Skra zmęczona, ale niezwyciężona
18:25 dla Dynamo – wynik pierwszej odsłony walki o najlepszą ósemką europejskich klubów minął się z naszymi oczekiwaniami wielkim łukiem. Łukiem jak z Bełchatowa do Moskwy. Tej samej Moskwy która powitała swoich siatkarzy… jednak pokonanych. Mimo ogromnego zmęczenia „bełchatowskiego materiału”, starczyło sił na grę agresywną i inteligentną – jak podsumował ją przyjmujący PGE Skry Stephane Antiga.
Popularny „Stefan” był jednym z najjaśniejszych punktów gospodarzy. - Po prostu dostawałem dobre piłki od rozgrywającego – przyznaje skromnie Francuz. - Jestem zmęczony, ale bardzo szczęśliwy. Choć było ciężko. Dynamo jest mocnym zespołem, ale my zagraliśmy świetnie. Długo uczyliśmy się ich taktyki. Dzięki temu było dużo łatwiej – wiedzieliśmy dokładnie jak będą grali. Zagraliśmy bardzo agresywnie i inteligentnie.
O sile taktyki i przygotowania „merytorycznego” mówił też rozgrywający mistrza Polski – bohater środowego meczu – Maciej Dobrowolski. - Wiedzieliśmy jak gra Dynamo i to była tylko kwestia założeń taktycznych. Tu jest problem – jeśli chce się wygrać z zespołem moskiewskim to trzeba przeciwstawić im się odpowiednią taktyką.
Jaką więc taktykę obrali gospodarze? - Wyeliminowanie Dantego, jeśli chodzi o rozegranie – unikanie przerzutów – wysoki rosyjski blok nadążał i była to zmiana nie do przebicia. Trzeba więc było grać z nimi szybciej i krócej. Była zmienność zagrywki… tych szczegółów było kilka – musiały się zazębić żebyśmy wygrali – wyjaśnia Dobrowolski.
Rezerwowy rozgrywający Skry na boisku pojawił się dopiero w drugiej partii. Zmienił słabo poczynającego sobie w tym dniu Miguela Falascę. Na szczęście „pogotowie Dobrowolski” czuwało. - Na pewno wejścia moje i Michała Bąkiewicza zmieniły grę. Nie tyle taktycznie i technicznie – chodziło o impuls, bo tego brakowało w pewnym momencie i trzeba było zespołów pobudzić – powiedział kolejny bełchatowski „skromniacha”. Kapitan zespołu – Mariusz Wlazły wątpliwości nie ma. - Maciek poderwał nas, dał pozytywną energię, mobilizował do zdobywania punktów. Zaczęliśmy grać lepiej i pomagać sobie nawzajem. Pierwszy set to było za dużo nerwowości. Coś nas za bardzo usztywniło. Nie mogliśmy grać swojej siatkówki. A Rosjanie zagrali tę partię kapitalnie. Nie pozwolili nam odnaleźć swojej gry.
Małe rotacje w składzie były lekiem na całe zło. Bez Murka i Falaski, za to z Dobrowolskim i Bąkiewiczem Skra rozpoczęła prawdziwy marsz na Rosję. I niemoc dwóch podstawowych zawodników nie była choć w najmniejszym stopniu problemem, bo – jak słusznie zauważa francuski atakujący – kadrowo Skra jest niezwykle równym zespołem. - To jest nasza broń – mamy czternastu bardzo dobrych zawodników. To pomaga – jest fantastycznie wiedzieć, że gdy masz problem, masz też innego gracza, gotowego wejść na boisko i cała drużyna będzie dalej grać dobrze.
I wydawałoby się, że siły w zespole rozkładają się równomiernie. Jednak zawodnicy sami przyznają – zmęczenie jest… - Ogromne – nie tylko fizyczne ale i psychiczne – przyznaje Dobrowolski. - Osobiście byłem wyłączony w tym spotkaniu. Nie patrzyłem co się dzieje wokoło. Oczywiście wzrok wodził gdzieś po trybunach, ale nie było dekoncentracji – ja byłem skupiony na piłce i na przeciwniku. Rozkojarzenie z takim rywalem mogłoby się bardzo szybko skończyć – wyznaje zawodnik. Echem rozgrywającego podąża głos Antigi. - To nie tylko zmęczenie fizyczne. To stres, mentalne obciążenie, maksymalna koncentracja. To normalne dla obu drużyn. W każdym skoku dajesz z siebie sto procent, w każdej akcji myślisz o najlepszej rzeczy, jaką możesz teraz zrobić. Ale to typowe – jestem zmęczony, ale bardziej szczęśliwy.
Wyjątkowo, na duże zmęczenie nie narzekał atakujący Skry – Mariusz Wlazły. Po powrocie z Rosji kapitana bełchatowian męczyły problemy żołądkowe. Siatkarz nie wystąpił w ligowym spotkaniu z Jadarem Radom i miał dzięki temu trochę czasu na złapanie oddechu.
- Z Rosji wróciliśmy troszeczkę podtruci, ale miało to też swoje dobre strony. Wiadomo, że źle się czuliśmy, ale dzięki tej przerwie trochę odpoczęliśmy. Jednak w moim przypadku to była pierwsza taka dłuższa przerwa w treningach. I to trzeba nadrobić, a czasu nie ma, bo ciągle gramy mecze. Mam nadzieję, że przy odrobinie szczęścia uda nam się zrobić kolejny krok. I przy odrobinie fizycznej wytrzymałości oczywiście.
Antiga przyznaje – trzy dni to za mało na pełną regenerację. Jednak sympatyczny Francuz nie martwi się o formę drużyny w najbliższych spotkaniach. - Skra była budowana by grać i w PlusLidze, i w Pucharze Polski, i w Lidze Mistrzów. I to nie pierwszy rok, kiedy bierze udział w tylu rozgrywkach jednocześnie. Myślę, że nasi zawodnicy do tego przywykli. To nasza praca, żeby teraz postarać się odzyskać siły – starać się wysypiać, dobrze odżywiać. Powoli, od czwartku zacząć pracować przed następnym meczem. Mamy zespół specjalistów, którzy starają się wykrzesać z nas sto procent.
A w czasie meczu 150 procent starają się wykrzesać z zespołu jego kibice. Nie dziesięć czy jedenaście tysięcy – jak byłoby to w Pałacu Sportu w Łodzi, ale trzy tysiące musiały wystarczyć. I wystarczyły.
- Pierwszy raz widziałem takie żółte trybuny! – przyznał Maciej Dobrowolski. - Była to dla nas wielka niespodzianka. O ile wiedzieliśmy o tym, że będą rozdawane koszulki, to te żółte instrumenty do klaskania nas troszeczkę zaskoczyły. My też jesteśmy ludźmi – też musimy żyć z publicznością. Jeśli w tym trudniejszym momencie setów czujemy takie ryknięcie z trybun, to łatwiej się gra i na pewno to utrudnia sprawę przeciwnikowi.
Jak się jednak okazuje – niekoniecznie. Brazylijski przyjmujący – Dante przyznaje, że jego polskie trybuny nie deprymowały. - Wiedzieliśmy że tak to będzie wyglądać. Ale to piękny widok. Ja to lubię, bo w takiej gorącej atmosferze mecz jest dużo piękniejszy.