Simon Tischer: znów potrafimy cieszyć się siatkówką
Rozgrywający reprezentacji Niemiec, nowy zawodnik Jastrzębskiego Węgla Simon Tischer opowiada w rozmowie z PlusLigą o tym dlaczego Raul Lozano zabił w nim radość gry i z jakiego powodu zdecydował się na przeprowadzkę do PlusLigi.
PlusLiga: Po raz pierwszy reprezentacja Niemiec zagrała w turnieju finałowym Ligi Światowej. Jak ocenia pan ten występ?
Simon Tischer: Jestem trochę rozczarowany końcowym wynikiem. Zagraliśmy katastrofalnie przeciwko gospodarzom, w naszym pierwszym meczu turnieju. Powinniśmy wygrać z Bułgarami grającymi w aktualnym składzie. Coś jednak się zacięło, być może lekko ścięła nas z nóg presja kibiców, rangi zawodów. To w końcu nasz pierwszy Final Six. Czuliśmy się jakby puści w środku, jakby ktoś odciął nam prąd. To dziwne, bo przecież w tej hali graliśmy już kilkakrotnie w tym sezonie, a w Sofii w ciągu ostatnich dwóch miesięcy spędziliśmy 25 dni - powinniśmy więc czuć się jak u siebie w domu. Na otarcie łez została nam wygrana z USA, po naprawdę świetnej walce - to jakiś plus turnieju w Sofii.
- Wierzy pan w teorię, że drużyny, które dobrze prezentują się podczas turnieju finałowego LŚ, zagrają równie dobrze w Londynie?
- Może coś w tym jest, ale w przypadku reprezentacji Niemiec to chyba nie jest miarodajne. My w tym sezonie skupiliśmy się na przygotowaniu wysokiej dyspozycji na dwa turnieje - kwalifikacje olimpijskie i igrzyska. Kluczowy był turniej w Berlinie - tam mieliśmy osiągnąć szczyt formy. Wykonaliśmy zadanie i potem mieliśmy wybór - skupić się wyłącznie na turnieju olimpijskim, jak Rosja, Argentyna czy Włochy, albo grać pierwszym składem do końca LŚ, aby spróbować swoich sił podczas finału w Sofii. Wybraliśmy tę drugą drogę, choć zdawaliśmy sobie sprawę, że musi przyjść jakiś kryzys. Jest niemożliwością by grać całe lato na wysokim poziomie, bez spadku formy. Niż przydarzył nam się w Sofii. Teraz zaczęliśmy pracować nad kolejnym szczytem formy.
- Cztery lata temu USA pokazało, że to jednak możliwe - wygrali najpierw LŚ, a potem IO.
- To sprawa bardziej przygotowania mentalnego, energii, sił witalnych. My naszą pewność siebie zaczynamy budować praktycznie od początku. Na szczęście mamy silną motywację, bo chcemy powalczyć o popularyzację siatkówki w naszym kraju. Pomóc mogą w tym wyłącznie dobre wyniki w rozgrywkach międzynarodowych.
- Chyba nie jest tak źle z popularnością siatkówki, skoro meczom LŚ w Niemczech towarzyszyły praktycznie pełne trybuny, chociaż graliście u siebie w trakcie mistrzostw Europy w piłce nożnej.
- To prawda. Ale uważam, że dopiero dobry wynik na olimpiadzie mógłby w pełni nakręcić koniunkturę na siatkówkę w Niemczech. W Londynie zabraknie koszykarzy, piłkarzy ręcznych i nożnych z naszego kraju. Będziemy jedynymi przedstawicielami sportów zespołowych. Jest jeszcze hokej, ale to trochę inna historia.
- Z jakim zatem oczekiwaniami, nadziejami pojedziecie do Londynu?
- Gramy w ciężkiej grupie, ale to igrzyska olimpijskie i nie będzie tam łatwych przeciwników. Oczekujemy, przede wszystkich od samych siebie zażartej walki, poświęcenia i zaangażowania. Chcemy wyjść z grupy. Nie będzie łatwo, ale pokazaliśmy już w tym sezonie, że potrafimy grać na naprawdę dobrym poziomie. Cztery lata temu kompletnie zawaliliśmy turniej w Pekinie. Spaliliśmy się już podczas ceremonii otwarcia igrzysk. Przerosła nas wyjątkowość tego, co widzieliśmy wokoło, zapomnieliśmy jak gra się w siatkówkę. Teraz jesteśmy bogatsi o tamto doświadczenie i nie zamierzamy popełnić tego samego błędu.
- Wspomniał pan, że budujecie pewność siebie od nowa. Jaką rolę odgrywa w tym procesie nowy szkoleniowiec, Vital Heynen?
- Przede wszystkim spowodował, że znów potrafimy cieszyć się siatkówką, przywrócił nam wiarę we własne poczynania. Zachowujemy się inaczej nie tylko w trakcie gry, także podczas treningów, nasze nastawienie do pracy zmieniło się kompletnie, pracujemy ze zdwojoną energią. Tego wszystkiego bardzo brakowało w końcowym etapie pracy z Raulem Lozano.
- Początkowo byliście bardzo zadowoleni ze współpracy z Lozano. Co się potem zmieniło?
- Mówi się, że nowa miotłą zawsze dobrze zamiata. Fala tej nowości uniosła nas, graliśmy faktycznie dobrą siatkówkę. Potem zaczęło się psuć. Moim zdaniem Lozano to człowiek, który nie zna dialogu, bardzo ciężko go zmienić, przekonać do racji innych, niż jego własne. Czasami drużyna miała naprawdę fajne pomysły, żeby coś zmienić, poprawić, ale on był ukierunkowany wyłącznie na własną drogę myślenia.
- Zmiana szkoleniowca była szczęśliwa dla pana - znów jest pan pierwszym rozgrywającym reprezentacji Niemiec.
- Szczerze mówiąc, nie miałem z Lozano dobrych relacji i pewnie to miało wpływ na fakt, że w jego ekipie pełniłem rolę drugiego. Ale nie chcę już wracać do tamtych czasów. Teraz znów cieszę się z gry w kadrze narodowej. Znów jesteśmy świetnie współpracującym kolektywem, nie tylko na boisku.
- W drużynie Heynena zabrakło Patricka Steuerwalda - problemy z kontuzją czy po prostu sportowo przegrał walkę z panem i Lukasem Kampą?
- Taki był wybór szkoleniowca, spowodowany wyłącznie jego pomysłem na grę reprezentacji i aktualną dyspozycją zawodników. Kiedy Vital Heynen zaczął pracę z kadrą, wszyscy startowaliśmy z tej samem pozycji - zerowej. Nie było u niego lepszych i gorszych zawodników, nazwisk znanych mniej czy bardziej, wszyscy byliśmy równi. W zgrupowaniu brało udział trzech rozgrywających, ale na pierwszy turniej sezonu szkoleniowiec mógł zabrać tylko dwóch. Wybrał mnie i Lukasa, no i w kwalifikacjach do IO w Sofii zagraliśmy bardzo dobre zawody. Potem trener był już konsekwentny. Patrickowi zabrakło odrobiny szczęścia. Ale to bardzo dobry rozgrywający i prawdopodobnie w innej drużynie narodowej miałby miejsce w dwunastce.
- Powiedział pan wiele ciepłych słów o belgijskim szkoleniowcu. Tymczasem ja pamiętam go z pracy w Noliko Maaseik, kiedy nie zawsze był miły, często krzyczał na zawodników, prowadził zespół w sposób dość ekscentryczny....
- On ma swój pomysł na siatkówkę i chciałby, żebyśmy wszyscy podążali za nim. Jest totalnie skoncentrowany na pracy i tego samego odczekuje od nas. Jeśli ktoś nie pracuje jak trzeba, wtedy naprawdę się denerwuje, potrafi powiedzieć kilka cierpkich słów. Ale nie jest despotą. To człowiek otwarty, nastawiony na współpracę i słuchanie innych. Możemy przyjść do niego z każdym problemem - siatkarskim i prywatnym. Z drugiej strony, jest dla nas absolutnym autorytetem, stworzył naprawdę świetną atmosferę do pracy.
- Oderwijmy się na chwilę od tematu reprezentacji i pomówmy o realiach ligowych. W nowym sezonie zagra pan w Jastrzębskim Węglu. W jaki sposób działacze przekonali pana do podpisania kontraktu. Pewnie pan wie, że pozycja rozgrywającego w tym klubie jest dość nieszczęśliwa.
- Słyszałem nieco o kłopotach klubu z rozgrywającymi, ale to nie mogło mieć wpływu na moją decyzję. Mam nadzieję, że nowy sezon przyniesie przełom w tej kwestii. Znam polską ligę bardzo dobrze, obserwuję progres waszej siatkówki, tak klubowej jak i reprezentacyjnej i jestem pod sporym wrażeniem. Nie ukrywam, że zasięgnąłem opinii kolegów, którzy grali w PlusLidze, Georgy Grozer powiedział mi, że kiedy zobaczę w jaki sposób fani reagują na zawodników, jak doceniają ich pracę, przestanę mieć jakiekolwiek wątpliwości. Dodatkowo, przekonał mnie trener Lorenzo Bernardi, z którym odbyłem bardzo rzeczową rozmowę na temat jego wizji drużyny oraz ogólnie organizacji klubu. Powiedział mi, że bardzo zależy mu, abym przyszedł do Jastrzębia. To bardzo ważne, jeśli trener potrafi rozmawiać wprost z zawodnikami. Wydaje mi się, że z miejsca nawiązaliśmy nić porozumienia. Jastrzębski Węgiel to jeden z najlepszych klubów w Polsce, który co roku stawia sobie cele wysoko. Tak będzie także w nowym sezonie.
- To także klub, który lubi opierać skład na zagranicznych graczach oraz na wyrazistych osobowości, jak choćby Michał Kubiak czy Matteo Martino.
- Nie mam z tym najmniejszego problemu. W swojej dotychczasowej karierze wielokrotnie grałem w zespołach, które były mieszankami kulturowymi czy charakterologicznymi. Tak już jest poukładana współczesna siatkówka, praktycznie na całym świecie. Prawdę mówiąc, nie znam zawodników Jastrzębia osobiście. Podpytywałem nieco, coś tam słyszałem, ale nie mam zamiaru budować swojej opinii na tym, co mówią inni. Chcę mieć własne zdanie. Nie zawsze jest tak, że wszyscy w drużynie się lubią, ale profesjonalizm wymaga współdziałania w każdych okolicznościach i dostosowania się do wielu różnych sytuacji. To główna idea sportu zespołowego, jakim jest siatkówka.