Sisley Treviso z Pucharem CEV
ZAKSA Kędzierzyn-Koźle nie wykorzystała atutu własnej hali i przegrała z Sisleyem Treviso 1:3 (25:19, 21:25, 20:25, 19:25) w rewanżowym meczu finału Pucharu CEV. Pierwsze spotkanie wygrał polski zespół 3:2. W złotym secie zwyciężył Sisley 15:11 i on zdobył to trofeum.
Takich tłumów i takiej atmosfery nie było jeszcze w hali „Azoty”. Nadkomplet publiczności szalał z radości, gdy na początku pierwszej partii gospodarze wprost roznieśli rywali. Przy kąśliwych serwisach Wojciecha Kaźmierczaka ZAKSA momentalnie objęła prowadzenie 8:2. Włosi sprawiali wrażenie zaskoczonych. Popełniali dużo błędów i stąd wzięła się przewaga miejscowych. Jednak wraz z rozwojem tej partii gracze Sisleya ochłonęli i zaczęli odrabiać straty. Po asie serwisowym Roba Bontje Sisley tracił już tylko dwa punkty (14:16). W końcówce goście znowu popełnili kilka błędów i podopieczni Krzysztofa Stelmacha nie dali sobie wydrzeć wygranej.
- Przyjeżdżając do Polski wymazaliśmy z pamięci przegrany mecz u nas. Niestety w pierwszej partii popełnialiśmy koszmarne błędy. Wytrzymaliśmy jednak napór gospodarzy i później zaczęliśmy grać swoją siatkówkę. Wróciliśmy do poziomu, który prezentujemy na co dzień – stwierdził szkoleniowiec Sisleya Treviso Roberto Piazza.
Słowa włoskiego trenera idealnie oddają to, co działo się w kolejnych partiach. Zespół Sisleya nagle zaczął grać zupełnie inną siatkówkę. Mocne zagrywki sprawiały sporo problemów naszym przyjmującym. Z drugiej strony gracze ZAKSY zupełnie nie wyrządzali krzywdy rywalom swoim serwisem. Do tego psuli dużo piłek. Włosi o wiele lepiej prezentowali się też na siatce, a dynamiczne ataki Alessandro Fei, Roberta Horstinka czy Gabriela Maruottiego przynosiły im punkty. W drugim secie szybko odskoczyli na pięć oczek (10:5) i nie oddali prowadzenia już do końca. Kędzierzynianie próbowali gonić rywali i po akcjach Dominika Witczaka doszli ich na dwa punkty (15:17), ale to było za mało.
Identyczny przebieg miała trzecia odsłona. Przyjezdni bardzo dobrze przyjmowali, a w tej sytuacji Dante Boninfante mógł na rozegraniu robić z piłką to, co chciał. Często uruchamiał obu środkowych, a Novica Bjelica i Rob Bontje nie mylili się. Trener Krzysztof Stelmacha wprowadzał zmiany, ale miał ograniczone pole manewru. Kontuzję kręgosłupa ma Patryk Czarnowski, Tine Urnaut wyszedł na rozgrzewkę z gorączką po zatruciu jelitowym, a Sebastian Świderski wciąż nie jest gotowy do gry, po ciężkiej kontuzji.
W trzeciej partii siatkarze z Kędzierzyna-Koźla dotrzymywali kroku Włochom tylko do stanu 10:11. Kilka błędów w przyjęciu kosztowała polski zespół błyskawiczne kontry po stronie Treviso i zrobiło się 14:19. W końcówce Novica Bjelica zablokował Idiego, a Gabriele Maruotti i Robert Horstink skończyli ataki i było po meczu.
- Sisley zagrał znacznie lepiej niż u siebie. Pokazali niesamowitą siłę ataku. Nie potrafiliśmy ich zatrzymać na siatce i w obronie. Nie mieliśmy za wielu szans na grę w kontrataku. Te przegrane akcje uciekały nam. Włosi odskakiwali na kilka punktów i kontrolowali wynik – przyznał przyjmujący ZAKSY Michał Ruciak.
- To było bardzo dobre widowisko. Pozbieraliśmy się po pierwszym secie i zagraliśmy świetny mecz przed taką wspaniała publicznością. Jesteśmy szczęśliwi ze zwycięstwa – mówił kapitan Sisleya Treviso Samuele Papi.
„Złotego seta” kibice oglądali na stojąco, ale pomimo gorącego dopingu obraz gry nie uległ zmianie. Sisley nadal dominował. Szybko objął prowadzenie 4:1, które po zmianie stron urosło do czterech punktów (10:6). Po autowym ataku Alessandro Fei i skutecznej akcji Jakuba Jarosza ZAKSA doszła rywali na 12:10, ale wszelkie nadzieje gospodarzy na puchar rozwiał Maruotti, który skończył atak z drugiej linii i to zespół z Treviso mógł cieszyć się ze zdobycia trofeum.
- Rywal był od nas mocniejszy we wszystkich elementach. Można z nim walczyć, co pokazaliśmy w pierwszym meczu, ale dziś byli wyraźnie lepsi. Teraz jesteśmy smutni po porażce, ale za kilka dni pewnie ochłoniemy i nasz udział w tegorocznych pucharach ocenimy pozytywnie – stwierdził trener ZAKSY Krzysztof Stelmach.