Smilen Mljakow: przegraliśmy przez własne błędy
Po świetnym występie przeciwko tureckiemu Fenerbahce Stambuł, zespół Radosława Panasa rozpoczął powrót do rodzimej ligi od porażki z Jastrzębskim Węglem. Czyżby w głowach zawodników pod Jasnej Góry ciągle jeszcze buzowały emocje związane z rozgrywkami Champions League?
- Nie, mecze Ligi Mistrzów nie miały w starciu z Jastrzębskim Węglem żadnego znaczenia – uważa atakujący częstochowskiego AZS-u, Bułgar Smilen Mljakow. Warto dodać, że to właśnie Mljakow podczas pierwszego meczu w Jastrzębiu Zdroju otrzymał nagrodę MVP meczu. Podczas sobotniego spotkania w Częstochowie jedynie na początku prezentował formę z Ligi Mistrzów. - Mecz rozpoczął się nadzwyczaj dobrze dla nas. Prowadziliśmy przecież sześcioma, czy nawet siedmioma punktami – ocenił początek meczu Bułgar.
Jastrzębianie bardzo szybko wyrównali stan seta na 15:15 i już nie pozwolili sobie wydrzeć zwycięstwa w tej partii. - Nie wiem, dlaczego w pewnym momencie straciliśmy gdzieś tę naszą koncentrację i zaczęliśmy popełniać mnóstwo niepotrzebnych błędów - dodał.
Jak ocenił częstochowski zawodnik, elementem, który zadecydował o porażce jego zespołu było przyjęcie zagrywki. - Naszym przysłowiowym gwoździem do trumny było przyjęcie i zagrywka, która po prostu nam nie siedziała – powiedział Mljakow, dodając, że bez dobrego przyjęcia, trudno było jego drużynie grać kombinacyjnie. – Jak wiadomo bez dobrego przyjęcia, nie można wyprowadzić dobrego ataku.
Mljakow nie chciał jednak zgodzić się z opinią, że to rywale postawili częstochowianom trudniejsze warunki, niż podczas pierwszego meczu w Jastrzębiu. - Jastrzębie wcale nie zagrywało nadzwyczajne, ale mimo to nie potrafiliśmy sobie poradzić z przyjęciem ich zagrywki - skomentował bułgarski atakujący. - Powiem więcej, Jastrzębie wcale nie zagrało dobrego meczu, przegraliśmy, bo popełniliśmy zbyt wiele głupich błędów.
Zawodnik uważa, że największą bolączką jego zespołu jest wkradający się czasem brak koncentracji, który powoduje chaos na parkiecie. - Gdy jesteśmy skoncentrowani, gramy dobrze, wystarczy nam chwila dekoncentracji i wszystko, co udaje nam się zbudować, trwonimy w bezsensowny sposób – ocenił Mljakow. - Byliśmy do tego meczu naprawdę dobrze przygotowani, a przegraliśmy przez błędy.
W nieco podłamanych, po porażce nastrojach, podopieczni Radosława Panasa rozegrają rewanżowe spotkanie Pucharu Polski z zespołem z Wielunia. Mljakow nie traci jednak wiary w sukces swojego zespołu. - W Pucharze Polski jeszcze nic straconego. Mój zespół ma jedną ważną cechę, jeśli gramy na swoim poziomie to nikt nie jest w stanie nam zagrozić – stwierdził gracz, dodając, że w tej rywalizacji wszystko jeszcze może się zdarzyć, a sprawa awansu jest otwarta. - Jestem przekonany, że jesteśmy w stanie zwyciężyć w rewanżu 3:0 i przejść do kolejnego etapu. Musimy tylko zagrać bez stresu. Wszystko jest możliwe, to w końcu sport.
Jak na Bułgara, jednego z niewielu, którzy przewinęli się przez polską ligę i nie zagrali w Jastrzębiu (może asekuracyjnie należy dodać – jeszcze) przystało, wydawać by się mogło, że o rywalach wie zdecydowanie najwięcej. – To nie tak, nie dzwoniłem do Płamena, Nikołaja, Jewgienia czy Iwajło po jakieś dodatkowe informacje – stwierdził ze śmiechem Mjlakow. – Znam jastrzębski zespół bardzo dobrze, bo tak jak powiedziałem, byliśmy do tego spotkania świetnie przygotowani za sprawą naszego statystyka i trenera.
Na pewno jednak zawodnik wie najwięcej o kolejnym rywalu akademików z Częstochowy w rozgrywkach Ligi Mistrzów. Bułgar jest przecież wciąż aktualnym mistrzem Italii i przeciwko Piacenzie grał nie raz.
– Z nimi trzeba zagrać będąc doskonale przygotowanym taktycznie – ocenił bułgarski atakujący. – Jestem przekonany, że stać nas na zagranie dwóch naprawdę dobrych spotkań. Zawodnik patrzy jednak obiektywnie na szanse swojego zespołu. - Oczywiście będzie ogromnie ciężko zwyciężyć, bo wystarczy spojrzeć na ich skład. Piacenza to bogaty klub, zatrudniający drogich zawodników, ale na pewno się nie poddamy – zakończył Mljakow.