Sean Rooney: Nigdy nie miałem oferty z Polski
Przyjmujący reprezentacji USA i jeden z jej największych talentów w ostatnich latach z ogromnym zdziwieniem przyjął informację jakoby miał w nadchodzącym sezonie grać w Polsce. Co więcej, nie wybierał się również do słonecznej Grecji.
- Poprzedni sezon spędziłem w rosyjskim Fakiele Nowy Urengoj i był to dobry sezon w moim wykonaniu. Działacze Fakieła również byli usatysfakcjonowani i zaproponowali mi nową umowę. Chętnie ją przyjąłem i kolejny rok na pewno spędzę w Superlidze - wyjaśnia Sean Rooney, który aktualnie przebywa w Belgradzie na turnieju finałowym Ligi Światowej.
Zawodnik bardzo się zdziwił gdy usłyszał informacje o swoich rzekomych planach transferowych. - Nie miałem zamiaru przenosić się ani do Grecji (gdzie miał ponoć bronić barw Panathinaikosu Ateny - przyp. red.) ani do Polski. Z waszego kraju nawet nie otrzymałem żadnej propozycji.
Amerykanie przyjechali do Belgradu w roli obrońców złotego medalu Ligi Światowej i z opinią jednego z najpoważniejszych faworytów. W fazie interkontynentalnej - w stylu budzącym respekt pewnie wygrali grupę A, zostawiając w pokonanym polu Holandię, Włochy i Chiny. - Prawdę mówiąc, to choć udało nam się wygrać grupę, w naszej grze było sporo mankamentów - twierdzi jednak przyjmujący Amerykanów. - Turniej w Belgradzie bezlitośnie je obnażył - zagraliśmy słabo w ataku i defensywie. Zabrakło też ducha walki, który dotąd zawsze był naszym znakiem firmowym.
A może złoci medaliści LŚ i ostatnich igrzysk olimpijskich po prostu nie udźwignęli presji wyniku? Bardzo przecież chcieli wygrać i - pod wodzą nowego trenera, z nowymi twarzami w składzie udowodnić, że nie są gorsi od swoich utytułowanych poprzedników.
- Moim zdaniem po prostu zabrakło doświadczenia i być może trochę umiejętności. Jesteśmy grupą młodych ludzi i wyraźnie widać brak spokoju oraz ogrania starszych kolegów. Zwłaszcza w pojedynku z Rosją, który przegraliśmy po nerwowych końcówkach. Serbia zagrała wyśmienicie i nie mieliśmy z nimi najmniejszych szans - uważa Rooney. - Liga Światowa była dla nas małym poligonem doświadczalnym. Wciąż się uczymy, pracujemy nad wyeliminowaniem błędów, zbieramy niezbędny bagaż doświadczeń - wszystko po to, żeby za rok na mistrzostwach świata we Włoszech być znowu wielką drużyną i walczyć o medale.
Dlatego teraz, po powrocie do USA muszą od razu ostro wziąć się do treningów, pracować jeszcze więcej i jeszcze ciężej, by wygrać kwalifikacje do włoskiego mundialu, a przede wszystkim by zapomnieć o kompletnie nieudanym występie w Belgradzie.
Przez następnych kilka dni będzie bardzo ciężko, bo Amerykanie zostają w Serbii do niedzieli. - Nastawialiśmy się na finał, a opcji z odpadnięciem po fazie grupowej nawet nie braliśmy pod uwagę - wyznaje Sean Rooney. - Cóż, teraz pozostaje nam śledzić poczynania rywali i uczyć się od nich siatkówki. Będę trzymał kciuki za Serbów, bo zawsze jest fajnie, gdy gospodarze grają w finale. Moim zdaniem Serbowie zagrają o złoto z Brazylią.