Środa z PlusLigą: GKS Katowice - Cuprum Lubin 2:3
Siatkarze GKS Katowice, po wyraźniej wygranej w Radomiu z Cerradem Eneą Czarnymi, zostali w środowy wieczór sprowadzeni na ziemię. Katowiczanie przegrali we własnej hali z Cuprum Lubin 2:3. Nagroda MVP trafiła do Przemysława Smolińskiego.
Lubinianie mocno zaczęli sezon, bo napsuli sporo krwi choćby PGE Skrze Bechatów, ale później spuścili z tonu. W listopadzie wprawdzie wygrali pierwszy - i jedyny, jak do tej pory - mecz w sezonie, ale w tabeli zajmują ostatnią lokatę. Wystarczyło rzucić okiem na tabelę, by wskazać faworyta, bo GKS rozegrał trzy mecze mniej, niż Cuprum, a zdobył trzy razy więcej punktów.
Gracze gości nie powolili katowiczanom uciec tak, jak pozwalali im w sobotę zawodnicy Cerradu Enei Czarnych Radom. Wynik wciąż oscylował wokół remisu, choć trzeba przyznać, że katowiczanie robili nieco lepsze wrażenie i nieco częściej prowadzili. Wystarczyły jednak dwa kolejne bloki na Kamiu Kwasowskim i Jakubie Jaroszu, by był remis 15:15 i gra punkt za punkt. Aż wreszcie przy 22:23 Przemysław Smoliński zablokował Jarosza i goście wygrywali 22:24. Pierwszego setbola gospodarze odrobili, po czym Kamil Drzazga z zagrywki posłał piłkę w aut.
W katowickiej drużynie był jeden podstawowy problem - w jego ekipie na poziomie z Radomia grał tylko Kamil Kwasowski, laureat nagrody dla MVP z tamtego spotkania. Pozostali zawodnicy spuścili z tonu, co być może można tłumaczyć zmęczeniem. Trzeba bowiem pamiętać, że jeszcze niedawno niemal cały katowicki zespół chorował na COVID-19.
Lubinianie prezentowali się na tle gospodarzy całkiem nieźle, a po wygraniu w pierwszym secie nie zamierzali spuszczać z tonu. W drugiej partii też nie pozwolili uciec rywalom - ba, to oni częściej byli na prowadzeniu - i pewnym krokiem zmierzali do podwyższenia prowadzenia. Była chwila, gdy goście odrobili wcześniejsze straty, ale wystarczył jeden skuteczny atak i blok Smolińskiego, by Cuprum w końcówce znów wygrywało, wtedy 22:19. To wystarczyło, by złamać opór GKS, a ostatni punkt w tym secie zdobył Przemysław Smoliński.
Trzeci set wyglądał tak, jak dwa pozostałe. Obie drużyny były cały czas blisko siebie, raz prowadziła jedna, raz druga. Przy stanie 17:17 Dawid Gunia dwa razy zatrzymał katowiczan na siatce i Cuprum było ledwie sześć punktów od zakończenia tego spotkania. Lubinianie fatalnie jednak rozegrali końcówkę - od wyniku 20:18 tracili kilka punktów z rzędu, a później nieskutecznie gonili katowiczan. A ostatni punkt w tej partii zdobył udanym atakiem Adrian Buchowski.
Kolejna partia rozpoczęła się od wspomnienia poprzedniej, bo po ostatniej akcji trzeciego seta gorąco zrobiło się pod siatką. Ronaldowi Jimenezowi nie spodobał się sposób celebrowania zdobytegp punktu przez Buchowskiego i postanowił to wyraźnie zaakcentować. Sędziowie partię zaczęli więc od czerwonej kartki dla Jimeneza i żółtej dla Buchowskiego.
W poprzednim sezonie katowiczanie znani byli z "zamiłowania" do tie-breaków. Po dwóch setach środowego starcia marzyli o tym, by znów poczuć przyjemność gry w piątym secie. By tak się stało, po trzecim trzeba było wygrać czwartego - i to się udało. Wprawdzie po wejściu w decydujący moment partii GKS wygrywał tylko 21:20, ale chwilę później dwa kolejne asy - przedzielone czasem dla trenera Marcelo Fronckowiaka - posłał Jarosz. A później jeszcze dwa razy pomylił się Nikołaj Penczew.
Katowiczanie świetnie rozpoczęli tie-breaka, bo od prowadzenia 3:0, ale nie docenili tej przewagi, zbyt często pozwalając sobie na przestoje. Aż podali rękę lubinianom, którzy wyszli na prowadzenie 14:11. Dwóch pierwszych meczboli nie wykorzystali, ale przy trzeciej Penczew już sie nie pomylił.
Statystyki z tego meczu można znaleźć TUTAJ.
GKS Katowice - Cuprum Lubin 2:3 (23:25, 21:25, 25:23, 25:21, 13:15)
Powrót do listy