Stephane Antiga: Apetyt jest i nikomu go nie zabraknie
– Bez rywalizacji na treningach na pewno nie osiągnęlibyśmy tego, co nam się w tej rundzie udało. Więc taka sama w tym zasługa Firleja czy Gruszczyńskiego, którzy grali dużo mniej – mówi w rozmowie podsumowującej pierwszą część sezonu trener ONICO Warszawa, Stephane Antiga.
Maciej Prusiński: Spotykamy się w połowie fazy zasadniczej. Trzecie miejsce w tabeli, sześć zwycięstw z rzędu. Gdybym cztery miesiące temu powiedział trenerowi, że tak to będzie wyglądało, to co bym usłyszał w odpowiedzi?
Stephane Antiga: Że spróbujemy. Naszym celem była gra w Pucharze Polski, a dalej w play-offach. I to się udało. Ciężko pracowaliśmy, atmosfera pracy jest bardzo dobra, więc jestem zadowolony. Oczywiście na początku potrzebowaliśmy nieco czasu, ale to normalne – mamy nową, młodą drużynę. Nasz rozgrywający, Antoine Brizard, do treningów dołączył dopiero w końcówce przygotowań, więc do ideału sporo nam brakowało. Ale powtarzam – w sytuacji, jakiej byliśmy, to zupełnie normalne, że gra nie wyglądała tak, jak dziś. Nie byliśmy regularni, ale widać było potencjał na przyszłość. Dziś gramy coraz lepiej w każdym elemencie i dla mnie, jako trenera, to wielka satysfakcja.
Co w największym stopniu przyczyniło się do osiąganych dziś wyników? Czas to jedno, o ciężkiej pracy też zapewne usłyszelibyśmy od większości ligowych trenerów.
Mamy po prostu świetnych zawodników, to jest w tym wszystkim najważniejsze. Są zmotywowani, chcą się uczyć, ciężko pracować, grać coraz lepiej i wygrywać. Włodarczyk czy Nowakowski to nie są już bardzo młodzi siatkarze, ale chcą się nieustannie poprawiać i to widać, bo z meczu na mecz grają lepiej. To samo trzeba powiedzieć o Kwolku. Dla mnie to duży komfort pracy, mieć takich zawodników, każdy z nich bardzo mi imponuje. Z drugiej strony sam chciałem mieć tych zawodników w drużynie, wiedziałem na co ich stać i wiedziałem, że w takim składzie możemy grać na odpowiednim poziomie. Nie spodziewałem się jednak, że na ten poziom wejdziemy tak szybko. Co oczywiście tylko cieszy.
A gdybym powiedział, że najmocniejsze strony tej drużyny to zagrywka i rozegranie, to zgodziłby się trener ze mną?
Nie tylko. Dużo blokujemy, bronimy też coraz więcej i coraz lepiej. Oczywiście Antoine to chyba rewelacja sezonu na tej pozycji. Nie tylko dobrze rozgrywa, ale zagrywa, blokuje, zaczyna nawet bronić.
Przed sezonem wszyscy zastanawiali się, czy uda się załatać dziurę po Pawle Zagumnym. Od czterech miesięcy nikt nawet o tym nie wspomniał.
A to nie było łatwe zadanie. Paweł, gdy był zdrowy, był w stanie grać na najwyższym poziomie. Zastąpić go to wielka sztuka. Antoine prezentuje inny styl, ale pokazuje, że jest świetnym zawodnikiem.
I ma się od kogo uczyć na zgrupowaniach reprezentacji.
To prawda. Obecność w kadrze Francji obok Toniuttiego na pewno ma na to wpływ.
Obok Brizarda, drugim zawodnikiem, który nas bardzo zaskoczył, jest Sebastian Warda. Bije od niego duży profesjonalizm i choć wydawało się, że będzie jedynie uzupełnieniem składu, wywarł presję na Nowakowskim czy Wronie. Na środku mamy chyba największą rywalizację.
Rywalizacja jest bardzo duża. Obecnie mało szans dostaje Kuba Kowalczyk, choć na treningach prezentuje się wyśmienicie. Wrona jest w tym momencie najlepszy z całej czwórki, ma też największe doświadczenie, ale Nowakowski, Warda i Kowalczyk cały czas robią postępy – w bloku, ataku czy na zagrywce.
Podobnie sprawa ma się w ataku, gdzie wymiennie grają Gjorgiew i Vernon-Evans.
Niko jest naszym pierwszym atakującym, zaczyna mecze w wyjściowej szóstce, ale wejścia Sharone’a pomagają drużynie. Na treningach wygląda to podobnie, a Gjorgiew ma minimalnie lepsze statystyki. Najważniejsze, że ta rywalizacja jest pozytywna. Wszyscy wiedzą, że grać będą najlepsi i nie dochodzi do żadnych konfliktów. Każdy akceptuje swoją pozycję w zespole i trenuje, żeby być lepszym.
Czuje się trener siatkarskim ojcem dla Sharone’a? Pracujecie razem w Warszawie i reprezentacji Kanady. To wciąż bardzo młody zawodnik.
Trochę tak. Sho jest dopiero na starcie kariery. Musi się dużo uczyć, ale robi to bardzo szybko. Podobnie jak Kwolek. Różnica między nimi jest taka, że Kwolek został dobrze wyszkolony technicznie. Sharone ma predyspozycje, gra znacznie lepiej niż kilka miesięcy temu, ale ma tylko 19 lat i wciąż musi ciężko pracować.
Pozostali młodzi zawodnicy – Janek Firlej i Jędrzej Gruszczyński nie mają już tyle okazji do gry, co na pewno nie jest dla nich łatwe. Będę mieli jeszcze szansę pokazania się w tym sezonie?
Janek potrafi zastąpić Brizarda, zdarzało się przecież w tym sezonie, że potrzebowaliśmy go na boisku. Jędrzej miał mniej okazji do gry, ale trenuje bardzo dobrze. Cała grupa jest fantastyczna, poziom treningowy jest wysoki, dzięki czemu możemy tak dobrze prezentować się w trakcie meczów. Bez rywalizacji na treningach na pewno nie osiągnęlibyśmy tego, co nam się w tej rundzie udało. I taka sama w tym zasługa właśnie Firleja czy Gruszczyńskiego.
Są jakieś sposoby, żeby zadbać o dobrą atmosferę? Czy to kwestia dla samych zawodników?
Atmosferę robią zawodnicy, ja mogę w tym jedynie uczestniczyć. Jeśli oni nie będą zadowoleni i nie będą chcieli współpracować, to nic z tego nie będzie. Staram się, żeby treningi sprawiały im przyjemność, mamy też swoje rodzaje kar za nieudane zagrania. Dużo zależy również od tego, z jaką grupą ludzi mamy do czynienia, czy rywalizacja jest pozytywna czy nie. Udało się stworzyć zespół z fajnych ludzi i ta atmosfera na pewno nam pomogła.
Pomógł też chyba brak kontuzji, których od początku sezonu udało się uniknąć. Przywiązujecie do przygotowania fizycznego i fizjoterapii dużą wagę.
Tak, staramy się zwracać dużą uwagę na prewencję, fizjoterapię, regenerację czy treningi w siłowni. Plany treningowe układamy tak, żeby tych kontuzji unikać. Bardzo ważnym elementem jest rozgrzewka. Mamy jednak młodych zawodników, więc trudniej o poważne urazy. No i szczęście. Są sytuacje, których nie przewidzimy – skręcenie kostki, źle postawiona noga. Tego nie możemy kontrolować.
Czego więc jeszcze potrzeba, żeby skutecznie rywalizować ze Skrą czy ZAKSĄ?
Dwa miesiące temu przegraliśmy z nimi 0:3 i 1:3, ale nie byliśmy wcale dużo gorsi. Dziś gramy o wiele lepiej i myślę, że w rewanżach możemy powalczyć o zwycięstwa. W tabeli Skra nie jest daleko przed nami, ale to nie jest w tym momencie najważniejsze. Naszym celem jest utrzymać obecną pozycję, grać w play-offach i zaprezentować się dobrze podczas Pucharu Polski.
Na czym polega przewaga ZAKSY? 15 zwycięstw z rzędu robi wrażenie.
Mają świetnych zawodników, którzy grają ze sobą już od dłuższego czasu. Do tego świetna praca trenera, choć wielu sądziło, że nie poradzą sobie bez De Giorgiego. Drużyna jest budowana z pomysłem już od dawna, są zgrani i imponują historycznymi wynikami.
Ale Klubowe Mistrzostwa Świata, a wcześniej Mistrzostwa Europy, pokazały, że polska siatkówka jest w lekkim dołku.
Dziś najlepsze drużyny we Włoszech czy Brazylii są lepsze niż te w Polsce. To fakt. ZAKSA jest najlepsza w kraju, ale to wciąż za mało. Reprezentacja ma duży potencjał, ale rywali przybyło. Liczą się już nie tylko Serbowie, Francuzi czy Włosi, ale też Słowenia czy Niemcy.
Wracając do ONICO – poza meczami ze Skrą i ZAKSĄ, korzystnych wyników nie udało się osiągnąć w meczach z Będzinem i Espadonem. Siedzi to gdzieś jeszcze z tyłu głowy? W obu spotkaniach byliście faworytami.
Te porażki pomogły nam wyciągnąć odpowiednie wnioski. Myślałem, że może trenowaliśmy zbyt ciężko, ale przecież bez odpowiedniego treningu nie da się robić postępów. Z jednej strony chcemy dużo pracować, z drugiej – musimy do meczów podchodzić z pewną świeżością, gotowi na sto procent. Musiałem więc wtedy podjąć decyzję, czy ważniejsze jest tu i teraz, czy lepiej mieć na uwadze to, że sezon jest długi. Do tego doszło to, o czym mówiłem na początku, czyli czas. Nie byliśmy jeszcze zgrani, zawodnicy się docierali, rozgrywający musiał nauczyć się atakujących i na odwrót. Pamiętajmy też, że Będzin sprawił w tym sezonie kilka niespodzianek, a Szczecin jest jednym z większych zaskoczeń.
A jak pracuje się w ONICO i w Warszawie? Nie pytam o kwestie czysto sportowe, ale całe zaplecze.
Klub jest bardzo dobrze zorganizowany, warunki pracy mamy wręcz idealne. Klub, drużyna, prezesi, kibice, których jest coraz więcej, miasto – to wszystko bardzo mi się podoba. Jestem tu z rodziną, wszyscy jesteśmy zadowoleni, dzieci mają dobrą szkołę. Miasta nie znam może zbyt dobrze, bo nie mam na to czasu, ale niczego nam tu nie brakuje. Jedyne, co nieco mi przeszkadza, to problemy z halą. To taki czarny punkt na mapie Warszawy. Mecze rozgrywamy na Torwarze, ale nie mamy zbyt często możliwości trenowania tam. To na pewno nie ułatwia nam sprawy. Co ciekawe, w reprezentacji Kanady muszę mierzyć się z podobnym problemem.
Zawodnicy z Kanady obserwowani są na bieżąco? Utrudnia to pracę w klubie?
Nie utrudnia. Po prostu wymaga czasu. Aktualnie oglądam ich ligowe występy, utrzymuję kontakt z ich trenerami i buduję plan na kolejny sezon. Po ostatnim meczu ONICO od razu wylatuję do Kanady.
Sylwestra spędził trener w napięciu, myśląc o losowaniu Pucharu Polski?
Nie, spędziłem go spokojnie z rodziną. Ale oczywiście od razu wiedziałem, że zagramy z Jastrzębskim. To chyba najtrudniejszy przeciwnik spośród tych, których mogliśmy wylosować. Mimo to jestem zadowolony. Gramy w Warszawie, wygraliśmy z nimi w tym sezonie 3:0. Nie ma już czasu myśleć o tym, że mogliśmy trafić inaczej.
Za chwilę zaczynamy rundę rewanżową PlusLigi. Od początku sezonu celem była pierwsza szóstka, ale wiadomo, że apetyty rosną w miarę jedzenia…
Apetyt jest i nikomu go nie zabraknie. Nie ma potrzeby mówić głośno, że cel się zmienił. Chcemy grać dobrze, awansować do fazy play-off i zaprezentować się w Pucharze Polski. To, że jesteśmy teraz na trzecim miejscu, niczego nie zmienia. Sprawiliśmy w minionej rundzie małą niespodziankę, przeciwnicy na pewno będą teraz bardziej szczegółowo analizować nasze występy. Każdy z nas chce wygrywać każdy kolejny mecz i taki będzie cel.
Czego życzyć Stephane’owi Antidze w nowym roku?
Zdrowia i sukcesów. Wtedy będę szczęśliwy.
Powrót do listy