Salvador Hidalgo Oliva: to klub chciał rozwiązać kontrakt
MVP sezonu 2016/17 i jeden z najlepszych zawodników Jastrzębskiego Węgla w sezonie 2017/18, w trwających rozgrywkach pełni rolę głębokiego rezerwowego. Dlaczego? To pytanie zadaliśmy już trenerowi De Giorgiemu i prezesowi Gorolowi, nie uzyskując jednoznacznej odpowiedzi. Teraz swój punkt widzenia przedstawił sam zainteresowany.
PLUSLIGA.PL: Sporo się ostatnio mówi o pana odejściu z Jastrzębskiego Węgla. Zobaczymy pana w drużynie po nowym roku?
SALVADOR HIDALGO OLIVA: Przyszłości nikt nie jest w stanie przewidzieć. Na dzień dzisiejszy jestem tutaj, gram w Jastrzębskim Węglu. No, może nie gram, ale cały czas trenuję, całkiem dobrze jak sądzę, bo bardzo profesjonalnie traktuję swoją pracę.
W takim razie spróbujmy ustalić dlaczego postanowił pan opuścić klub w środku sezonu. Rozmawiałam już z De Giorgim i z prezesem. Teraz chciałabym poznać pana opinię - co wydarzyło się pomiędzy panem, a byłym trenerem?
SALVADOR HIDALGO OLIVA: To pani jest fachowcem, który od wielu lat pracuje w siatkarskich mediach, zna ludzi, rozmawia z różnymi osobami i z pewnością orientuje się pani w realiach. Wie, że wielu zawodników czy trenerów przychodziło do klubu i odchodziło, bo tak bywa. Ja ze swojej strony mogę powiedzieć, że nigdy z nikim nie miałem żadnych problemów natury osobistej, a jeśli ktoś ma problem ze mną, nic na to nie poradzę. Jestem otwartą osobą, dobrze nastawioną do ludzi i chyba wszyscy, którzy zdążyli mnie poznać, a trochę czasu już spędziłem w waszym kraju, o tym wiedzą. Nawet teraz, gdy większość czasu spędzam na ławce dla rezerwowych, jestem uśmiechnięty. Ile takich osób widziała pani w swoim życiu, które przez dwa sezony grały non stop, a potem stanęły w kwadracie i mimo to nie traciły uśmiechu?
Czyli fakt, że u „Fefe” był pan rezerwowym, nie był dla pana problemem?
SALVADOR HIDALGO OLIVA: Nie mogę powiedzieć, że nie miało (i nie ma) to dla mnie znaczenia, bo byłaby to nieprawda. Proszę prześledzić statystyki PlusLigi z dwóch ostatnich lat, nie licząc trwającego sezonu. Kto otrzymał więcej niż ja nagród MVP? Kto zdobył więcej punktów? Kto zaserwował więcej asów? Nikt.
Zgadzam się, ale wciąż nie wiem dlaczego „Fefe” posłał pana do kwadratu?
SALVADOR HIDALGO OLIVA: Ja też tego nie wiem. To trener wybierał graczy do pierwszej szóstki i do kwadratu. A prezes pozwolił trenerowi robić to, co chciał.
Wyobraża sobie pan sytuację, że prezes przychodzi do trenera i mówi mu kto powinien grać w szóstce, a kto nie? Mówiąc szczerze, ja nie, bo to szkoleniowiec odpowiada za wyniki.
SALVADOR HIDALGO OLIVA: No właśnie, bądźmy szczerzy…zna mnie pani i wie ile zrobiłem dla tego klubu w ciągu ostatnich dwóch lat. A ile zrobił trener, którego prezes obdarzył tak wielkim zaufaniem? Nie chcę, żeby prezes wpływał na decyzje trenera, ale żeby był częścią zespołu, całości jaką tworzymy. To prezes jest numerem jeden w klubie i to on ostatecznie decyduje kto powinien odejść, a kto ma przyjść. Dlatego musi znać realia, musi być blisko drużyny.
- Gdyby na przykład Ronaldo nie był szczęśliwy w Realu Madryt, to pewnie wszyscy, na czele z prezesem zastanawialiby się co można zrobić, żeby mu pomóc, żeby rozwiązać jego ewentualne problemy czy zmartwienia.
Słyszałam różne historie o tym, co działo się w poprzednim sezonie i być może tutaj można znaleźć wyjaśnienie decyzji „Fefe”. Na przykład, że kilka razy spóźnił się pan na trening. To prawda?
SALVADOR HIDALGO OLIVA: To kompletna bzdura, nawet nie chcę na ten temat rozmawiać. Zresztą, zgodnie z regulaminem klubu, jeśli ktoś spóźnia się na treningi, płaci karę. Reguły są jasne i przejrzyste. To nie wpływa na kwestię bycia dobrym, czy złym zawodnikiem.
Ponoć też trenerowi De Giorgiemu nie za bardzo podobało się, że w tamtym sezonie nie zawsze wracał pan z meczów wyjazdowych wspólnie z drużyną?
SALVADOR HIDALGO OLIVA: To miało miejsce tylko jeden raz, po meczu w Lubinie. Takie sytuacje czasami się zdarzają i jakoś nigdy nie słyszałem, żeby któremuś z trenerów to przeszkadzało. Jestem z tą drużyną trzeci rok. W zeszłym sezonie graliśmy także w Lidze Mistrzów, spędzaliśmy razem mnóstwo czasu i nigdy nie miałem z tym problemu, ale mam też życie osobiste. „Fefe” to trener z wysokiej półki, tak przynajmniej jest postrzegany i on mówi o moich prywatnych sprawach, zamiast o tym jak trenuję i jak gram? Chyba nie tak powinno to wyglądać.
- Pamięta pani w jakim położeniu był klub, gdy Mark Lebedew sprowadził mnie tutaj? Zajął w rozgrywkach 7. miejsce, borykał się problemami finansowymi. Przyszliśmy tutaj wspólnie z innymi zawodnikami, Maćkiem Muzajem, Lukasem Kampą czy Scottem Touzinskim i wykonaliśmy wspólnie, jako zespół kawał porządnej pracy, wnieśliśmy życie do tego klubu. Czy Mark narzekał na cokolwiek? Gdyby pani poruszyła ten problem z Markiem, mogę się założyć, że odpowiedziałby zgoła odmiennie, że zwróciłby uwagę na tysiąc pozytywnych aspektów mojej osoby (czy każdego innego zawodnika, który znalazłby się w podobnej sytuacji), a nie na jakieś pojedyncze wydarzenie, po którym nikomu nic złego się nie stało.
- „Fefe” jest facetem po pięćdziesiątce, a zachowywał się jak dziecko. Szukał różnych wymówek, bo nie chciał powiedzieć prawdy.
Zostawmy w takim razie „Fefe”, który ostatecznie pokazał jak bardzo zależy mu na klubie i przejdźmy do informacji przekazanej mediom przez prezesa Gorola na ostatniej konferencji prasowej. Podobno między sezonami klub zasugerował panu rozwiązanie kontraktu, bo nie mieścił się pan koncepcji zespołu budowanego przez Włocha?
SALVADOR HIDALGO OLIVA: Jeśli dobrze pamiętam, taka sytuacja miała miejsce, ale dopiero w połowie listopada. Tylko dlaczego miałbym rozwiązać kontrakt? Żeby stracić pieniądze? Dostawałem całkiem niezłą sumę za siedzenie na ławce, może to nie podobało się trenerowi, albo prezesowi? Dobrze czułem się w klubie, byłem zadowolony, nie wiedziałem najmniejszego powodu, aby opuszczać Jastrzębie. Poza tym, w tym czasie było bardzo ciężko znaleźć nowy klub. Porozmawiałem o tej sytuacji z moim managerem i tak naprawdę, już 15 dni później znaleźliśmy rozwiązanie. Natomiast prezes powinien pamiętać, że po moim pierwszym sezonie w Jastrzębskim Węglu otrzymałem mnóstwo ofert i mogłem zarabiać naprawdę duże pieniądze. Ale uznałem, że Jastrzębski Węgiel jest moją siatkarską rodziną, miałem mnóstwo dobrych wspomnień i bardzo chciałem zostać tutaj dłużej.
Teraz jednak chce pan odejść, chociaż zmienił się trener. Wie pan, w jak trudnym położeniu stawia pan klub?
SALVADOR HIDALGO OLIVA: A kto mówi, że chcę odejść? To klub jako pierwszy poprosił, żebym odszedł. Jeśli ktoś nie chce mnie w swoim zespole, to ciężko się z tym pogodzić. To tak, jak w związku dwojga ludzi. Jeśli któraś ze stron się „odkochała”, nie ma sensu przedłużać tych relacji. Co pani zrobiłaby w takiej sytuacji?
Prawdę mówiąc, nie wiem. Cieszę się, że to nie mój problem.
SALVADOR HIDALGO OLIVA: No właśnie…Moja ostatnia rozmowa z prezesem odbyła się prawie rok temu, gdy postanowił zatrudnić De Giorgiego. Oczywiście, byłem wtedy bardzo rozczarowany, że zwolnił Marka Lebedew, bo byliśmy przecież na 4. miejscu w tabeli, a potem ostatecznie zakończyliśmy sezon na piątym. Moim zdaniem był to dziwny ruch, ale OK, to prezes jest osobą decydującą. Spytał mnie wtedy co sądzę o „Fefe” i wyraziłem się o nim w samych superlatywach, bo generalnie nie mam zwyczaju mówić o kimkolwiek źle. Smutno mi teraz, że „Fefe” nie zachował się podobnie wobec mojej osoby. A najbardziej zatrważające jest to, że nie rozmawiamy o aspektach typowo siatkarskich, o mojej dyspozycji sportowej, tylko poruszamy wątki poboczne, co w ogóle nie powinno mieć miejsca.
Powrót do listy