Silvano Prandi: do najlepszych trochę nam brakuje
Brązowi medaliści mistrzostw świata w Japonii Bułgarzy za osiem dni przyjadą do Polski, by podczas Memoriału Huberta Wagnera zmierzyć swoje siły z Brazylią, Czechami oraz gospodarzami turnieju. Na razie - nie bez przeszkód przygotowują się do światowego czempionatu na zgrupowaniu w Warnie.
Przygotowania przebiegają prawidłowo, choć nie bez problemów. Rozgrywający Andrej Żekow nabawił się kontuzji mięśni brzucha, która na trzy dni wyeliminowała go z treningów. Na szczęście to niegroźny uraz i najlepszy bułgarski rozgrywający pokieruje grą swoich kolegów na turnieju w Bydgoszczy, a potem we Włoszech.
Żekow jest chyba najbardziej krytykowanym bułgarskim siatkarzem, czasami nawet uznawanym za najsłabsze ogniwo ekipy z Bałkanów i jego kontuzja od razu wzbudziła prasowe spekulacje. Prandi stanowczo odpiera wszelkie ataki na swojego "reżysera” przekonując, że niemożliwe byłoby grać na wysokim poziomie, wygrywać medale, jeśli rozgrywający byłby najsłabszym ogniwem drużyny. - Gdyby Żekow był słabym rozgrywającym, my bylibyśmy słabą drużyną. Nie jesteśmy, bo Andrej jest dobrym rozgrywającym - ocenia.
Włoski szkoleniowiec niezwykle ciepło wyraża się o wszystkich swoich podopiecznych, chwaląc ich za zaangażowanie i nieprzeciętny pęd do pracy. - To niezwykli wojownicy, ciężko pracują i nigdy nie usłyszałem słowa narzekania. Czasami nawet to oni naciskają, żeby trenować więcej, żeby eliminować braki czy niedoskonałości - zdradza zapewniając, że - o co często jest pytany - pojęcie "bułgarska mentalność” nie istnieje. - Tak samo, jak nie istnieje "amerykańska mentalność” czy jakakolwiek inna. Dla mnie funkcjonuje tylko jeden rodzaj mentalności - prawidłowa. Dla Niemców, Japończyków cz Bułgarów - nie ma znaczenia. Tego uczę moich zawodników.
- Prawidłowe podejście i sposób myślenia, to moim zdaniem, ciągle dążyć do poprawy i nie być usatysfakcjonowanym pojedynczymi zwycięstwami. Jeżeli w połowie lipca świętowałbym zwycięstwo nad Holandią czy Brazylią, to oznaczałoby że jestem na złej drodze. To, mam nadzieję, udało mi się zaszczepić w moich podopiecznych. Myślenie, że jest się dobrą drużyną, bo wygrało się brąz na mistrzostwach Europy czy pokonało w LŚ silnego rywala, jest bardzo niebezpieczne - kontynuuje Silvano Prandi opowiadając o pracy z bułgarskimi "Trójkolorowymi”.
Kiedy dwa lata temu podpisał kontrakt z bułgarską federacją, wiedział że jednym z jego kluczowych zadań będzie dokonanie radykalnych zmian w drużynie, odmłodzenie jej. Dlatego swoją pracę rozpoczął od wymiany praktycznie 70% składu.
- Teraz muszę udowodnić, że ci, których wybrałem potrafią walczyć o najwyższe cele. Muszę przyznać, że wbrew pozorom to ułatwiło mi pracę, bo znacznie prościej jest pracować na psychiką młodych niedoświadczonych graczy, niż cokolwiek zmienić w tych starszych. Każda szanująca się reprezentacja dokonuje takich zmian na początku cyklu olimpijskiego - po to, by w tej najważniejszej imprezie, Igrzyskach Olimpijskich wystawić w miarę doświadczony i obyty w bojach team. To element pracy trenera - szukanie nowych talentów i szlifowanie ich, to naprawdę nic nadzwyczajnego - przekonuje Prandi.
Podczas gdy polscy, najbardziej doświadczeni siatkarze przez większość Ligi Światowej odpoczywali lub leczyli urazy, w bułgarskiej kadrze sprawa została postawiona dość rygorystycznie:
- Moi najbardziej eksploatowani gracze - Kazijski i Nikołow dostali piętnaście dni wolnego przed Ligą Światową. Uważam to za wystarczający czas na regenerację sił. Po LŚ wszyscy zawodnicy dostali kilka dni urlopu - jednakowo, bez różnicowania na mniej czy bardziej zmęczonych. Dla sportowców uprawiających tę dyscyplinę zawodowo, to absolutnie wystarczający czas - uważa włoski selekcjoner argumentując, że podobnie postąpili jego koledzy po fachu w Brazylii, Rosji czy Italii.
- Na przykład Wlado Nikołow sam doskonale wie, że dłuższy wypoczynek wręcz zaszkodziłby mu, bo musiałby dłużej dochodzić do wysokiej dyspozycji - dorzuca.
Jednym z istotnych celów Silvano Prandiego jest zmiana stylu gry Bułgarów, częściowo widoczna już teraz, po dwóch latach współpracy. - Być może uda się to w większym wymiarze w przyszłym roku, jeśli oczywiście zostanę, bo mój kontrakt kończy się po mistrzostwach świata. Jeśli federacja uzna, że warto go przedłużyć, podejmiemy rozmowy. Na razie chce się skoncentrować wyłącznie na tym, co przede mną - na mistrzostwach świata.
- Dla mnie siatkówka jest fajna, jest zabawą tylko wtedy, gdy wygrywam. Jeśli przegrywam, jestem zły, nieszczęśliwy. Tak ja, jak i bułgarska federacja mamy podobne życzenia i oczekiwania - chcemy wygrywać każdy kolejny mecz - mówi pytany o oczekiwania względem zbliżających się mistrzostw świata.
- Mój cel to cały czas iść do przodu - tak długo aż osiągniemy poziom najlepszych drużyn na świecie i będziemy z nimi walczyć jak równy z równym. LŚ pokazała, że jeszcze trochę nam brakuje. Nie chcę mówić o celach na czempionat. Na razie mogę powiedzieć, że chcemy pokonać Chiny, Francję, Czechy i zająć pierwsze miejsce w grupie.