Simon Tischer: porażka w Kędzierzynie powinna skutecznie nas przebudzić
Siatkarze Jastrzębskiego Węgla dostali w miniony piątek srogie lanie od kędzierzyńskiej ZAKSY. Szybko muszą otrząsnąć się z ligowej porażki, bo już w najbliższą środę czeka ich wyjazdowy pojedynek w Pucharze CEV. - Wnikliwie przeanalizujemy ten mecz i do kolejnego przystąpimy z zupełnie innym nastawieniem - zapewnia rozgrywający JW Simon Tischer.
PlusLiga: Spytam najprościej, jak można - co stało się z Jastrzębskim Węglem w piątek wieczorem?
Simon Tischer: Gdybym znał odpowiedź na to pytanie, pewnie byłoby mi łatwiej stać tutaj teraz i rozmawiać. Nie mam pojęcia co się stało, ale to był okropny mecz w naszym wykonaniu - w każdym siatkarskim elemencie. Kompletnie nic nie działało tak, jak powinno, jak zakładaliśmy sobie przed spotkaniem. ZAKSA od początku wywarła na nas olbrzymią presję, a my nie potrafiliśmy znaleźć swojego rytmu, swojej siatkówki, którą gramy na treningach.
- Miałam wrażenie, że jesteście po solidnej dawce ćwiczeń na siłowni, bo poruszaliście się bardzo wolno, zwłaszcza na tle zawodników po przeciwnej stronie siatki.
- Faktycznie, coś dziwnego działo się z naszym zespołem. Wydaje mi się, że nikt z nas nie czuł się na boisku komfortowo, nie byliśmy sobą. Ale nie miały na to wpływu żadne czynniki zewnętrzne, żaden dodatkowy wysiłek - to jak zagraliśmy, zależało wyłącznie od nas. Nawet jeśli jest się w mocnym treningu i odczuwa się zmęczenie, nie ma powodu by grać tak kiepsko, jak my z ZAKSĄ. Myślałem, że po wygranej z Bełchatowem nabierzemy pewności siebie, że teraz wszystko będzie już łatwiejsze. Nie wiem…może za bardzo chcieliśmy wygrać i to spętało nam nogi i ręce.
- Brak podstawowego libero ma wpływ na niestabilną dyspozycję Jastrzębskiego Węgla?
- Damian Wojtaszek jest ważnym ogniwem naszej drużyny. Jednak kontuzje w sporcie się zdarzają i trzeba sobie z nimi radzić. Jego zmiennicy wykonują kawał solidnej pracy na treningach, starają się jak mogą i na pewno nie przegraliśmy z ZAKSĄ, ponieważ nasz podstawowy libero jest kontuzjowany. Przegraliśmy, bo zagraliśmy słaby mecz. Rozgrywki w PlusLidze są wymagającym wyzwaniem. Wcale nie jest tak, jak mówiono wcześniej, że mamy „wielką czwórkę” i potem długo, długo nic. Może to banalne co powiem, ale do każdego spotkania trzeba przystępować z maksymalną koncentracją i motywacją - w innym wypadku o zwycięstwo jest bardzo ciężko. Nie można tłumaczyć się brakiem tego czy tamtego - każdy zawodnik musi patrzeć przede wszystkim na własną grę, od siebie wymagać i dawać maksimum. W meczu z ZAKSĄ tak nie było.
- Może taki zimny prysznic dobrze zrobi wam przed kolejnym ważnym pojedynkiem, który czeka zespół już w środę - w ramach Pucharu CEV?
- O, na pewno taka bolesna porażka wstrząśnie nami porządnie i skutecznie nas przebudzi. Ale też musimy usiąść razem i porozmawiać o tym, co stało się w piątek, prześledzić akcję po akcji, minutę po minucie. Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie dlaczego zagraliśmy tak źle, bo inaczej nie ruszymy z miejsca. Na pewno wnikliwie przeanalizujemy mecz z ZAKSĄ i do kolejnego przystąpimy z zupełnie innym nastawieniem.
- W II rundzie Pucharu CEV zmierzycie się z Maliye Milli Piyango Ankara - zespołem, który aktualnie zajmuje 4. lokatę w rozgrywkach ligi tureckiej. Pan grał w Turcji, zna ekipę z Ankary.
- To drużyna, która nie posiada w składzie wielkich gwiazd, ale jest bardzo dobrze zbilansowana, na każdej pozycji mają zawodników na podobnym, całkiem niezłym poziomie. I co istotne, są zgrani, tworzą kolektyw - w tym tkwi ich siła i to sprawia, że są niebezpieczni. W trudnych sytuacjach potrafią się nawzajem mobilizować, nie spuszczają głów. Jestem przekonany, że spokojnie awansują do półfinałów tureckiej ekstraklasy. Grając przeciwko nim, trzeba cały czas nacierać, nie pozwolić im się rozegrać.
- Ważną postacią w drużynie z Ankary jest macedoński atakujący Gjorgiev, jeden z najskuteczniejszych graczy ligi tureckiej.
- To bardzo zwinny zawodnik. Nie jest takim typem siatkarza, jak Michał Łasko, bardziej może jak Antonin Rouzier. Lubi grać szybką piłkę, praktycznie w każdym ustawieniu jest bardzo groźny. Ale chciałbym podkreślić raz jeszcze, że najważniejsze jest nie to jak zagra rywal, ale to co zaprezentujemy my. Jeśli zagramy swoją siatkówkę, utrzymamy równy poziom, wtedy to przeciwnicy będą musieli zastanawiać się jak nas pokonać.
- W Turcji jednak przyjezdnym gra się niezwykle ciężko, ze względu na specyficzną atmosferę w hali. Gospodarze robią wszystko, by wybić rywali z rytmu, zakłócić grę.
- Trzeba to potraktować jako element tureckiej kultury, udawać, że nie widzi się i nie słyszy tego, co wokoło. Miejscowi robią wszystko by pomóc swojej drużynie. Mają taki, nie inny styl dopingowania swoich i przeszkadzania rywalom - ich celem jest maksymalne zirytowanie przeciwnika, wyprowadzenie go z równowagi. Nawet jeśli nie zawsze te zachowania są fair, tak właśnie jest w Turcji. Wyłącznie od nas będzie zależało czy pozwolimy im wpłynąć na naszą postawę. Jeśli zachowamy koncentrację i skupienie, to jesteśmy na tyle ogranymi i doświadczonymi siatkarzami, że cała ta turecka otoczka nie powinna pomieszać nam szyków. W Polsce zresztą kibice też wiedzą jak skutecznie wybić przeciwnika z rytmu, pomagają swojej drużynie na różne sposoby. Doping jest elementem siatkarskiego widowiska, bez niego siatkówka straciłaby wiele na atrakcyjności.
- Dobrze wspomina pan czas spędzony w Turcji?
- Generalnie tak, choć było to inne doświadczenie, niż wszystkie wcześniejsze. Problemem siatkarskim był limit cudzoziemców w drużynie, który nie pozwalał, nawet jeśli klub dysponował zasobami finansowymi, zbudować mocniejszego zespołu. A co za tym idzie, wzmocnić i uatrakcyjnić rozgrywek ligowych. Z drugiej strony, niewielka ilość obcokrajowców powodowała nieco egzotyczny wizerunek rozgrywek, co też miało swój urok. Ze względów kulturowych, w Turcji żyje się trochę trudniej, niż choćby w Polsce. Ale na przykład w Rosji wcale nie było łatwiej. Początkowo normalną egzystencję utrudniała bariera językowa, ale po kilku tygodniach problemy zniknęły. Każde zagraniczne doświadczenie buduje naszą osobowość, wzbogaca ją - dlatego ja osobiście rozpatruję te wyjazdy wyłącznie w kategoriach korzyści.
- Graąc z Ziraacie Ankara miał pan okazję pracować z Plamenem Konastantinowem, który jako zawodnik był doskonale znany w Polsce. Jakim jest trenerem?
- Dokładnie takim samym, jakim był zawodnikiem. Po pierwsze, bardzo entuzjastycznym i zaangażowanym. Jest także niezwykle pracowity, potrafi bardzo dobrze przygotować drużynę do meczu. To człowiek, który o siatkówce wie wszystko, dlatego łatwiej jest mu przekazywać swoją wiedzę. Dobrze nam się współpracowało.