Skra coraz mocniejsza, Jastrzębie nie było w stanie jej powstrzymać
W spotkaniu zamykającym 7. kolejkę PlusLigi Jastrzębski Węgiel przegrał ze Skrą Bełchatów 1:3 (19:25, 18:25, 25:22, 22:25). Statuetkę MVP otrzymał Mariusz Wlazły, który wraca do doskonałej dyspozycji.
W pierwszym secie atakujący bełchatowskiej Skry praktycznie w pojedynkę rozprawił się z jastrzębianami, których niemiłosiernie gnębił piorunującym, niebywale regularnym serwisem. To przy jego zagrywkach Skra budowała przewagę, choć pozostali - Pliński, Winiarski, Falasca i Cupkovic (zagrał za Bartosza Kurka, który podczas rozgrzewki zgłosił ból w plecach) też nie wstrzymywali ręki w polu serwisowym. A jastrzębianie tylko bezradnie spoglądali po sobie, nie mogąc wyprowadzić składnej akcji. Bardzo brakowało Michała Kubiaka, który nie radził sobie w przyjęciu, a precyzję w ataku zyskał dopiero w ostatnim starciu. Bełchatowianie, choć statystycznie w przyjęciu w pierwszej partii wypadli gorzej, lepiej potrafili wybrnąć z opresji. Dodatkowo, świetnie radzili sobie na kontach.
W szeregach gospodarzy początkowo walczył tylko Zbyszek Bartman. W drugim secie wspomógł go Michał Łasko i gra jastrzębian w ataku powoli zaczynała się zazębiać. Wciąż jednak brakowało dobrego odbioru, nie funkcjonował blok i serwis. Trener Bernardi robił co mógł - rotował składem, zagrzewał do walki na czasach, dawał mnóstwo wytycznych Brazylijczykowi Vinhedo (który grał, choć wciąż nie do końca wyleczył uraz nadgarstka). W końcu wprowadził na boisko, narzekającego jeszcze dwa dni przed meczem na ból pleców Briana Thorntona.
- Pierwsze dwa sety nam nie wyszły, zabrakło wszystkiego - złościł się Bartman. - Mieliśmy na koncie tylko jeden blok, graliśmy bez ataku i przyjęcia - wyliczał Lorenzo Bernardi, który ubolewał, że mimo wielu przeprowadzonych rozmów znów wróciły stare grzechy. - Ponownie za późno weszliśmy w mecz, ciagle nie potrafimy rozwiązać tego problemu. Z takim rywalem jak Bełchatów, nie da się odrobić strat.
W trzeciej partii na boisku został Thornton i dał wyraźny impuls do walki. Choć nie zawsze wystawiał dokładnie, dzięki szybkiemu rozegraniu umożliwiał kolegom kończenie akcji. Walka rozgorzała na dobre, jastrzębianie odżyli w ataku, zaczęli też bronić zbicia rywali (tu również spora zasługa amerykańskiego rozgrywającego) i wyprowadzać skuteczne kontry. W drugim secie na kontrze nie skończyli ani jednej akcji, w trzecim zdobyli 7 oczek. - Obydwa zespoły grały siatkówkę na ładnym poziomie - podkreślił Bartman.
Podobnie było w secie czwartym, w którym na prowadzeniu byli raz gospodarze, raz goście. Dopiero w samej końcówce bełchatowianie odskoczyli (21:24), głownie po błędach Jastrzębia (Holmes nie skończył krótkiej, a Bartman został zatrzymany przy ataku z szóstej strefy). Dokończenie dzieła, przy tak dobrej dyspozycji Skry było już tylko formalnością.
- Teren dosyć trudny, choć hala bardzo przyjemna. Od jakiegoś czasu w końcu zagraliśmy mecz całym zespołem, wracamy z dalekiej drogi - skwitował Mariusz Wlazły. - Powoli zaczynamy grać swoje, prezentujemy przyzwoitą grę we wszystkich elementach - dorzucił Jacek Nawrocki, bardzo chwaląc za sobotnie spotkanie Konstantina Cupkovica. - Godnie zastąpił Bartosza Kurka. Szczególnie się cieszę, bo wiele osób mówiło, że nie jest w stanie nam pomóc. Tymczasem jemu brakuje wyłącznie ogrania.
- Ponieśliśmy porażkę, która ma bardzo gorzki smak. W siedmiu kolejkach spotkań straciliśmy 10 punktów. Będziemy musieli wyciągnąć bardzo dużo wniosków, sporo popracować, bo tak grając daleko nie zajdziemy - podsumował Zbigniew Bartman.
Pojedynek Jastrzębia ze Skrą był ostatnim spotkaniem ligowym przed miesięczną przerwą spowodowaną wyjazdem reprezentacji na Puchar Świata. Większość klubów zaplanowała dla swoich siatkarzy (poza reprezentantami) tygodniowy urlop.
Powrót do listy