Simon Tischer o zbliżających się ME i Jastrzębskim Węglu
- Musimy skupić się głównie na sobie samych, na tym by zaprezentować wszystkie umiejętności, mocne punkty. Jeśli to się uda, z pewnością awansujemy do dalszych gier, a potem może zdarzyć się każdy scenariusz - mówi rozgrywający reprezentacji Niemiec tuż przed startem CEV VULUX ME.
PlusLiga: Dwa tygodnie przed startem mistrzostw Europy reprezentacja Niemiec zagrała w Memoriale Wagnera. Nie był to dla was zbyt udany turniej.
Simon Tischer: To prawda. Tylko w ostatnim spotkaniu, z Holandią pokazaliśmy niezłą siatkówkę, tę lepszą twarz naszej kadry. W meczach z Polską i Rosją to nie była nasza gra. Głównym problemem było przyjęcie zagrywki. Rywale wywarli na nas sporą presję w tym elemencie, a my jej nie udźwignęliśmy, nie znaleźliśmy żadnej odpowiedzi na tak dobrą postawę przeciwników, zabrakło nam sportowych argumentów.
- Przez cały turniej w Płocku zastanawiałam się którzy zawodnicy niemieckiej kadry tworzą pierwszą szóstkę, a którzy drugą. Nie udało mi się odgadnąć.
- Szczerze mówiąc, ja też tego nie wiem. Chyba nikt nie wie. Ta sytuacja jest trudna także dla naszego trenera, bo dość późno rozpoczęliśmy przygotowania do europejskiego czempionatu - dwa tygodnie przed Memoriałem Wagnera. Dodatkowo kilku kadrowiczów praktycznie nie grało w Lidze Światowej, jak Grozer czy Schwarz. Dlatego w Płocku trener dał pograć każdemu po trochu, chciał zobaczyć jak konkurenci na pozycjach wypadną względem siebie. Najprawdopodobniej dopiero towarzyskie spotkania z Włochami, tuż przed startem mistrzostw zdecydują kto będzie graczem szóstkowym, a kto rezerwowym.
- Tak krótki czas wystarczy by wykrystalizować pierwszą szóstkę?
- To faktycznie bardzo mało czasu. Ale o pozycję w składzie walczymy głównie na treningach, a tych trochę jeszcze zostało. Okoliczności nie zmienimy, musi wystarczyć czasu i musimy go spożytkować najlepiej jak potrafimy.
- W polsko-duńskim turnieju zagracie w bardzo wymagającej grupie - z Rosją, Bułgarią i Czechami. Cel minimum to zapewne wyjście z grupy, a może coś więcej?
- To nic nowego dla nas, że znaleźliśmy się w bardzo ciężkiej grupie. Takie już nasze „szczęście” i nie ma znaczenia czy to igrzyska olimpijskie, mistrzostwa świata czy Europy - zawsze mamy mocno pod górkę. Przywykliśmy. Dlatego musimy skupić się głównie na sobie samych, na tym by zaprezentować wszystkie umiejętności, mocne punkty. Jeśli to się uda, z pewnością awansujemy do dalszych gier, a potem może zdarzyć się każdy scenariusz.
- Gdy rozmawialiśmy rok temu, mówił pan, że rodzima federacja nie wywiera na was żadnej presji, że możecie spokojnie pracować. Jak wygląda to obecnie?
- Teraz cała uwaga federacji i mediów skupiła się na mistrzostwach Europy kobiet, których byliśmy współorganizatorami. Z drugiej strony, podczas IO w Londynie nasi siatkarze plażowi Brink i Reckermann zdobyli złoty medal, co sprawiło, że stało się głośno wokół nich. My więc jesteśmy schowani gdzieś z tyłu, w cieniu wydarzeń. To nie jest fajne, bo każdy sportowiec chciałby być w centrum uwagi, chciałby, żeby to, co robi było ważne również dla innych. W zamian federacja wykazuje sporo cierpliwości, wie że w drużynie jest kilku młodych zawodników, bez doświadczenia w rywalizacji na najwyższym szczeblu. Myślę, że głównym celem na zbliżający się turniej będzie ogrywanie ich. Nie znaczy to oczywiście, że w ogóle nie ma presji, że możemy pojechać tam towarzysko. Zresztą my sami chcemy pokazać, że stać nas na coś więcej niż przeciętność.
- Czyli, w przypadku niepowodzenia na mistrzostwach Europy Vital Heynen może być spokojny o posadę? Poprzedni trener stracił pracę po nieudanych mistrzostwach Europy w 2011….
- Teraz mamy zupełnie inną sytuację. Jak wspomniałem, obecny selekcjoner wprowadził do zespołu wielu młodych graczy, atmosfera w zespole jest bardzo dobra, nieźle zaprezentowaliśmy się w Lidze Światowej. Wtedy atmosfera nie była budująca, coś trzeba było zmienić. Jeśli nie osiągniemy znaczącego wyniku, ale zaprezentujemy dobrą siatkówkę, będziemy walczyć z każdym rywalem jak równy z równym, zmiany na trenerskim fotelu na pewno nie będzie.
- Przejdźmy na chwilę do spraw klubowych. Był pan zaskoczony, że Jastrzębski Węgiel nie przedłużył z panem kontraktu?
- Bardzo chciałem zostać. Polska jest w tej chwili najlepszym miejsce na świecie do grania w siatkówkę, bardzo dobrze mi się u was grało. Także Jastrzębie jest fajnym miejscem, spotkałem tam wielu ludzi, którym zależy na tym sporcie i którzy go kochają tak samo, jak ja. Byłem zaskoczony i rozczarowany decyzją klubu, bo wobec szeregu niesprzyjających okoliczności w całych rozgrywkach - kontuzji czy jednego transferu, który nie był najlepszy w historii klubu, mieliśmy dobry sezon, zakończony zdobyciem medalu.
- Trener Bernardi rozmawiał z panem? Wytłumaczył dlaczego podjął taką nie inną decyzję?
- Nie, ale prezes Grodecki mniej więcej naświetlił mi sytuację. Jastrzębie to klub, który może, a raczej powinien walczyć o najwyższe laury, ze względu choćby na niemal perfekcyjną organizację. Ale powinni zmienić kilka drobnych rzeczy, a z jakiegoś powodu nie ma tam woli, by to uczynić. Szkoda, bo mogliby wiele zdziałać, nie tylko na polskim gruncie. Życzę im udanego sezonu.
- Rozmawiałam niedawno z Nico Freriksem, kiedyś rozgrywającym Jastrzębia. Stwierdził, że wywiera się tam zbyt dużą presję na rozgrywających. Zgadza się pan z tą opinią?
- Presja jest wszędzie, zwłaszcza w klubach, które chcą liczyć się w ligowych rozgrywkach. Ale coś jest na rzeczy. W ciągu ostatnich kilku lat żaden rozgrywający Jastrzębskiego Węgla nie grał tak dobrze, ja przed przyjściem do śląskiego klubu. Może to sprawa braku swobody, może jeszcze coś innego - można by rozmawiać o tym godzinami. Proszę jednak pozwolić mi zatrzymać tę wiedzę dla siebie, nie chcę mówić źle o byłym klubie. Chociaż nie zagrałem w Jastrzębiu swojego najlepszego sezonu, to był niezły rok, atmosfera pomiędzy zawodnikami była naprawdę fajna.
- To porozmawiajmy o pana nowym klubie, ASUL Lyon Volley. Nowa liga, nowe wyzwania?
- Dokładnie. We Francji jeszcze nie grałem. To zupełnie inny rodzaj siatkówki, niż w Polsce czy Rosji, gdzie byłem wcześniej. Techniczna, finezyjna, świetnie zorganizowana w grze obronnej. Podpytałem kilku kolegów, którzy tam grali i stwierdzili, że to bardzo ciekawe doświadczenie. Mówili też, że Francja jest niezwykle przyjaznym krajem, że dobrze się tam żyje. Podobało mi się, że władze klubu od razu zainteresowały się moją rodziną, szkołą dla dzieci, że żadna moja prośba nie była dla nich problemem. Sportowo również zapowiada się nieźle. Będę pracował z bardzo cenionym i doświadczonym szkoleniowcem i na pewno sporo się od niego nauczę. To klub ze sporymi ambicjami, ale realnie patrzący w przyszłość. Jako beniaminek rozgrywek nie zamierzają od razu rzucać się na walkę o złoto, chce sukcesywnie budować swoją pozycję. Dysponują całkiem niezłym budżetem i zapewnili mnie, że interesuje ich dłuższa współpraca.