Stephane Antiga: z krytyką poczekajcie do końca sezonu reprezentacyjnego
- Spróbujcie na mnie spojrzeć nie jako na kompletnego żółtodzioba w trenerskim fachu, ale na kogoś, kto ma ogromne doświadczenie siatkarskie, kto bardzo dobrze zna polską kulturę, polskich zawodników i kto czuje się z waszym krajem bardzo związany - mówi w rozmowie z PlusLigą nowy selekcjoner reprezentacji Polski.
PlusLiga: W kilku wywiadach powiedział pan, że wciąż czuje się zawodnikiem, nie trenerem. Teraz, po podpisaniu kontraktu z polską federacją coś się zmieniło?
Stephane Antiga: Zanim zdecydowałem się przyjąć propozycję od polskiej federacji, dużo myślałem o tym jak będzie wyglądał ten sezon ligowy, co powinien zrobić, co będzie najlepszym rozwiązaniem. Proszę mi wierzyć, że nie była to decyzja podjęta pochopnie, bez głębokiego namysłu. Gram w siatkówkę od wielu lat i kiedy wychodzę na boisko czy na trening, jestem siatkarzem, wyłącznie siatkarzem, skupiam się na powierzonej mi przez trenera roli i robię absolutnie wszystko, by wywiązać się z niej maksymalnie dobrze. Nie wyobrażam sobie, żebym w trakcie meczu mógł zajmować się czymś innym. Także dlatego, żeby nie tworzyć złej atmosfery w drużynie, nie burzyć tego fajnego klimatu, który już udało nam się stworzyć. Przyszedłem do Skry by pomóc drużynie zrealizować konkretny projekt i zrobię wszystko co w mojej mocy, by tego dokonać. Czas meczów i treningów musi być czasem poświęconym wyłącznie Skrze. Natomiast w wolnym czasie oczywiście przygotowuję się do roli trenera polskiej kadry narodowej - myślę bardzo dużo o tym co mnie czeka.
- Potrafi pan rozdzielić rolę zawodnika i trenera?
- Oczywiście. Zawodnicy miewają trochę czasu wolnego. Ja poświęcam go w tej chwili prawie wyłącznie reprezentacji Polski, przygotowuję się do sezonu reprezentacyjnego, który jak wszyscy wiemy, będzie niezwykle istotny. Zamiast oglądać filmy w TV, przeglądam płyty z nagraniami meczów. Może dla niektórych brzmi to dziwnie i nieprawdopodobnie, ale naprawdę potrafię rozdzielić te dwie funkcje i wcale nie jest to takie trudne.
- Dlaczego, wzorem choćby Tuomasa Sammelvuo, po objęciu posady selekcjonera nie zrezygnował pan z gry w klubie?
- Ponieważ nie chciałem tego zrobić. Tak jak wspomniałem, rozpocząłem wspólnie ze Skrą pewien ważny projekt, zgodziłem się być jego częścią nie mając pojęcia, że otrzymam propozycję od polskiej federacji. Nie mógłbym teraz tak po prostu zostawić klubu, chłopaków, to byłoby nie fair. Wytłumaczyłem to przedstawicielom siatkarskiej centrali i zrozumieli, przystali na mój warunek.
- Gdyby nie przystali, nie zostałbym pan trenerem polskiej kadry?
- Zgadza się, wtedy nie podpisałbym kontraktu.
- Wie pan jak ta sytuacja jest odbierana przez część środowiska, przez kibiców? Twierdzą, że Skra jest dla pana ważniejsza, niż polska kadra.
- Co ja mogę na to powiedzieć? Realia są takie nie inne, zostały wytworzone przez określone okoliczności, w jakich znalazła się reprezentacja Polski. Ludzie mają prawo myśleć co chcą, a ja nie zamierzam się na nikogo obrażać czy przekonywać na siłę, że jest inaczej. Mam nadzieję, że kibice przynajmniej spróbują spojrzeć na nową sytuację obiektywnie i zrozumieć mnie i moją decyzję, a także decyzję federacji, bo przecież wszystkie ustalenia poczyniliśmy wspólnie. Jestem człowiekiem honorowym, wywiązuję się z podjętych zobowiązań, nie mógłbym i nie chciałbym zostawić Skry na lodzie.
- Dlaczego właściwie wziął pan tę pracę? To spore ryzyko - musi pan przygotować drużynę do najważniejszego turnieju w historii polskiej siatkówki.
- Wiem, że to spore ryzyko, ale trenerski fach zawsze wiąże się z ogromnym ryzykiem. Zawsze chciałem być trenerem, a Polska to wymarzone miejsce do pracy. Fakt, że propozycja objęcia kadry przyszła zbyt szybko i trochę znienacka. Może lepiej byłoby zacząć od pracy w klubie, ale z drugiej strony - czy klubowi szkoleniowcy nie dźwigają na barkach ogromnej odpowiedzialności? W swojej karierze miałem okazję grać w kilku dobrych klubach i wiem z jakimi obciążeniami zmagali się trenerzy. Może był to inny rodzaj obciążeń, ale jednak presja to zawsze presja. Albo ktoś sobie z nią radzi, albo nie. Nie chciałbym już na wstępie myśleć o obciążeniach, zamierzam potraktować tę pracę jako wielką przygodę i jeszcze większe wyzwanie. A ja kocham wyzwania. Jestem gotowy by ciężko pracować i zapewniam, że zrobię wszystko, byśmy wspólnie osiągnęli sukces.
- Brak doświadczenia w trenerskim fachu nie będzie przeszkodą?
- Nie sądzę. Szczególnie, że będę współpracował z bardzo doświadczonym trenerem, moim serdecznym kolegą Philippe Blainem, który przecież ma wieloletnią praktykę tak w prowadzeniu kadry narodowej, jak i w walce o najwyższe cele. Jest rzeczą oczywistą, że bez wsparcia kogoś doświadczonego byłoby mi bardzo trudno, dlatego żeby ograniczyć ryzyko postawiłem na współprace z Philippe Blainem. Na pewno początkowo będzie mi dużo pomagał, sporo doradzał, ale przede wszystkim nastawiamy się na bardzo dobrą współpracę.
- Będziecie panowie stanowili duet trenerski, w którym nie ma pierwszego i drugiego trenera, czy to jednak pan będzie szkoleniowcem numer jeden?
- Dużo już o tym rozmawialiśmy. Jest wiele aspektów trenerskiej pracy i na pewno sprawiedliwie podzielimy się obowiązkami. Będziemy oczywiście partnerami, nasza praca będzie bazować na ścisłej współpracy, ale to ja będę pierwszym szkoleniowcem.
- Jednym z tych aspektów będzie z pewnością praca nad mentalnością zawodników. Ma pan już jakiś pomysł jak ściągnąć z nich presję przed mistrzostwami świata rozgrywanymi w naszym kraju?
- Presja rzeczywiście jest istotnym czynnikiem siatkarskiej rzeczywistości. Jedni zawodnicy radzą sobie z nią lepiej, inni gorzej. Jednym ze sposobów walki z nią jest wywieranie presji na zawodnikach podczas treningów, poprzez stawianie przed nimi dodatkowych zadań czy wyzwań, np. że nie mogą przegrać meczu, albo że każdy wyblok musi zakończyć się obroną i skuteczną kontrą. Jest mnóstwo sposobów na trening mentalny. Kluczową kwestią jest jednak dobra atmosfera w grupie. Jeżeli zawodnicy wiedzą, że jeden na drugiego może liczyć, czują się pewniej, grają na większym luzie. Reprezentacja stanowi zamkniętą całość, która dobrze funkcjonuje tylko wtedy, gdy wszystkie mechanizmy są ze sobą połączone, współpracują. To podstawa wszystkich sportów zespołowych. Miałem to szczęście w swojej zawodniczej karierze, że francuska kadra zawsze stanowiła kolektyw, w którym ja osobiście czułem się pewnie i przede wszystkim dobrze. Taki pozytywny stan ducha jednostki powoduje, że cała grupa jest silniejsza, że trudniej ją złamać. Moim celem numer jeden w pracy z polską kadrą będzie stworzenie takiej właśnie zwartej, szanującej się wzajemnie grupy.
- Trener Anastasi powtarzał, że w kadrze nie zawsze jest miejsce dla najlepszych zawodników w kraju, że liczy się dobro drużyny. Wnioskując z powyższych słów, wyznaje pan podobną teorię?
- Zacznijmy od tego, że budowanie drużyny narodowej znacznie różni się od komponowania zespołu klubowego. W klubie zazwyczaj mamy pierwszą i drugą szóstkę, czyli zawodników którzy mają wyższe i trochę niższe kontrakty. Niektórzy gracze są kreowani na gwiazdy, inni mają uzupełniać skład, ale każdy wie jaka jest jego pozycja w grupie. W drużynie narodowej nie ma gwiazd, nie ma lepszych i gorszych, jest za to czternastu zawodników na równych prawach i obowiązkach. Tyle tylko, że jedni grają trochę więcej, inni mniej. Są też zadaniowcy, którzy wchodzą w kluczowych monetach na blok czy zagrywkę. Są oczywiście zespoły, w których nie ma dwunastu zawodników na równym poziomie i one mają mniejszy problem. Ale są takiej, jak choćby Polska, gdzie bardzo dobrych siatkarzy jest sporo. Dlatego ci zawodnicy, którzy zdecydują się na grę w reprezentacji Polski muszą być świadomi faktu, że miejsce w wyjściowym składzie nie będzie im dane z góry, że najważniejsze zawsze będzie dobro drużyny. Może ta odpowiedź jest nieco polityczna, ale mam nadzieję, że nakreśliłem swoją ideę budowania zespołu.
- Jest pan zawodnikiem lubianym i szanowanym w Polsce, ale jako trener jest pan wielką zagadką. Proszę w kilku zdaniach przekonać polskich kibiców, że jest pan właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.
- Nie mogę obiecać, że będę bardzo dobrym trenerem i wygram medal mistrzostw świata, bo byłoby to absurdem. Ale mogę zapewnić, że dam z siebie wszystko, tak jak zawsze dawałem i daję z siebie jako zawodnik. Jestem ogromnie zmotywowany i mam pełne przekonanie, że każdy zawodnik, który znajdzie się w mojej kadrze, powie o sobie dokładnie to samo. Inaczej ta praca nie miałaby sensu. A nawiązując jeszcze do pytania o presję, postaramy się tę presję zamienić właśnie na motywację. Tych, którzy mają wątpliwości, albo nie zgadzają się z wyborem mnie na szkoleniowca polskiej reprezentacji, proszę o cierpliwość. Spróbujcie na mnie spojrzeć nie jako na kompletnego żółtodzioba w trenerskim fachu, ale na kogoś, kto ma ogromne doświadczenie siatkarskie, kto bardzo dobrze zna polską kulturę, polskich zawodników i kto czuje się z waszym krajem bardzo związany. A z ocenami i krytyką poczekajcie do zakończenia sezonu reprezentacyjnego.