Święta wojna z „game over”, czyli elektryzujące potyczki PGE Skry z Asseco Resovią
W ostatniej dekadzie nic nie rozgrzewało tak kibicowskich głów, jak starcia PGE Skry Bełchatów z Asseco Resovią Rzeszów. Nawet dziś, gdy w PlusLidze dominuje od dwóch lat ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, serca fanów znów mocniej zabiją, gdy po dwóch stronach siatki staną ekipy z Bełchatowa i z Rzeszowa. Ich elektryzująca rywalizacja zaczęła się prawie 14 lat temu, 27 listopada 2004 roku, gdy po raz pierwszy zmierzyły się w ówczesnej Polskiej Lidze Siatkówki.
Pierwszy. To było zderzenie światów, dodajmy, że dwóch różnych. AKS Resovia Rzeszów wróciła po 14-latach do siatkarskiej elity i dopiero zaczęła budowę drużyny, stawiała pierwsze kroki w zawodowej lidze. Po drugiej stronie stanął zespół trenera Ireneusza Mazura, który miał liczyć się w walce o mistrzostwo. W ekipie gospodarzy wystąpili m.in. Piotr Łuka, Tomasz Kozłowski, Stanisław Pieczonka, Tomasz Józefacki, bełchatowianie grali napędzani Piotrem Gruszką, Andrzejem Stelmachem, Krzyśkiem Ignaczakiem czy grającym do dziś w PGE Skrze – Robertem Milczarkiem (z tamtego sezonu do dziś w Asseco Resovii pozostał Łukasz Perłowski). Zderzenie światów zakończyło się gładkim 3:0 dla gości. Ostatecznie AKS zajął 7. miejsce w lidze, a PGE Skra zdobyła swoje pierwsze z siedmiu kolejnych mistrzostw Polski!
Dwadzieścia razy z rzędu. Tak można najkrócej opisać to, jak trudno grało się w tamtych czasach z dominatorami z Bełchatowa. Rzeszowianie musieli czekać aż tyle spotkań, by wreszcie pokonać PGE Skrę w meczu ligowym, a przez 20 kolejnych meczów większość przegrywali 0:3. Trudno się zatem dziwić, że jedni z najwspanialszych polskich kibiców – fani z Podpromia – marzyli o dniu, w którym ich drużyna (wzmocniona wsparciem potężnego sponsora – firmy Asseco Poland) wreszcie się odegra. W końcu się doczekali...
„Game over”. Transparent tej treści, przygotowany przez kibiców Asseco Resovii wywołał oburzenie graczy z Bełchatowa, m.in. Mariusza Wlazłego i chyba na dłuższy czas dolewał oliwy do ognia przed meczami obu tych ekip. Resoviacy po prostu przygotowali się na sytuację, gdy po pierwszej wygranej w Rzeszowie ich drużynie do awansu do kolejnej rundy Pucharu Polski, wystarczał wygrany choć set. 2 stycznia 2010 roku w Hali Energia to się Resovii udało i wtedy na trybunach pojawił się transparent z wspomnianym hasłem. Pewnie wśród kibiców piłkarskich taka sytuacja nie wywołałaby zupełnie żadnych emocji, jednak w niezwykle kulturalnym i stonowanym świecie siatkarskich kibiców to było coś, co przez chwilę wywołało prawdziwą burzę. Ostatecznie oba kluby „pogodził” Jastrzębski Węgiel, który sprzątnął to trofeum sprzed nosa Resovii (która była chyba wtedy najbliżej triumfu w Pucharze Polski).
Mika-superstar! Tymczasem rzeszowianie przyjmowali kolejne ligowe ciosy, aż w końcu sami wyprowadzili skuteczny prawy-prosty. 23 kwietnia 2010 roku (prawie sześć lat oczekiwania!) w meczu ligowym Asseco Resovia pokonała PGE Skrę, a bohaterem meczu został Mateusz Mika, który zagrał kapitalne zawody. Chyba wtedy po raz pierwszy wielu kibiców i komentatorów zobaczyło, jak wielki potencjał drzemie w późniejszym mistrzu świata. Asseco Resovia przełamała klątwę, wygrała bitwę, jednak kolejną wojnę zwyciężyła PGE Skra – sięgając po mistrzostwo Polski.
W jaskini lwa. 21 stycznia 2012 roku w hali Podpromie doszło do hitowego starcia Asseco Resovii z PGE Skrą w półfinale Pucharu Polski. Kibice zobaczyli genialne widowisko, które padło łupem gości (trzy z czterech setów grane na przewagi). Bełchatowianie dzień później wygrali jeszcze finał i zdobycie Pucharu Polski świętowali w samej jaskini lwa.
Gigantem po mistrza. Wielu kibiców Resovii, gdy podamy datę 22 kwietnia 2012 roku od razu będzie wiedziało, o co chodzi. Wiele lat oczekiwania (od 1975 roku!) i w końcu mistrzostwo Polski! Tego dnia kapitalnie, kosmicznie zagrał Gyorgy Grozer. Zdobył 31 pkt, atakował z niemalże 70-procentową skutecznością, blokował, bronił i punktował zagrywką. To był teatr jednego aktora! Tym bardziej godny podkreślenia, że Niemiec już wiedział, iż opuszcza Rzeszów i będzie to jego pożegnalny występ. Powiedział „do widzenia” w wielkim stylu, będąc chyba obok Mariusza Wlazłego, najlepszym atakującym występującym kiedykolwiek w PlusLidze. Wracając jednak do meczów finałowych, to niesamowite rzeczy działy się od samego początku, Asseco Resovia wygrała dwa spotkania w Bełchatowie (pierwsze w ogóle w historii!) i potem u siebie już tylko kończyła dzieło. A drugi mecz w Hali Energia przeszedł do historii ze względu na niebywałą awanturę w trakcie czwartego seta i tuż po zakończeniu spotaknia. Tak sytuację opisywał „Przegląd Sportowy”: „W czwartej odsłonie zażarta walka trwała do stanu 14:13 dla Resovii. Wówczas po ataku Paula Lotmana sędziowie przyznali punkt bełchatowianom. Goście poprosili jednak o sprawdzenie akcji twierdząc, że Amerykanin zaatakował po bloku. Arbitrzy po analizie wideo uznali, że rzeczywiście piłka otarła się o palce Bartosza Kurka. Gracze i trenerzy Skry zaczęli łapać się za głowy i głośno protestować. – Niech mi pan pokaże, że był blok. Na litość boską, niech mi pan pokaże ten blok – mówił mocno zdenerwowany szkoleniowiec bełchatowian Jacek Nawrocki. – Cały rok zapieprzałem na tej sali, a ty jedną decyzją marnujesz cały mój wysiłek i teraz śmiejesz mi się w nos i wymyślasz blok – krzyczał Kurek w kierunku szefa kolegium sędziów Andrzeja Lemka.
Tak czy inaczej, rzeszowianie pokonali odwiecznego rywala i po raz pierwszy od 1975 roku mogli świętować mistrzostwo Polski, które smakowało tym lepiej, że zdobyte bezpośrednio w starciu z dotąd niedoścignioną Skrą.
Ćwierćfinałowe wejście smoka. Mało kto się tego spodziewał, lecz w sezonie 2012/13 obie ekipy spotkały się już na etapie ćwierćfinałów play-off. I doszło do kapitalnej walki, która rozstrzygnęła się dopiero po pięciomeczowej wojnie nerwów, oczywiście w tym ostatnim spotkaniu decydował tie-break. To była prawdziwa uczta dla kibiców. Triumf Asseco Resovii spowodował, że po sezonie podziękowano za pracę trenerowi Jackowi Nawrockiemu (PGE Skra ostatecznie skończyła sezon na 5. miejscu) a żaden iny trener nie próbował już później przestawiać Mariusza Wlazłego na przyjęcie.
Z tego pięciomeczowego boju zapamiętaliśmy też na pewno wejście smoka Zbigniewa Bartmana w meczu nr 2, gdy pojawił się w tie-beaku i potrafił odwrócić jego losy, choć PGE Skra prowadziła 7:3. „Zibi” zaraz po wejściu powiedział rozgrywającemu, by wystawiał wszystko do niego, bo będzie kończył. I tak też się stało – Bartman show pozwolił Resovii na triumf nad Skrą.
11 tysięcy powodów do oklasków. Aż tylu widzów w łódzkiej Atlas Arenie oglądało stracie tych dwóch drużyn w sezonie 2014/15 (dokładnie 30.11.2014). Tak liczna widownia nie miała jednak przed sobą wielkiego widowiska, bo gospodarze wygrali bardzo gładko 3:0, a mecz nie miał żadnej historii. Poza tą, że tak wielka liczba widzów na zwykłym meczu ligowym powodowała, że o PlusLidze i obu ekipach pisano także poza granicami naszego kraju.
Bitwa na skalę Europy. Rywalizacja PGE Skry i Asseco Resovii miała także swój rozdział na arenie międzynarodowej. 28 marca 2015 roku w Berlinie, w półfinale Final Four rzeszowianie wygrali 3:0. Dzień później Asseco Resovia przegrała w wielkim finale, a PGE Skra musiała uznać wyższość gospodarzy, prowadzonych przed Marka Lebedewa, dzisiejszego szkoleniowca Jastrzębskiego Węgla.
Gracze po obu stronach barykady. Przede wszystkim Krzysztof Ignaczak, który najpierw świętował mistrzostwa Polski z PGE Skrą, by później po złoto sięgać także w barwach Asseco Resovii. W obu klubach uwielbiany, mimo że trafił do dwóch zaciekle rywalizujących ekip. Podobnie zresztą było w przypadku Pawła Woickiego, Marcina Możdżonka, Bartosza Kurka, Macieja Dobrowolskiego, Zbigniewa Zielińskiego, czy ostatnio Nikołaja Penczewa. Mimo rywalizacji, kibice obu drużyn zawsze potrafili uszanować swych byłych graczy (może poza krótkimi gwiazdami), którzy przeszli do obozu „wroga”.
W środę w Bełchatowie będziemy świadkami starcia nr 62 (53 w PlusLidze, 6 w PP, 1 w Super Pucharze, 1 w LM) tych drużyn, na razie PGE Skra wygrała 44 razy, Asseco Resovia 17. Jak będzie tym razem? Czy ten mecz będzie zasługiwał na kolejną pozycję na liście bełchatowsko-rzeszowskich hitów?