Świat patrzy na Katar, który kiedyś chętnie patrzył na siatkówkę
Dziś jest czas, kiedy cały świat patrzy na Katar. Mały emirat, na malutkim piaszczystym półwyspie w Zatoce Perskiej, graniczący tylko z jednym krajem zainwestował w ten moment wielkie pieniądze, ściągając do siebie drugą po letnich igrzyskach olimpijskich największą sportową imprezę świata, czyli piłkarski mundial. A był czas, gdy Katarczycy poważnie rozważali inwestycję w siatkówkę, ale po kilku latach wyraźnie wyhamowali.
2009 rok, katarska Doha. Po siedemnastu latach przerwy FIVB, dzięki pieniądzom Katarczyków, reaktywowała Klubowe Mistrzostwa Świata. Na każdym kroku widać było przepych. Drużyny mieszkały w luksusowym Grand Regency Doha, posiłki jadały w sali balowej, która na oko miała grubo ponad tysiąc metrów kwadratowych, a nad stołami wisiały niezwykłej wielkości złote żyrandole. Wszystko luksusowe, wszystko drogie. Łącznie z Internetem, którego, chyba przez pomyłkę, zapomniano zapewnić w hotelu siatkarzom. Gdy okazało się, że za jeden dzień korzystania z hotelowego wifi trzeba zapłacić około 50 dolarów, gospodarze naprawili ten błąd i już oni płacili. Jak za wszystko.
Na trybunach hali w kompleksie Akademii Aspire – co ciekawe, na co dzień ten obiekt służył wyłącznie kobietom uprawiającym sport – właściwie nikogo nie było. Jacyś pojedynczy przypadkowi ludzie, do tego kilkunastu Polaków i kilkudziesięciu Włochów z Trydentu. Dopiero w kolejnej edycji, gdy w turnieju kobiet walczyła żeńska drużyna Fenerbahce Stambuł, hala wypełniała się do ostatniego miejsca Turkami pracującymi w Katarze. Inne mecze interesowały bardzo niewielką grupkę osób.
Dla Katarczyków przez kilka lat nie miało to żadnego znaczenia, a przynajmniej nie przejmowali się tym, bo mieli ambicje zmieniania siatkówki. Zwłaszcza w pierwszym roku, gdy przeforsowali absurdalną zmianę przepisów, nazywaną „złotą formułą”. Generalnie chodziło w niej o to, że pierwszy atak po przyjęciu zagrywki musiał zostać wykonany z drugiej linii. W zamyśle pomysłodawców, a właściwie pomysłodawcy, niejakiego Aliego Husseina, który wtedy rządził katarską siatkówką i w trakcie KMŚ w 2009 roku decydował absolutnie o wszystkim, miało to zwiększyć liczbę widowiskowych obron i uatrakcyjnić siatkówkę. Wyszło średnio, środkowi było właściwie zbędni, a w bełchatowskiej ekipie popularny był nawet żart, że jakby Daniel Pliński poszedł w trakcie meczu do pobliskiej galerii handlowej Villaggio Mall – wyróżniającej się na tle innych siecią kanałów i pływającymi po nich gondolami – to w statystykach nie byłoby tego widać. Ważni byli tylko bardzo mocni i skoczni gracze, jak Bartosz Kurek, czy Mariusz Wlazły. Mr. Hussein, mimo krytyki, która spadła na jego pomysł ze wszystkich możliwych stron, nie tracił dobrego humoru. Był przekonany, że kiedyś siatkarski świat doceni jego fantastyczny pomysł. Na razie musi ciągle czekać.
W kolejnych latach, gdy Katar gościł uczestników Klubowych Mistrzostw Świata – jeszcze dwukrotnie PGE Skrę i raz Jastrzębski Węgiel – już takich szalonych pomysłów nie było, co nie znaczy, że nie było zaskakujących momentów, jak choćby drugi rozgrywający z drużyny gospodarzy z minimum dwudziestokilogramową nadwagą przy bardzo mizernym wzroście. Złotej formuły jednak nic nie przebiło.
Katarczycy wydawali wtedy na siatkówkę duże pieniądze, być może nawet nikt nigdy nie płacił za jeden turniej tak dużo. To na pewno trzeba docenić, podobnie jak i to, że chętnie ściągali do siebie gwiazdy światowej siatkówki – czy to na sezon, czy czasem na pojedyncze turnieje, głównie prestiżowy w tym kraju Puchar Emira. Grało tam też kilku Polaków, m.in. Mariusz Wlazły, który będąc graczem PGE Skry dostał zgodę na krótkoterminową umowę w Katarze. Byli tam też – jedni krócej, drudzy dłużej choćby Łukasz Kadziewicz, Zbigniew Bartman, czy Łukasz Żygadło. Ale nie brakowało też gwiazd z innych krajów, choćby Earvin N’Gapeth, Matej Kazijski, Osmany Juantorena, Robertlandy Simon i wielu, wielu innych.
Gdy w 2012 roku Katar ostatni raz organizował Klubowe Mistrzostwa Świata, katarską federacją rządził już Khalid Ali Al-Mawlawi, człowiek mocno wpływowy w katarskiej rzeczywistości, swego czasu jedna z ważnych osób flagowej katarskiej instytucji – Qatar Foundation. Al-Mawlawi swego czasu miał bardzo duże ambicje, a czerpać chciał z polskich doświadczeń. Przyjechał m.in. na jeden z meczów CEV Ligi Mistrzów, które PGE Skra Bełchatów organizowała w łódzkiej Atlas Arenie.
Choć nie można wykluczyć, że Katarczycy zdecydują się na organizację mistrzostw świata – FIVB z przyjemnością przyzna im tę możliwość, to raczej pewne – ale będzie to już któraś z kolei wielka światowa impreza w emiracie. Futbol oczywiście przesłania wszystko, ale warto dodać, że w Dosze odbyły się już m.in. lekkoatletyczne mistrzostwa świata w hali i na stadionie, czy mistrzostwa świata piłkarzy ręcznych. Przy okazji – duży szacunek dla szefów katarskiej siatkówki, że z kadry nie zrobili podobnego cyrku, jak w piłce ręcznej, gdzie grali niemal wyłącznie zawodnicy „naturalizowani”. Postępy robią przez to wolniej, ale robią – w tym roku pierwszy raz w historii zagrali w mistrzostwach świata, a w igrzyskach azjatyckich i mistrzostwach Azji plasowali się ostatnio blisko podium. Też mają w kadrze graczy z innych krajów, ale skala zjawiska, w porównaniu z piłką ręczną przed mistrzostwami świata w 2015 roku, jest nieporównywalna.
Dziś w Katarze zacznie się piłkarski mundial, jedno z najważniejszych wydarzeń sportowych na świecie. Okoliczności przyznania tych mistrzostw małemu arabskiemu krajowi, później budowy obiektów i wreszcie przepisów podczas mistrzostw sprawiają, że ta miliardowa inwestycja nie przyniesie dobrego wizerunku krajowi, który – trzeba to podkreślić – od dwóch pokoleń rządzony jest przez ludzi, którzy mają wielkie ambicje i zrobili bardzo wiele, by rozwinąć gospodarkę i poziom życia Katarczyków. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu żyli oni bowiem na bardzo przeciętnym poziomie, a kilka lat temu w zestawieniu krajów z dochodem na jednego mieszkańca zajęli pierwsze miejsce i to nie tylko dzięki bogactwom naturalnym. Na pewno sport będzie mógł przez wiele lat korzystać na współpracy z Katarczykami. Czy siatkówka tym razem wykorzysta szansę?
Powrót do listy