Sobota z PlusLigą: GKS Katowice - Indykpol AZS Olsztyn 3:2
Siatkarze GKS Katowice pokonai Indykpol AZS Olsztyn 3:2 (22:25, 28:26, 25:17, 23:25, 15:12) w meczu 17. kolejki PlusLigi. Nagroda dla MVP trafiła w ręce przyjmującego katowickiej drużyny Rafała Szymury.
Katowiczanie przystąpili do starcia z zespołem z Olsztyna podbudowani środowym zwycięstwem z Treflem w Gdańsku 3:2. Z kolei olsztynianie chcieli przełamać kryzys, w jakim w ostatnich tygodniach się znaleźli. Drużyna ze stolicy Warmii do Katowic przyjechała bez dotychczasowego trenera Paolo Montagnaniego, który po ostatniej porażce podał się do dymisji. Nadal miała też problemy kadrowe, bo kontuzji nabawił sie Remigiusz Kapica, a Jan Hadrava nie jest jeszcze zdolny do gry.
Olsztyńskich graczy w sobotnim meczu poprowadził dotychczasowy asystent Włocha Marcin Mierzejewski. Akademicy kolejny raz wystąpili z Wojciechem Żalińskim przesuniętym z przyjęcia na atak. Rozpoczęli bardzo ambitnie i w pierwszym secie ich ambicja i koncentracja zostały nagrodzone. Widać było, że Paweł Woicki i spółka są zdeterminowani, żeby przezwyciężyć kryzys i mimo wszelkich przeciwności w pierwszej partii byli górą.
Kto wie, jakim wynikiem skończyłby się ten mecz, gdyby sędziowie inaczej zinterpretowali jedną piłkę w końcówce drugiej partii. Przy piłce setowej dla Indykpolu sędziowie uznali, że Kamil Kwasowski wypchnął piłkę po bloku w aut. Powtórki telewizyjne pokazały, że mogło być inaczej, ale ostatecznie punkt został przyznany katowiczanom. A później ci wykazali większą dojrzałość w końcówce - najpierw źle zagrywkę przyjął Michał Żurek, a po chwili w ataku pomylił się Wojciech Żaliński - i na tablicy wyników widniał remis 1:1.
Olsztyński zespół chyba nie mógł się z tym pogodzić, bo już na samym początku trzeciej partii pozwolił uciec gospodarzom na bezpieczną odległość. Rozpędzający się Wiktor Musiał, który kolejny raz zagrał bardzo dobre spotkanie, skuteczni przyjmujący Rafał Szymura i środkowy Miłosz Zniszczoł napędzali grę gospodarzy. W trzeciej partii nie było wątpliwości, który zespół jest lepszy.
Prowadząc 2:1 katowiczanie doskonale wiedzieli, że ten mecz wcale się nie skończył, bo przecież dziesięć meczów już w tym sezonie skończyli dopiero w tie-breakach. Przyciśnięty do ściany Indykpol AZS dobrze rozpoczął, ale nie uzyskał bezpiecznej przewagi. Przy trzypunktowej stratcie trener katowickiej drużyny Dariusz Daszkiewicz zdecydował się na podwójną zmianę atakującego i rozgrywającego, dzięki czemu jego drużynie udało się odrobić straty, a kibice w hali w Szopienicach mogli spodziewać się zaciętej końcówki. Przy stanie 22:23 katowiczanie za sprawą Miłosza Zniszczoła doprowadzili do remisu, a emocje sięgnęły zenitu. Chwilę później pomylił się Rafał Szymura, a chwilę później ten sam zawodnik został zablokowany i, jak to w przypadku GKS Katowice często bywa, o wyniku musiał zdecydować tie-break.
- Zaczynamy lubić te tie-breaki, bo coś się przełamało, że je wygrywamy - mówił uśmiechnięty po meczu w Gdańsku środkowy katowiczan Jan Nowakowski. Ale w sobotę tie-break źle zaczął się dla GKS, bo na początku Indykpol AZS uciekł na kilka punktów, prowadząc 4:1, a trener Dariusz Daszkiewicz musiał poprosić o pierwszy czas. Przerwa pomogła, bo ekipa Gieksy stopniowo zaczęła odrabiać straty, aż doprowdziła do remisu po 6. Chwilę później z sytuacyjnej piłki w boisko nie trafił Mateusz Mika i gospodarze pierwszy raz w ostatniej partii wyszli na prowadzenie.
Drużyny zmieniały strony przy prowadzeniu 8:7, gdy z zagrywki pomylił się Wojciech Żaliński. Za chwilę pomylił się Mika i przewaga gospodarzy urosła do dwóch punktów. A gdy przy stanie 11:9 Szymura trafił z zagrywki w uciekającego Żalińskiego sytuacja olsztynian stała się ekstremalnie trudna, tym bardziej, że w tie-breaku świetną skutecznością w ataku legitymował się Wiktor Musiał. W ostatniej akcji skutecznie zaatakował Jan Nowakowski i katowiczanie mogli się cieszyć z dwóch punktów.
Dla drużyny Indykpolu AZS była o siódma kolejna porażka w PlusLidze. Olsztynianie czekają na zwycięstwo od 2 grudnia.
Powrót do listy