Sam Deroo: życie bywa dynamiczne i zmienne
Wczoraj cieszył się z kolegami ze zdobycia mistrzostwa Polski. W kolejnej części rozmowy Sam Deroo, przyjmujący ZAKSY Kędzierzyna-Koźle opowiada o siatkarskiej karierze, doświadczeniach z różnych klubów i decyzji, którą podjął na wakacjach.
PLUSLIGA.PL: Kiedy miałeś 18 lat zacząłeś grać w Knack Roeselare. To jeden z najlepszych klubów w Belgii…
SAM DEROO: Tak, razem z Noliko Masseik stanowią dwa tradycyjne, duże belgijskie kluby. Dlatego byłem tym bardziej szczęśliwy, że miałem okazję grać przez dwa sezony w prawie każdym meczu.
Nie bałeś się występów w profesjonalnej drużynie w dość młodym wieku?
SAM DEROO: Nie odczuwałem wielkiej presji, ale moment w którym stajesz się częścią takiego klubu i zaczynasz występować w Lidze Mistrzów, zawsze jest podniosły. Tym bardziej, że musisz wygrywać, bo zaczyna oczekiwać się od ciebie samych zwycięstw. W moim pierwszym sezonie zdobyliśmy Puchar Belgii i dostaliśmy się do finałowej dwunastki Ligii Mistrzów. Nie wygraliśmy mistrzostwa kraju, ale i tak odczuwałem dużą satysfakcję z tego, co udało nam się osiągnąć. Od tego momentu nie czułem już żadnej presji.
Wspomniałeś o Lidze Mistrzów. Pamiętasz złotego seta z PGE Skrą Bełchatów?
SAM DEROO: Tak, pamiętam wszystko bardzo dobrze. Wygraliśmy wtedy w dobrym stylu 3:1 u siebie i wydawało się, że również mecz rewanżowy ułoży się po naszej myśli. Niestety, przegraliśmy 0:3, przez ich super silną zagrywkę. Potem czekał nas ten przegrany „złoty set”. To był mój pierwszy mecz rozegrany na takiej dużej hali, dlatego też tak dobrze go pamiętam. Oglądało nas 10 tysięcy ludzi i było naprawdę głośno, a to zostaje w pamięci. „Złoty set” był jedynym, w którym tak naprawdę zbliżyliśmy się do przeciwnika. Przegraliśmy go do 12…
Do zwycięstwa zabrakło kilku piłek. Czuliście się rozczarowani czy sam awans do tak dalekiej fazy turnieju był dla was sukcesem?
SAM DEROO: Oczywiście, że czuliśmy się rozczarowani! Nie każdego dnia ma się okazję walczyć o Final Six Ligi Mistrzów. Musieliśmy jednak przyznać, że drużyna z Bełchatowa była dużo silniejsza od nas w serwisie i lepsza w polu, więc cóż… Sama udział na takim etapie rozgrywek, była dla mnie niesamowitym doświadczeniem. W tym momencie nie jest już to dla mnie takie zaskakujące, ale wtedy pomyślałem sobie „WOW”!
Z Belgii udałeś się do Włoch – do Modeny, w której grali Bruno Rezende i Lukas Kampa. To klasowi rozgrywający. Gra z nimi może być sporą nauką…
SAM DEROO: Tak, w ogóle miałem szczęście, że mogłem grać z takimi dobrymi rozgrywającymi. Bruno jest chyba najlepszy na całym świecie, Lukas był najlepszym rozgrywającym Mistrzostw Świata 2014, a Benjamin Toniutti w ostatnim czasie również jest w świetnej dyspozycji. Mogłem uczyć się od nich różnych zagrań, ale zaletą jest również to, że na takich zawodników zawsze można liczyć. W każdym momencie wnoszą coś extra do drużyny, nie tylko jeśli chodzi o rozegranie, ale także o obronę, serwis czy po prostu siłę mentalną. Moja współpraca z tak wspaniałymi graczami układała się bardzo dobrze i nawet jeśli nie nauczyła mnie samego kunsztu siatkarskiego, to pomogła mi przede wszystkim w rozumieniu zagrań klasowych rozgrywających.
Twoim rywalem na pozycji przyjmującego był Earvin Ngapeth, prawda?
SAM DEROO: Tak, od lutego. W Modenie zagrałem jeden sezon, a w kolejnym występowałem rzadko. Nabawiłem się lekkiej kontuzji, więc w konsekwencji nie pojawiałem się na boisku. To był właśnie ten ciężki moment w Modenie, o którym mówiłem wcześniej. Do drużyny dołączył Earvin Ngapeth, który jest bardzo dobrym zawodnikiem. Nie zgadzałem się jednak z jego wszystkimi decyzjami na boisku. Nie będę tu wchodził w szczegóły, ale pomimo, że miałem kontrakt z Modeną na trzeci sezon zdecydowałem się na zmianę klubu. Chciałem poszukać miejsca, w którym będę mógł grać cały czas i dlatego postanowiłem odejść.
Twój wybór padł na Calzedonię Weronę…
SAM DEROO: Tak, choć na początku miałem grać w Turcji. W końcu lipca zarząd tureckiego klubu poinformował, że mają jakieś problemy, więc szybko zdecydowaliśmy się na zmianę drużyny. Byłem na wakacjach i nagle zadzwonił mój agent z wiadomością: „słuchaj mamy sporo problemów z tą Turcją, bardzo możliwe, że będziesz musiał zmienić klub”. W pierwszej chwili nie wiesz, co masz myśleć, czego oczekiwać… Werona wykazywała duże zainteresowanie już po końcu sezonu i jako, że ich oferta była wciąż aktualna, zdecydowaliśmy się skorzystać.
Decyzja podjęta pod wpływem chwili nie okazała się dla ciebie jedną wielką pomyłką?
SAM DEROO: Nie. Jeden rok w Weronie, mimo, że niezbyt atrakcyjny finansowo, gwarantował mi grę w bardzo dobrym klubie, w bardzo dobrej lidze. Jestem niezwykle zadowolony z tej decyzji, tym bardziej, że był to dla mnie naprawdę udany sezon, również z personalnego punktu widzenia. Poznałem tam wielu zawodników, którzy okazali się wspaniałymi kolegami, dlatego byłem tym bardziej szczęśliwy, że nie zostałem w Modenie ani że nie wyjechałem do Turcji. Życie bywa dynamiczne i zmienne. Ta sytuacja jest dowodem na to, że w profesjonalnej karierze naprawdę nie możesz być pewny nadchodzących lat, bo wszystko może się zmienić w przeciągu chwili.
Po Włoszech obrałeś inny kierunek Europy i trafiłeś do Polski. Od początku sezonu i w finale nie macie sobie równych. W czym tkwi wasza siła?
SAM DEROO: W naszym zespole panowała świetna atmosfera i dzięki temu każdy mecz mogliśmy grać na wysokim poziomie. Potrafiliśmy pokazać dobrą siatkówkę zarówno z drużynami z końca tabeli, jak i z czołówki, i dlatego ciągle udawało się nam wygrywać. Jesteśmy mieszanką znakomitych indywidualnych zawodników, reprezentantów kraju, którzy mają naprawdę bardzo wysokie, techniczne umiejętności. Myślę, że naszą największą siłą jest dobrze skompletowany zespół, dopasowany do siebie w każdym elemencie.
W jakiej innej lidze chciałbyś jeszcze spróbować swoich sił?
SAM DEROO: Cóż to trudne pytanie, bo kiedy zaczynałem profesjonalnie zajmować się siatkówką chciałem zagrać w dwóch ligach: we włoskiej i w polskiej. PlusLiga jest tym drugim zrealizowanym celem i bardzo mi się tu podoba, więc na ten moment nie widzę powodów do zmian. W Turcji nie ma tylu kibiców na hali, w Rosji życie jest trudne. Może pewnego dnia wybiorę się do któryś z tych dwóch krajów, ale będę musiał wziąć pod uwagę wiele czynników, aby dokonać dobrego wyboru. Gdybym miał wybierać nowy klub do gry szukałbym go w pierwszej kolejności ponownie w Polsce albo we Włoszech. Jest to oczywiście moje stanowisko na ten moment, bo nigdy nie jest się w stanie powiedzieć, co będzie w przyszłości. Być może kiedy dojrzeję siatkarsko będę potrzebował jeszcze jakiejś zmiany, nie sądzę by przyszło to szybko, ale nie mogę tego wykluczyć. Na ten moment preferuję Polskę bądź Włochy.
Niedługo ostatnia część rozmowy.
Pierwsza część wywiadu dostępna tutaj: http://www.plusliga.pl/news/id/27980.html