów i dlatego jestem ostatnim człowiekiem na ziemi, który powinien, czy w ogóle ma prawo kogokolwiek krytykować.
To jest zła informacja. Dobra jest taka, że klub utrzymał wyjściowy skład z końcówki poprzedniego sezonu.
SALVADOR HIDALGO OLIVA: Na pewno ma to znaczenie, przynajmniej będzie miało w początkowej fazie rozgrywek. Podobnie było w zeszłym roku w ZAKSIE. Grali razem drugi sezon i znali się na wylot. Dlatego należy docenić pracę klubu i sponsora. W ich sytuacji było to bardzo trudne zadania, szczególnie jeśli chodzi o moją osobę.
- Mogę jednak zapewnić, że ktokolwiek dołączy do naszej drużyny, nie będzie miał problemu z adaptacją. Doskonałym przykładem był Sebastian Schwarz, który błyskawicznie zorientował się w realiach siatkarskich i nie tylko, i już po dwóch tygodniach zaczął grać. Pamiętam ja żartował, że dołączył do grupy szaleńców, bo faktycznie momentami graliśmy zwariowaną siatkówkę. Mam na myśli szybkość gry. Trzeba podkreślić, że Sebastian dołożył swoją cegiełkę do brązowego medalu. Nowy zawodnik powinien dotrzeć do nas w ciągu najbliższych dwóch-trzech tygodni, czyli przed startem rozgrywek. Ktokolwiek to będzie, po kilku dniach będzie czuł się jednym z nas i będzie szczęśliwy, że jest częścią tak fajnej ekipy. Powiem więcej, poczuje się jak w rodzinie.
Dlatego postanowił pan zostać w Jastrzębskim Węglu?
SALVADOR HIDALGO OLIVA: Po pierwsze, wyśmienicie żyje mi się w Polsce. Gdziekolwiek graliśmy z Jastrzębskim Węglem, wszędzie spotykałem fantastycznych ludzi, pełnych pasji do siatkówki i sympatii do mnie. Nie ma pani pojęcia jak fajnie się czułem, gdy ludzie podchodzili z prośbą o zdjęcie, autograf czy przybicie „piątki”. Szczególnie tutaj, w Jastrzębiu czy w Żorach. Nawet jak na dworze było minus dziesięć stopni, wewnątrz czułem ogromne ciepło płynące od ludzi. Czasami jest ciężko, bo wyjście na kolację do restauracji, czy nawet po wodę do supermarketu zabiera mi mnóstwo czasu. Ludzie podchodzą, chcą chociaż chwilę pogadać. Nie raz czułem się jak gwiazda piłki nożnej…
Ale lubi pan tę całą otoczkę, prawda?
SALVADOR HIDALGO OLIVA: Uwielbiam to! W miniony czwartek rano podeszła do mnie pewna pani. Nie miałem pojęcia, że obchodzi tego dnia urodziny. Porozmawialiśmy chwilę i odruchowo ją przytuliłem. Stwierdziła, że to najlepszy prezent jaki mogła dostać. Gdybym wiedział, że ma urodziny, zrobiłbym coś więcej. Do osoby, która akurat była wtedy ze mną powiedziałem: właśnie dla takich chwil żyję. Takie drobne, ale niesamowicie przyjemne sytuacje sprawiły, że zostałem w Polsce na dłużej. Poza bardziej oczywistymi sprawami, jak gra w mocnej lidze i dobrze zorganizowanym klubie. Reasumując, jeśli wszystko do siebie pasuje, jesteś zadowolony z pracy, dochodów, masz wokół siebie przyjazne środowisko, to chcesz utrzymać to jak najdłużej. Jestem trochę zły na siebie, że tak późno zdecydowałem się na przyjazd do Polski, bo tutaj czuję się wyróżniony.
Uda się panu zagrać drugi tak dobry sezon, jak ten poprzedni?
SALVADOR HIDALGO OLIVA: Zawsze, gdziekolwiek jestem, staram się prezentować dobry poziom, dawać z siebie maksimum - to moja dewiza i udowodniłem to w minionych rozgrywkach. Wiem, że na początku zeszłego sezonu niektórzy siatkarze powątpiewali w moje możliwości, mówili, że nie utrzymam formy sześć miesięcy, że nie będę potrafił zagrywać tak celnie, jak w pierwszych meczach, że jak mnie rozpiszą, to będę miał problemy z kończeniem ataków. Ludzie ciągle komentowali moją osobę, czasami pozytywnie, rzadziej negatywnie. Początek mojej przygody w Jastrzębiu był taki sobie, bo ważyłem 110 kilo i byłem po prostu za ciężki. Teraz mam 96 kg. W każdym razie, mój prywatny cel na zbliżający się sezon jest taki, żeby grać jeszcze lepiej niż w poprzednim, żeby więcej dobrego dać drużynie niż sobie samemu.
- Byłem w lekkim szoku, gdy kilka dni temu trener podszedł do mnie i powiedział, że nie chce abym został najlepiej punktującym graczem PlusLigi. Dosłownie mnie zamurowało. Spytałem ze zdziwioną miną: jak to? Okazało się, że zamierza bardziej rotować składem, bo przecież dochodzi Liga Mistrzów i obciążenia będę większe. Liczy się dobro drużyny, mam tego świadomość i zrobię wszystko, by mój zespół prezentował się dobrze. A jeśli Mark Lebedew zdecyduje, że Jastrzębie gra lepiej beze mnie, przyjmę to z pokorą. Sam, bez chłopaków z zespołu byłbym nikim. Także bez całego sztabu, fizjoterapeutów, którzy wykonują kawał ciężkiej roboty. Jeśli nie będę mógł pomóc na boisku, to zrobię wszystko, by dołożyć coś od siebie podczas treningów. Chciałbym, żeby Jastrzębski Węgiel coś w tym roku wygrał.
Co będzie dla pana priorytetem - PlusLiga czy Liga Mistrzów?
SALVADOR HIDALGO OLIVA: Nie wiem czy spodoba się pani ta odpowiedź, ale chciałby abyśmy z Jastrzębskim Węglem zaznaczyli swoją obecność w Lidze Mistrzów, żeby udało się coś fajnego osiągnąć. Chociaż nie będzie to łatwe. Chcielibyśmy wygrać PlusLigę, i to bardzo, po to w końcu zasuwamy na treningach, ale europejskie puchary to jednak coś innego. To tak, jak ze słodyczami - gdy masz do wyboru pyszne ciasto, albo ulubione cukierki. Lubię jedno i drugie, obydwa mają słodki smak. Mam takie wrażenie, że dzięki udziałowi w LM podskoczy nam adrenalina, że uskrzydlą nas te zawody. Ale żeby nie było - celem numer jeden zawsze są rozgrywki krajowe. Tak czy inaczej, musimy harować i spróbować poprawić naszą grę. Nie ma co za dużo gadać i gdybać, bo to nie rozwiązuje problemów.
Zanim wystartuje PlusLiga, w Polsce zostaną rozegrane mistrzostwa Europy. Będzie pan śledził ten turniej? Komu będzie pan kibicował?
SALVADOR HIDALGO OLIVA: Powiem szczerze, że niespecjalnie lubię oglądać siatkówkę, szczególnie w swoim wolnym czasie. Zdecydowanie wolę w nią grać. Jeśli zdarzy się okazja, żeby zobaczyć jakiś mecz na żywo, chętnie z niej skorzystam. Ale z drugiej strony, jeżeli któryś z moich przyjaciół czy znajomych zaproponuje mi jakiś nie siatkarski pomysł na spędzenie wolnego czasu, chętnie go zrealizuję. Kibicował będę oczywiście Niemcom, chociaż właściwie jestem przekonany, że już nigdy nie zagram dla ich reprezentacji.