Skra z podniesioną głową
PGE Skra Bełchatów zdobyła klubowe wicemistrzostwo świata. W Dausze zespół trenera Jacka Nawrockiego został pokonany tylko przez znakomite włoskie Trentino. - Mistrz Polski wraca do kraju z podniesioną głową. W dodatku zarobił trochę grosza. Nie można natomiast nic pozytywnego powiedzieć o twórcach nowych przepisów. Lepiej przy nich nie majstrować - mówi mistrz olimpijski Włodzimierz Sadalski.
PlusLiga: Czy srebrny medal w klubowych mistrzostwach świata jest sukcesem?
Włodzimierz Sadalski: Bez wątpienia. Mistrz Polski zagrał dobrze, choć przypomnijmy występował w niekompletnym składzie bez Michała Winiarskiego i Jakuba Novotnego a inny as Mariusz Wlazły nie jest jeszcze w pełni sił. W półfinale wyeliminował solidną i mocną drużynę jaką jest Zenit Kazań. Nie wiem do końca dlaczego nie grał Clayton Stanley, ale to zmartwienie Rosjan nie nasze. Skra pewnie wygrała końcówki tego meczu, wytrzymała wymianę ciosów podobnie jak w grupie z drużyną brazylijską.
- Finał był już meczem do jednej bramki?
- Do końca nie zgodzę się z taką opinią. Pierwszy set był wyrównany i zwycięstwo mogło przechylić się na stronę mistrza Polski. Był to okres świetnej gry obu drużyn. Potem, niestety, mieliśmy kontuzję Stephane Antigi. Nie twierdzę, że Skra wygrałaby finał z pełni sprawnym francuskim przyjmującym, ale na pewno walka byłaby bardziej wyrównana. Włosi bezwzględnie są markową drużyną. Takich dwóch armat jakimi byli w Dausze Kazijski i Visotto nie ma obecnie chyba żadna drużyna w świecie. Pierwszy został MVP turnieju, drugiemu na pewno jakaś nagroda należała.
- Nie spotkaliśmy nikogo, komu spodobałby się system z tzw. złotą formułą. Może Panu przypadła ona do gustu?
- Nowe przepisy miały zniwelować różnice w umiejętnościach pomiędzy zespołami słabszymi i mocniejszymi. Nic takiego nie stało się. Do wykonania skutecznego ataku z trzeciego metra potrzebni są atletycznie zbudowani zawodnicy, a nie mali. A to właśnie tych ostatnich miała być sprzymierzeńcem złota formuła. Nowe przepisy nic nie wniosły. Mocno ograniczyły możliwości improwizacyjne rozgrywających. Środkowi blokowali, ale w nowej rzeczywistości było im trudno znaleźć miejsce. W siatkówce widowiskowe są np. szybkie ataki z krótkiej. W złotej formule ich nie ma dla nich miejsca.
- W fazie grupowej mecze rozgrywane były przy praktycznie pustych trybunach.
- Na pewno na plus zapisali się polscy kibice. Programy z nimi robiła miejscowa telewizja. Widzowie wykonali dobrą propagandę na rzecz Polski i Skry Bełchatów. Klubowe mistrzostwa świata przydały się promocji siatkówki. Pod koniec turnieju na trybunach mieliśmy coraz więcej miejscowych i widzieli oni kiedy bić brawo.