Siatkarskie święto w Atlas Arena
10 i 11 kwietnia trzynaście tysięcy widzów w łódzkiej Atlas Arenie będzie mogło podziwiać cztery najlepsze kluby Starego Kontynentu. Wśród nich organizatora turnieju Final Four - PGE Skrę Bełchatów.
- To oznacza pewne miejsce w czwórce najsilniejszych zespołów Europy. Oraz większy komfort pracy - podkreśla trener Skry Jacek Nawrocki.
- W kontekście przygotowań do meczów ligowych i Ligi Mistrzów to kapitalna wiadomość. Ale liczyliśmy się z każdą możliwością. Po to ten zespół był budowany, żeby dużo grać. Mamy szeroką kadrę, cieszę się, że część zawodników wraca i można z nich skorzystać - powiedział.
Jednym z takich wracających jest atakujący Jakub Novotny, któremu werdykt nie robił różnicy. - Dla mnie to nieważne - mówił jeszcze przed poznaniem decyzji CEV. - Jak będzie trzeba to gramy w play offach i tyle. Dla nas ważne jet to, żebyśmy wygrywali i ludzie byli zadowoleni - tak jak po zwycięstwie z Teruelem.
Nie wszyscy jednak będą się cieszyć z tej decyzji. Tak jak przed trzema laty - kiedy w 2008 r. Skra organizowała Final Four. „Kupili sobie miejsce w pierwszej czwórce” - mówili nieprzychylni.
- Takich ludzi, którzy tak nam życzą i tak się wypowiadają, to ja szczerze mam gdzieś. Nie interesuje mnie ich zdanie - mówił szczerze Bartosz Kurek. - Chodzi o to, że polski zespół będzie grał w wielkiej imprezie, zorganizuje ją u siebie, ludzie będą mieli okazję zobaczyć czołowych zawodników świata, najlepsze zespoły. Ja bym się cieszył, a nie zastanawiał się, czy to jest kupienie sobie czwartego miejsca czy nie. Chciałbym zagrać w tym turnieju i tyle.
- Staraliśmy się, żeby sztab szkoleniowy i zawodnicy o tym nie myśleli. Przygotowywaliśmy się tak, jakbyśmy mieli grac w następnej fazie Ligi Mistrzów - zaręczał szkoleniowiec mistrzów Polski.