Slobodan Kovac: do Teheranu żaden zespół nie może przyjechać jak po swoje
- Jestem za tym, by siatkarze próbowali swoich sił za granicą, zdobywali różnorodne doświadczenia, nie tylko zawodowe, także życiowe. To uczy pokory, ale i profesjonalizmu - mówi w rozmowie z PlusLigą selekcjoner reprezentacji Iranu. Opowiada też o realiach swojej pracy z Persami.
PlusLiga: Tydzień temu Iran dwukrotnie przegrał z Polską. Nie był pan szczególnie zadowolony z postawy swoich zawodników…
Slobodan Kovac: Mecze w Polsce nie były najlepsze w naszym wykonaniu, nasza gra falowała, nie potrafiliśmy utrzymać koncentracji. Myślę, że ten jeden punkt, który wywalczyliśmy w Częstochowie to za mało, choć oczywiście mieliśmy świadomość, że po drugiej stronie siatki byli mistrzowie świata, z bardzo dobrym trenerem, świetną organizacją i dyscypliną gry. Mam nadzieję, że przed własną publicznością zaprezentujemy się znacznie lepiej. Jedyna rzecz, z której byłem zadowolony po pojedynkach w Polsce, to że próbowaliśmy walczyć.
- Po sześciu meczach pana podopieczni mają 4 porażki na koncie. Wygraliście dwa razy z Rosją, ale chyba i tak inaczej wyobrażał pan sobie start w tegorocznej edycji Ligi Światowej?
- Na pewno, ale z drugiej strony, znaleźliśmy się w bardzo trudnej grupie, z mistrzami świata i olimpijskimi, z ubiegłorocznym zwycięzcą turnieju, w grupie, w której nikt nie może być pewien awansu do turnieju finałowego, w której o każde zwycięstwo trzeba bardzo ciężko walczyć. Dlatego mocno pracowaliśmy przede wszystkim nad tym, być grać dobrą siatkówkę i uzbierać na wyjazdach jak najwięcej punktów. W miniony weekend znacznie podreperowaliśmy swój dorobek. Myślę też, że żaden z zespołów, który przyjedzie do Teheranu nie może przyjechać tam jak po swoje, bo na własnym gruncie jesteśmy równie niebezpiecznym rywalem, jak Polacy grając u siebie.
- Nie obawia się pan, że może zabraknąć czasu na odrobienie strat i wywalczenie awansu do Final Six?
- Wciąż mamy do rozegrania sześć meczów u siebie. Polacy grając przed własną publicznością stracili dwa punkty, choć pewnie planowali zgarnąć komplet. Naprawdę, chciałbym wygrywać zawsze, ale nie zawsze jest to możliwe. Polska, Rosja czy USA to kawał historii piłki siatkowej, my dopiero zaczynamy zapisywać swoje karty i wcale nie jest to łatwe. Reasumując, w mojej opinii aktualny dorobek punktowy Iranu wcale nie jest zły. Choć pewnie kibice w Iranie uważają inaczej. Są bardzo dumni z zeszłorocznych osiągnięć drużyny, ale też muszą zrozumieć, że na chwilę obecną nie jesteśmy gotowi, by przewodzić stawce gr. B. Co mają powiedzieć Rosjanie, którzy wciąż nie wygrali meczu?
- Ile czasu potrzebujecie, by osiągnąć tę najlepszą dyspozycję?
- Nie mam pojęcia. Być może w tym sezonie w ogóle nie uda nam się tego dokonać. Jak wspomniałem wcześniej, musimy skupić się wyłącznie na poprawie jakości własnej gry, a nie na wyścigu do fotela lidera. Na szczęście, nie jesteśmy faworytem tej grupy, co więcej, pewnie większość fachowców ustawia nas na ostatnim miejscu w klasyfikacji. Dlatego spokojnie możemy przygotowywać się do tego całego szaleństwa, które czeka nas w Teheranie, gdzie mecze będzie oglądać 15 tysięcy niesamowitych kibiców.
- Gdy rozmawiałam z panem rok temu po zakończeniu Ligi Światowej, narzekał pan na mentalność swoich podopiecznych. Coś zmieniło się w tej materii?
- Nie za bardzo. W mojej opinii, przez niewłaściwe nastawienie do rywalizacji przegraliśmy także awans do półfinału mistrzostw świata, bo zlekceważyliśmy pojedynek z Niemcami. Po kilku wygranych meczach z trudnymi przeciwnikami poczuliśmy się chyba zbyt pewni siebie i pomyśleliśmy, że mecz z Niemcami sam się wygra. Pomyliliśmy się i to drogo nas kosztowało. Cały czas walczę by zmienić mentalność moich zawodników, ale obawiam się, że wciąż nie znalazłem pomysłu jak to uczynić. Techniki można nauczyć, taktykę można wpoić, ale zmienić mentalność jest niezwykle ciężko. Cały czas jest to takie moje balansowanie na granicy ryzyka, poszukiwanie….
- Dlaczego to takie trudne? Siatkarze są za bardzo rozpieszczeni w rodzimej lidze i brakuje im motywacji?
- Być może. Mają w Iranie wszystko, czego im potrzeba - świetnie zarabiają, są rozpoznawalni. To im wystarcza, nie czują chyba potrzeby udowadniania czegokolwiek. Nie muszą zabiegać o lepsze kontrakty, o bycie zauważonym poza granicami kraju, bo u siebie mają wszystko. Może także obawiają się wyjazdu poza Iran, zmiany trybu życia, przyzwyczajeń. Przypuszczam, że gdyby serbscy siatkarze mieli taki luksus w swoim kraju, też nigdzie by się nie ruszali, bo i po co? Ja osobiście jestem za tym, by siatkarze próbowali swoich sił za granicą, zdobywali różnorodne doświadczenia, nie tylko zawodowe, także życiowe. To uczy pokory, ale i profesjonalizmu.
- Jeden z pana podopiecznych, Marouf zdecydował się na wyjazd do Rosji, wygrał z Kazaniem Ligę Mistrzów. Zmienił się choć trochę?
- Przede wszystkim zrozumiał, jak istotna w sporcie jest dyscyplina, tak podczas treningów, jak i w trakcie meczu. Nie mógł się nadziwić, że w Rosji wszyscy przychodzą punktualnie na treningi czy na zbiórkę przed wyjazdem i nikt nawet nie odważyłby się polemizować z zaleceniami trenera. W Iranie rzeczą niemożliwą jest punktualne rozpoczęcie treningu, za każdym razem ktoś się spóźnia.
- Jak pan wtedy reaguje?
- Szczerze mówiąc, wymaga to niezwykłej dyplomacji - czasami trzeba po prostu nakrzyczeć, a czasami zachować się jak przyjaciel, poklepać po plecach i zrozumieć. Generalnie, podczas treningów i meczów jestem raczej stanowczy, nawet agresywny, staram się trzymać zawodników krótko, ale poza boiskiem jestem bardziej ich kolegą. Niemniej, jeśli któryś z graczy przekroczy granicę tolerancji, nie przebieram w słowach i nie mam skrupułów by mu to wytknąć. Choć mówiąc obiektywnie, nie jest mi łatwo wyegzekwować jakąkolwiek karę.
- Sądzi pan, że Marouf otworzył oczy swoim kolegom, że kolejni Irańczycy zdecydują się na wyjazd do zagranicznego klubu?
- Nie sądzę. Mamy w Serbii takie powiedzenie, że lepszy wróbel w garści, niż gołąb na dachu. Proszę mi wierzyć, że cały czas powtarzam zawodnikom, aby spróbowali czegoś nowego, używam argumentu, który przemawia najdobitniej, mówiąc, że po zdobyciu nowych doświadczeń w zagranicznych klubach będą znacznie lepszymi siatkarzami i w kraju zapłacą im dwa razy tyle, co wcześniej. Nie działa, oni po prostu mają w sobie zbyt wiele obaw. Wiedzą też, że jeśli nie będą dawać z siebie sto procent, jeśli nie będą grać dobrze, szybko zostaną zastąpieni prze kogoś innego. W Iranie mają pewny grunt pod nogami, są gwiazdami.
- Naprawdę siatkarze w Iranie są aż tak popularni?
- Szczególnie latem, gdy ruszają rozgrywki drużyny narodowej. Wie pani, że mecze z Polską obejrzało w Iranie jakieś 40 milionów ludzi? Dlatego zawodnicy czują się ważną częścią społeczeństwa, mają pieniądze, popularność. Jeśli faktycznie teraz także kobiety będą mogły oglądać mecze siatkówki na żywo, będzie to kolejny krok w kierunku rozwoju i popularności tego sportu. W poprzednim sezonie na każdym meczu naszej drużyny było jakieś 15 tysięcy ludzi. Myślę, że tylko Polska może konkurować z Iranem pod względem ilości fanów.
- Prasa donosiła, że irańskie kobiety będą mogły oglądać mecze. To nie jest pewne?
- Otrzymały zgodę, ale czy faktycznie tak się stanie - zobaczymy.
- To pana drugi sezon jako selekcjonera reprezentacji Iranu. Jest łatwiejszy czy trudniejszy, niż ten pierwszy?
- Staram się wykonywać swoją pracę najlepiej jak potrafię. Ale żebyśmy jako drużyna odnieśli sukces, potrzeba czegoś więcej - zawodnicy i całe środowisko muszą mi zaufać, uwierzyć w moje metody pracy, w moją wizję irańskiej kadry narodowej. W tamtym roku zagraliśmy świetnie w Lidze Światowej, awansowaliśmy do turnieju finałowego, a i tak słyszałem głosy, że odnieśliśmy sukces tylko dlatego, że rywale nie potraktowali LŚ poważnie. Potem, na mistrzostwach świata też pokazaliśmy piękną siatkówkę, ale nie powtórzyliśmy wyniku z LŚ z powodów, o których wspomniałem wcześniej. W światowej siatkówce jest wiele bardzo dobrych zespołów, grających widowiskowo i skutecznie, i aby zwyciężać, trzeba pracować niezwykle ciężko i systematycznie.
- To szóstce miejsce na polskim mundialu nie było sukcesem?
- Dla mnie osobiście - nie, ponieważ miałem świadomość, że graliśmy dobrze i że z taką grą powinniśmy zajść wyżej. Dla irańskiej federacji wynik był zadawalający. Wspomniałem, że Irańczycy to bardzo dumny naród, uważają, że we wszystkim są najlepsi. I to jest problem. Muszą zrozumieć, że wcale tak nie jest, że aby osiągnąć sukces, trzeba się sporo napracować, bo nikt nie da im medalu za darmo. Ten medal trzeba rywalom wyszarpać. Jeśli moi podopieczni to zrozumieją, wtedy prawdopodobnie zaczniemy zdobywać trofea.
- Federacja ma podobne podejście, jak siatkarze?
- Na szczęście nie. Kawał dobrej roboty wykonał w tej materii mój poprzednik, Julio Velasco. Zresztą nie tylko w tej, bo przecież to on nadał nowy kierunek irańskiej siatkówce. W tym roku na przykład dostałem od federacji informację, że najważniejszym celem na Ligę Światową jest to, byśmy utrzymali się w I Dywizji. Zaraz po LŚ mamy mistrzostwa azjatyckie i tam musimy pokazać się z bardzo dobrej strony. W tym sezonie irańscy działacze oczekują od nas przede wszystkim awansu na Igrzyska Olimpijskie w Rio. Będziemy mieli dwie szanse, by tego dokonać - w Pucharze Świata i turnieju kwalifikacyjnym. Znaczne łatwiej będzie oczywiście zakwalifikować się z turnieju kwalifikacyjnego, w naszym przypadku połączonego z azjatyckim turniejem kontynentalnym, w którym zagra osiem drużyn i aż cztery (trzy najlepsze plus najlepszy zespół z Azji) otrzymają bilety do Rio de Janeiro.
Powrót do listy